search
REKLAMA
Zestawienie

8 UDANYCH ADAPTACJI GIER WIDEO. Z konsoli i komputera na wielki ekran.

Jakub Piwoński

13 maja 2018

REKLAMA

Angry Birds Film (2016), reż. Clay Kaytis, Fergal Reilly

Mocno niedoceniony film animowany. Przez kina przeszedł niemal bez większego echa, choć patrząc po wynikach box office’u – swoje zarobił. Owszem, jest to film będący częścią wielkiej marki, który powstał głównie po to, by wzrosła sprzedaż z zabawek i gadżetów. I owszem, jego sztampowa fabuła może wielu znużyć. Zabijcie mnie jednak, ale akurat mi podczas seansu uśmiech nie mógł ani na chwilę zejść z twarzy. Według mnie scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty, rozwijając ideę gry do rozmiarów namacalnego świata. Gra praktycznie bez fabuły w końcu otrzymała historię, i to w dodatku taką, która jest adekwatna do jej założeń. Elementy mechaniki gry zamienione zostały na ciekawe fragmenty przygód głównego bohatera. Najbardziej jednak polubiłem przesłanie. W nim dobrze ukierunkowana agresja, umieszczona na dobrze napiętej procy, także jest w cenie, także może się społeczeństwu przydać, wyodrębniając przy tym prawdziwego bohatera.

Tomb Raider (2018), reż. Roar Uthaug

Wahałem się, czy najnowszą produkcję studia MGM zaliczyć do tego zestawienia. Należałem bowiem do tych, którzy jeszcze na długo przed premierą filmu Uthauga mieli ogromne wątpliwości do tego, w jaki sposób mierzy się z legendą. Nie chodzi tylko o ten odsądzany od czci i wiary rozmiar miseczki Vikander, ale także fakt, że akurat ja z dużym sentymentem traktuję produkcje z udziałem Angeliny Jolie (zdając sobie jednocześnie sprawę z nagromadzonych w nich bzdur) i niespecjalnie kupowałem idee umieszczania w jej butach kogoś innego. Szkopuł w tym, że to już nie są jej buty. Od seansu nowego Tomb Raidera minęło już kilka tygodni, a ja wciąż bardzo mile go wspominam – i to dało mi do myślenia. To bardzo solidne i wartkie kino przygodowe, prowadzone na plecach wyjątkowo intrygującej i pięknej bohaterki. Co ważne, jest to film, który stanowi swoiste uzupełnienie dwóch ostatnich gier z serii. Idealnie wpisuje się w ich stylistykę oraz poziom realizmu. Jeśli spojrzy się zatem na nowego Tomb Raidera właśnie w taki sposób – czyli niejako w oderwaniu od legendy Lary Croft – dając sobie przyzwolenie na poznanie słynnej bohaterki całkowicie od nowa, wówczas siła tego obrazu jest w stanie na nas zadziałać.

Mortal Kombat (1995), reż. Paul W.S. Anderson

Film cieszący się zasłużonym kultem, dokładnie tak jak jego growy pierwowzór. Reżyser idealnie wykorzystał kiczowatość tej serii, jej absorbującą mitologię oraz absurdalną dawkę przemocy, tworząc tym samym niezwykle intensywne, dynamiczne dzieło, prowadzone świetną ścieżką dźwiękową oraz solidnymi scenami walk. I choć po latach można psioczyć na fakt, że tak po prawdzie fabularnie jest to ukryty plagiat Wejścia smoka, to mam wrażenie, że brak kombinatorstwa i postawienie na sprawdzone schematy wyszły temu filmowi na dobre. Kryje się w tym zatem jakiś paradoks, że – jak dotychczas i nie tylko według mnie – najlepsza adaptacja gry powstała przy udziale tak prostych mechanizmów, po linii najmniejszego oporu. Może właśnie o to chodzi, by przestać udziwniać na siłę materię, która już raz z powodzeniem została sprzedana? Biorąc pod uwagę, że w tym zestawieniu jest to już drugi tytuł autorstwa Paula W.S. Andersona, można powiedzieć, że jak na razie jest to twórca, który najlepiej zrozumiał estetykę gier komputerowych, twórczo zamieniając ją w kino. Uwe Boll jest zatem w sromotnym błędzie – to nie on jest królem ekranizacji gier.

Warcraft: Początek (2016), reż. Duncan Jones

Wydawało się, że film ten miał sukces w kieszeni jeszcze przed premierą, ale okazało się, że musiał się na niego bardzo napracować. Wywodził się ze znanej, rozchwytywanej w świecie gier marki, reprezentowanej szeregiem prominentnych tytułów, z których najważniejszym jest wciąż bardzo popularny World of Warcraft. Wszyscy byli też ciekawi, jak z wysokobudżetowym widowiskiem poradzi sobie Duncan Jones, reżyser, który wszedł na salony po sukcesie skromnego Moon. Film dawał też obietnicę odbycia niesamowitej przygody w bogatym świecie fantasy – gatunku, który za sprawą Władcy pierścieni oraz Gry o Tron nie przestaje tracić na sile oddziaływania. Efekt? Gdyby nie Chiny, gdzie Warcraft zanotował duży procent zysków, w wypadku tego filmu prawdopodobnie mówilibyśmy o gigantycznej klapie. Ale widowisku trzeba oddać sprawiedliwość, gdyż z kilku powodów nie daje o sobie zapomnieć. Po pierwsze, film przyciąga uwagę pomysłową i dobrze dopracowaną plastyką, zgodną z tą, którą mieliśmy okazję uświadczyć w grach komputerowych spod szyldu Warcraft. Po drugie, jest bardzo dynamiczny, obfituje w świetne sceny akcji, dzięki temu nie daje widzowi czasu na nudę. I po trzecie, ma świetny, bo porywający, główny motyw muzyczny, idealnie pasujący do wojennego klimatu całości. Fabularnie to bardzo bezpieczna sztampa, która miała stanowić jedynie wstęp do większej historii, ale śledzi się to bardzo przyjemnie.

Final Fantasy (2001), reż. Hironobu Sakaguchi

Nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć filmu inspirowanego słynną japońską serią gier RPG. Pewnie wielu z was liczyło na Final Fantasy VII: Advent Children, ale jeśli o mnie chodzi, więcej sentymentu mam do filmu z 2001 roku. Być może dlatego, że fabularnie miał bardziej uniwersalny charakter i nie wymagał znajomości treści znanej z gry (a dokładniej, kultowej już siódemki). Choć film nie spodobał się ani krytykom, ani ostatecznie widowni, to jednak premiera Final Fantasy była ogromnym wydarzeniem nie tylko ze względu na rozpoznawalną markę, którą wykorzystano do stworzenia filmowego widowiska. Japońska i amerykańska koprodukcja miała zachwycić nas wszystkich swoją formą i tak w istocie się stało. Film nakręcony został siedemnaście lat temu, a do dziś przyprawia o opad szczęki oprawą wizualną, a ściślej, wysoką precyzją technologii motion capture, która w tym wypadku została zastosowana jeszcze na długo przed Avatarem i innymi rozsławiającymi ją tytułami. To, plus niezwykły, tajemniczy klimat, wystarczyło, by w moim mniemaniu przetrwać próbę czasu i wyróżnić się na tle innych ekranizacji gier.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA