AKTORSKIE ZMARTWYCHWSTANIA, czyli NAJWIĘKSZE POWROTY z artystycznego niebytu
Brendan Fraser
Chyba najsłynniejsze w ostatnim czasie hollywoodzkie redemption story. Na początku lat 90. ten młody, pełen wiary i nadziei na wielkie rzeczy aktor uznawany był za jeden z największych talentów w Fabryce Snów. Kto by powiedział, że kariera perspektywicznego młodego aktora po rolach w Jaskiniowcu z Kalifornii czy Mumii legnie na jakiś czas w gruzach? Brendan otrzymał kilka życiowych ciosów, został złamany przez depresję, tylko po to, aby triumfalnie powrócić w hipnotyzującej roli w Wielorybie? Jego powrót umożliwił specjalista od wskrzeszania karier: Darren Aronofsky. Reżyser już robił to wcześniej przy okazji Wrestlera, bo o nim mowa, jak i Wieloryba, reżyser dał też światu coś, co wykracza poza film – niesamowite redemption story i 2 wielkie powroty. Ta reguła dotyczy odpowiednio Mickey Rourke’a i Brendana Frasera. Za obydwoma aktorami stoi ciężka historia, hollywoodzki upadek. Byli pożywką dla prasy, zostali okropnie doświadczeni przez życie, przeszli traumę i… dostali szansę na wielki powrót od Aronofsky’ego, a ten pozwolił im wzbić się na wyżyny swoich możliwości. Charlie to pokaz niesamowitej synergii talentu, zaangażowania i oddania duszy roli. Przykład tego, jak potrafi ona przerosnąć film.
Krystyna Feldman
Legenda polskiego teatru i kina przez całe życie grała drugo-, a nawet trzecioplanowe role. Była traktowana jako aktorka charakterystyczna (sama się za taką uważała), która może zagrać naprawdę wiele. Jak stwierdziła („Przekrój” 2004, nr 23–25): Rola to rola. […] Nie można więc grać byle jak. Epizod czemuś służy. I trzeba dać z siebie wszystko. Jeszcze bardziej niż w głównej roli. Jednak w świadomości popkulturowej została wrzucona do szuflady jako Babka Kiepska. Trzy lata przed swoją śmiercią Krzysztof Krauze, dosyć zaskakująco jak na polskie warunki, postanowił, że to właśnie Krystyna Feldman zagra tytułową rolę w jego filmie Mój Nikifor, gdzie aktorka wcieliła się w malarza z zaburzeniami mowy i słuchu. Hipnotyzująca, niejednoznaczna rola stała się jedną z najlepszych w historii naszego kina. Feldman zagrała ją w wieku 78 lat. Niesamowite.
Charlie Chaplin
Chyba nie istnieje postać, która bardziej zespoliłaby się z człowiekiem, który ją odgrywa, niż Charlie Chaplin. No właśnie, w powszechnej świadomości kulturowej nie istnieje bezimienny wagabunda, ten sympatyczny miejski włóczęga z karykaturalnym strojem, specyficznym chodem i TYM melonikiem na głowie, tylko właśnie Charlie Chaplin. Na temat stworzonego przez genialnego aktora bohatera powstało tyle monografii, że wstyd byłoby mi tu skrótowo podejmować się analizy legendarnych ról z Brzdąca, Świateł wielkiego miasta czy Gorączki złota. Chaplin był esencją i ikoną komedii slapstickowej podszytej jakąś dziwną melancholią, ukrytym głęboko pod płaszczem humoru dramatem. Idealnie wykorzystywał ograniczenia i dobrodziejstwa epoki niemego kina. Wraz z przewrotem dźwiękowym jego gwiazda może nie tyle, że zaczęła blaknąć, co… przestawała być potrzebna. Przynajmniej tak się wydawało, gdy zachłyśnięci dźwiękiem, zmianą sposobu narracji widzowie zapomnieli o niektórych gwiazdach kina niemego. Aż do momentu, gdy zobaczyli Dyktatora. Od tego filmu z 1940 roku wszystko się zaczęło w kwestii nietypowego opowiadania o wojnie. To jedna z ostatnich wielkich produkcji schodzącego z piedestału Chaplina. Jest to zaskakująco gorzki film, znamię strasznych czasów oraz momentu w karierze wielkiego komika. Ponadczasowe dzieło. A rola Chaplina? Przejmująca, wielowymiarowa, korzystająca z narzędzi tak znanych aktorskim popisom sprzed lat, a jednocześnie podbita wielkim dramatyzmem.
John Travolta
W latach 70. i 80. John Travolta był na absolutnym szczycie. Jest przykładem niemal podręcznikowej hollywoodzkiej kariery, gdzie wzloty, upadki i zastoje przeplatają się ze sobą niemal sinusoidalnie. Aktor, piosenkarz i tancerz znikał z ekranów, powracał, naprzemiennie stawał się obiektem uwielbienia, rozczarowania, a nawet kpiny. Jednego nie można mu odmówić – to prawdziwa postać, charyzmatyczna osobowość. Dzięki Gorączce sobotniej nocy z 1977 (nominacja do Złotego Globu i Oscara) i Grease z 1978 stał się ikoną popkultury, idolem młodzieży, jednym z symboli seksu na całym świecie. Jego magnetyzm nie wystarczył jednak, aby odnosić nieustanne sukcesy. W latach 80. Travolta płynął jeszcze z prądem, w 1985 zatańczył nawet w Białym Domu z Księżną Dianą, jednak żadna produkcja z jego udziałem nie urzekła widzów, trafiły się też spektakularne klapy, takie jak role w Być doskonałym czy W swoim rodzaju. Z tego powodu aktora było coraz mniej, aż w końcu niemal zniknął z ekranów. W tym czasie Travolta wstąpił do kościoła scjentologów. Wokół niego, jak to często bywa w przypadku podupadających karier, zaczęły rosnąć różne skandale. Z aktorskiego niebytu wyrwał go nie kto inny jak Quentin Tarantino, który obsadził go w swoim kultowym Pulp Fiction. Niewiele brakowało, aby Travolta nie dostał roli Vincenta Vegi. Producenci również brali pod uwagę m.in. Daniela Day-Lewisa, Seana Penna czy Williama Hurta. Aktor mógł też zrezygnować z występu w Tarantinowskim hicie pod wpływem negatywnych ocen ze strony scjentologów, zwłaszcza jednego z jej członków: Mike’a Rindera, który był źródłem jego głębokich rozterek. Travolta w końcu jednak się zdecydował zagrać i to był punkt zwrotny w jego życiu. Kreacja uzależnionego od heroiny płatnego zabójcy to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i ikonicznych ról w historii kina – dowcip, dialogi, rozedrgany sposób gry, niezapomniane duety z Samuelem L. Jacksonem i Umą Thurman kupiły widzów i krytyków. Po sukcesie filmu, a także samego aktora, którego doceniono nominacją do Oscara, przyszły kolejne role, a kariera Travolty nabrała nowego rozpędu. Wciąż wyglądała jednak jak prawdziwa kolejka górska, do tego doszły wielkie tragedie osobiste (śmierć żony i syna), powodując, że Travolta stał się jednym z najbardziej niejednoznacznych, wyjątkowych i trudnych do zaszufladkowania aktorów. Nie bez kozery porównuje się go czasem z Nicolasem Cage’em, a ich wspólny występ w Bez twarzy obrósł swoistą legendą.