search
REKLAMA
Seriale TV

THE OFFICE. „Diversity Day”, czyli dzień, w którym narodził się najlepszy sitcom w historii

„Diversity Day” nie był pierwszym odcinkiem „The Office US”, ale to on zdefiniował amerykańską wersję serialu.

Natalia Hluzow

19 czerwca 2022

the office diversity day
REKLAMA

W poprzednim odcinku #14 THE OFFICE. „Diversity Day”, czyli dzień, w którym narodził się najlepszy sitcom w historii

Diversity Day został po raz pierwszy wyemitowany przez stację NBC 29 marca 2005 roku. Odcinek przedstawiający firmowe szkolenie z tolerancji był drugim epizodem The Office US, a zarazem pierwszym, który od podstaw napisali amerykańscy twórcy. Po wiernej adaptacji brytyjskiego oryginału w pilocie scenarzyści zdecydowali się pójść własną drogą, zaznaczając tym samym wyraźną granicę między Biurem Ricky’ego Gervaisa a opowieścią o pracownikach regionalnego oddziału firmy Dunder Mifflin w Scranton w stanie Pensylwania. I choć dopiero w drugim sezonie Greg Daniels i spółka pokazali całkowicie odmienne oblicze The Office, drugi odcinek pierwszego sezonu położył kamień węgielny pod indywidualny kierunek amerykańskiej wersji i zasygnalizował zupełnie inny sposób opowiadania o niekompetentnym szefie i jego zniesmaczonych podwładnych. Mockumentalny styl i ogólny zamysł pozostały te same, jednak w Diversity Day zostało zasiane ziarno, z którego przez kolejne dziewięć lat wyrastała opowieść dużo bliższa amerykańskim widzom o postaciach bardziej skomplikowanych i budzących znacznie większą sympatię niż David Brent i jego zespół. 29 marca 2005 narodził się jeden z najlepszych seriali komediowych w historii amerykańskiej telewizji.

Mockumentalny eksperyment na amerykańskim sitcomie

Serial Biuro został stworzony przez Ricky’ego Gervaisa i Stephena Merchanta w 2001 roku. Cztery lata później, już po zakończeniu brytyjskiej produkcji, Greg Daniels zaadaptował go do amerykańskiej telewizji. Showrunner, który szlifował swój scenopisarski talent przy takich klasykach jak Saturday Night Live czy Simpsonowie, połączył siły z Michaelem Schurem, Mindy Kaling, B.J. Novakiem i Paulem Liebersteinem, którzy stanowili stały zespół autorski. Byli też producentami serialu, reżyserowali poszczególne odcinki oraz wcielali się w role Mose’a, Kelly, Ryana i Toby’ego.

Podobnie jak oryginał, amerykańska wersja opowiadała o szarych pracownikach firmy papierniczej, którzy odliczają godziny do końca dniówki, snując się po biurze, plotkując, układając pasjansa i niechętnie biorąc udział w chorych inicjatywach szefa. Również zgodnie z brytyjskim pierwowzorem serial wykorzystywał formułę mockumentu, a więc produkcji fabularnej, w której aktorzy udają bohaterów filmu bądź serialu dokumentalnego. Twórcy zrezygnowali ze sceny w studiu telewizyjnym, z podłożonych śmiechów i kiczowatej muzyczki informującej o zmianie scenerii. Zatrudnili filmowców doświadczonych w dokumentalnych produkcjach, wyposażyli ich w kamerę z ręki i przenośny sprzęt do rejestracji dźwięku, a następnie zamknęli razem z obsadą w pomieszczeniach biurowych zbudowanych na potrzeby serialu.

Początkowo starano się wiernie oddać klimat i komizm Biura z 2001 roku, jednak szybko zorientowano się, że angielski humor nie zadziała w Stanach i ciężki dowcip Gervaisa na dłuższą metę będzie nie do zniesienia dla widowni z USA. Postanowiono więc zmienić kurs. Czerpiąc z tego, co sprawdzone w amerykańskiej telewizji, rozjaśniono nastrój i zmodyfikowano bohaterów tak, by łatwiej było się z nimi utożsamić. Bezpardonowy, bazujący na dyskomforcie humor pozostał, jednak zyskał bardziej ludzkie oblicze. Serial rozkwitał z każdym kolejnym sezonem, jednak wszystko zaczęło się od tego dnia – Dnia Różnorodności.

the office diveristy day

Tolerancja według Michaela Scotta

Odcinek Diversity Day napisał B.J. Novak, czyli serialowy Ryan, który miał wówczas 25 lat i debiutował w roli scenarzysty. Reżyserował Ken Kwapis. Tematem epizodu było firmowe szkolenie dotyczące tolerancji i wzajemnego szacunku w miejscu pracy, które zostało zorganizowane w odpowiedzi na skargi dotyczące szefa i jego niestosownego zachowania. Oficjalne spotkanie z pracownikami prowadził wysłannik korporacji, co oczywiście nie było w smak Michaelowi Scottowi. To on chciał poczuć się liderem – siewcą miłości i równości w swoim biurze. Po wyjeździe pana Browna (którego nazwisko uznał za test tolerancji) zorganizował więc własny Dzień Różnorodności, podczas którego kazał swoim pracownikom przykleić sobie do czoła karteczki z nazwami różnych narodowości, a następnie odgadywać je na podstawie opisów kolegów z biura. Nie mogąc wycisnąć z podwładnych używania najgorszych stereotypów (co w mniemaniu Michaela miało doprowadzić do wczucia się pozycję mniejszości), postanowił sam pokazać, „jak to się robi”, drażniąc Kelly, pracownicę indyjskiego pochodzenia, swoimi skrajnie rasistowskimi wygłupami. W rezultacie został przez nią spoliczkowany. W roli Kelly po raz pierwszy pojawiła się wówczas jedna z najważniejszych scenarzystek serialu, Mindy Kaling.

Jak ujawniła później Jenna Fischer, odtwórczyni roli Pam, Diversity Day wykorzystywał potworne doświadczenia jednego z asystentów pracujących przy serialu, który był uczestnikiem podobnego „szkolenia” na studiach. Nie, nie tego, które zleciła centrala, lecz tego naśladującego zabawę w „czółko”, które wymyślił Michael.

the office diversity day

Spoliczkowany rasizm

Odcinek został doceniony przez krytyków, którzy chwalili go przede wszystkim za odcięcie się od brytyjskiego pierwowzoru. Nie dało się także pominąć fantastycznych kreacji aktorskich, które znacząco wyróżniały się na tle tego, co mogliśmy oglądać w sitcomach z tamtych lat. Steve Carell poza twarzą denerwującego pajaca, pokazał też cały wachlarz emocji, stojących za zachowaniem Michaela, pozostała obsada zaś, bez wyjątku, niesamowicie naturalnie oddała uczucia niezręczności i zażenowania całą sytuacją.

Rzeczona sytuacja spotkała się jednak z mieszanymi reakcjami publiczności z uwagi na obraźliwe wypowiedzi regionalnego managera i naśmiewanie się ze stereotypów dotyczących koloru skóry i przynależności etnicznej. Faktem jest, że Diversity Day jest jednym z mocniejszych epizodów The Office US. Ale tym lepiej, że pojawia się zaraz na początku serialu, pozwalając widzom zweryfikować ich odczucia wobec produkcji. Kto bowiem nie potrafi znieść drugiego odcinka The Office, tego nie będą cieszyć kolejne. Amerykańscy twórcy wykładają tu swoje karty, mówiąc – albo nas pokochasz, albo znienawidzisz. Tak, będzie niezręcznie i niekomfortowo, będziecie czuli się zażenowani i często nie będziecie w stanie patrzeć na to, co dzieje się na ekranie – dokładnie tak, jak podczas oglądania brytyjskiego oryginału. Nie będziemy jednak śmiać się z tego, że ktoś jest dupkiem. Będziemy piętnować nieakceptowalne zachowania, policzkując je i ośmieszając. Ostrze żartów w Diversity Day nie jest bowiem wycelowane w mniejszości rasowe, lecz w rasistów. Oglądając drugi odcinek The Office US, mamy śmiać się z Michaela, a nie razem z nim.

the office diversity day

W tym kontekście strasznie smuci fakt, że w 2021 roku stacja Comedy Central postanowiła pominąć Diversity Day w maratonie serialu. Wówczas powstały też liczne artykuły, które wskazywały odcinek jako jeden z tych, które nie zestarzały się zbyt dobrze. I jedno, i drugie, choć z pewnością podszyte dobrą wolą, pokazywało, jak bardzo nie zrozumiano przekazu płynącego z The Office US.

Odcinek, który zdefiniował cały serial

Realizując drugi epizod serialu, twórcy z USA szukali jeszcze własnego języka i środków, jakimi chcą przekazywać swoje tezy. Wiedzieli już jednak, że będą musieli bardziej zanurzyć się w tym, co znają z własnego podwórka – zarówno jeśli chodzi o nastroje społeczne i kulturę pracy, jak i sposób konstruowania historii. Diversity Day wyznaczył obszar, po jakim poruszano się przez wszystkie 9 sezonów. Pokazał, że zamierza wyśmiewać rasistów, szowinistów i homofobów, jednocześnie nie oszczędzając amerykańskich korporacji, które rozwiązują poważne sprawy durnymi szkoleniami; firm, za których ogładą i „poprawnością polityczną” nie stoi żadna prawdziwa troska o drugiego człowieka. Zrobił też inną ważną rzecz. Przedstawił bohaterów, którzy są czymś więcej niż personifikacjami najbardziej irytujących cech, z jakimi mieliście okazje zetknąć się w swoim życiu zawodowym.

Michael Scott miał rozwinąć swoje skrzydła dużo później i dopiero w kolejnych sezonach pokazać się jako wielowymiarowa postać. Jednak już w drugim odcinku żałosny, niekulturalny i irytujący szef oddziału Dunder Mifflin pokazał twarz o wiele bardziej ludzką od tej, którą przez dwa sezony prezentował jego brytyjski odpowiednik. Michael nie potrafi funkcjonować w społeczeństwie, jego umiejętności interpersonalne nie mogłyby być niższe, ale przy tym nie jest człowiekiem złym ani bezdusznym. Bohater grany przez Steve’a Carella w gruncie rzeczy ma szczere intencje. Jego żałosne i niestosowne zachowanie wynika z głupoty, ignorancji i gigantycznych kompleksów. W Diversity Day nie odkrywa jeszcze wszystkich swoich kart. Widzimy jednak, jak zdezorientowany jest po policzku wymierzonym mu przez Kelly. Możemy dostrzec, że jest mu głupio. Przez moment w tym odstręczającym typie, który dręczy swoją pracownicę, widzimy już człowieka, który nie raz nas wzruszy i któremu niejednokrotnie będziemy współczuć. Twórcy The Office US bynajmniej nie próbują w ten sposób wybielać wizerunku codziennych rasistów. Pokazują jedynie, że świat nie jest czarno-biały.

W pierwszym oryginalnym odcinku Amerykanów ważne jest także to, co rozgrywa się na drugim planie. Rodzi się tu m.in. jeden z najbardziej uwielbianych przez fanów motywów – stosunek Michaela do Toby’ego, którego rola (kreowana przez scenarzystę Paula Liebersteina) początkowo nie miała być aż tak rozbudowana. Kiełkują też dwie inne, dużo piękniejsze relacje. W obydwie zaangażowany jest Jim, którego urok, brak pewności siebie, a czasem też cringe’owość, John Krasinski oddaje z wyczuciem godnym Oscara. W Diversity Day grany przez niego bohater usiłuje domknąć transakcję ze swoim najważniejszym klientem, która każdego roku przynosi mu najwyższą prowizję. W szufladzie ma już nawet przygotowanego na tę okazję miniaturowego szampana. Całe zamieszanie sprawia jednak, że nie udaje mu się tego zrobić. Klienta kradnie mu sprzed nosa Dwight (fenomenalny Rainn Wilson). I choć jeszcze wiele razy będziemy przyglądać się, jak Jim droczy się ze swoim nieprzystosowanym społecznie kolegą z sąsiedniego biurka, już w drugim odcinku twórcy zaznaczają, że nie jest to Tim, w którego w brytyjskiej wersji wcielał się Martin Freeman. Mimo licznych zbieżności między postaciami bohater Krasinskiego nie jest typem uroczego, lecz tak naprawdę okrutnego prymusa, który znęca się nad klasowym dziwakiem. Kiedy orientuje się, że Dwight przejął jego klienta… stawia mu na biurku swojego małego szampana. Rekompensatą za wszystkie niedogodności jest dla niego obecność Pam, z którą w przyszłości stworzy jeden z najbardziej uroczych i normalnych związków w historii telewizji. Na razie nie wchodzi to jeszcze w grę, ale sam fakt, że przypadkowo położyła głowę na jego ramieniu, pozwala mu stwierdzić w finale odcinka, że „to nie był wcale aż tak zły dzień”.

the office diversity day

Te niełatwe przyjaźnie, małe gesty i drobne czułości będą rekompensowały wiele trudnych do zniesienia momentów także widzom, umożliwiając rozwijanie tej historii przez dziewięć kolejnych lat. Brytyjskie Biuro, pozbawione wszelkiego dobra, ciepła i nadziei, nie miało prawa utrzymać się tak długo na ekranie. I w żaden sposób nie świadczy to o wyższości jednej wersji nad drugą. Pokazuje jedynie, że są to tak naprawdę dwa zupełnie różne seriale, z których ten nowszy narodził się wraz z odcinkiem Diversity Day.

Natalia Hluzow

Natalia Hluzow

Miłośniczka twórczości Tarantino, Nolana, Waititiego, kina superhero i serialu „The Office” (US!) wychowana na „Władcy pierścieni” i „Zabójczej broni”. Za synonimy filmowego arcydzieła uważa „Fight Club”, „Bękarty wojny” i „Incepcję”. Jej najnowszą miłością jest „Batman” Matta Reevesa. Na przekór stereotypom dotyczącym osób po szkołach filmowych, ponad wszystko kocha kino mainstreamowe i wszelkie toczące się w jego ramach gry intertekstualne. Nienawidzi wydumanych dialogów, papierowych postaci i kiedy twórcy wątpią w inteligencję widza.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor