search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

5 powodów, dla których uważam JOHNA WICKA 3 za NAJGORSZĄ część serii

Krzysztof Walecki

20 maja 2019

REKLAMA

CORAZ BLIŻEJ PARODII

Pierwsza część zaczęła się względnie realistycznie, aby szybko przeistoczyć się w komiksowe, bardzo umowne kino sensacyjne. Część druga niemal kompletnie pożegnała się z prawdopodobieństwem na rzecz coraz efektowniejszej akcji. Kiedy w części trzeciej widzę, jak Wick posługuje się koniem jako bronią, jestem zachwycony inwencją i poczuciem humoru twórców, ale nade wszystko wciąż rozpoznaję konwencję narzuconą przez poprzednie filmy. To zmienia się, kiedy na scenę wkracza Mark Dacascos jako Zero, wynajęty przez Wysoką Radę zabójca (w cywilu kucharz, trochę przypominający postać Hattoriego Hanzō z Kill Bill), z początku bezwzględny wojownik, aż do momentu, w którym spotyka Wicka. I nagle z Zero wychodzi prawdziwy fanboy, któremu przede wszystkim zależy na aprobacie swojego idola.

Lubię Dacascosa jeszcze z czasów kina kopanego lat dziewięćdziesiątych, kiedy zabłysnął w takich filmach jak Tylko dla najlepszych oraz Wybrany, aby później pojawić się jeszcze w głośnym Braterstwie wilków i zniknąć z ekranów kinowych jak inni mistrzowie sztuk walki, którzy chcieli być aktorami. To nie jego wina, że postać Zero jest napisana w sposób stojący w opozycji do jego roli w fabule – choć jest to zabójca śmiertelnie skuteczny, przeciwnik, chyba po raz pierwszy w serii, na miarę możliwości Wicka, nie sposób traktować go poważnie. Dacascos świetnie się bawi w tej roli, do tego stopnia, że wierzę w jego uwielbienie do Wicka bardziej niż w to, że mógłby go zabić. To samo tyczy się jego uczniów (w których wcielają się znani z dylogii Raid Yayan Ruhian i Cecep Arif Rahman), zbyt zapatrzonych w tytułowego bohatera, aby mogli choćby sugerować realne zagrożenie. Zważywszy, że to właśnie z nimi Wick walczy w finale, całe napięcie ulatuje, gdyż postaci te są zwyczajnie niepoważne; tym samym całość dryfuje w stronę już nawet nie pastiszu, ale parodii.

ZMĘCZONY AKCJĄ

Skoro zaś przy Raidzie jesteśmy – część pierwsza bardzo mi się podobała, ale dwójka już mocno mnie wymęczyła scenami walk, które nie miały końca. I z Johnem Wickiem 3 jest niestety podobnie. Można się zachwycać choreografią, popisami kaskaderskimi, pomysłowością Wicka w uśmiercaniu kolejnych przeciwników i energią tych sekwencji, ale jeśli coś jest za długie, po pewnym czasie po prostu nuży. Nie miałem tych zastrzeżeń przy dwóch poprzednich częściach, jednak tutaj, począwszy od sceny z psami, każda kolejna potyczka głównego bohatera była dla mnie spektakularną, choć męczącą prezentacją umiejętności Stahelskiego i jego zespołu.

Zastanawiając się nad powodem takiego odbioru, doszedłem do wniosku, że winny jest tu sam John Wick. Wracam teraz do punktu drugiego tej wyliczanki – skoro nie wiem, na czym zależy Wickowi, czy mogę emocjonować się nawet najefektowniejszymi scenami akcji z jego udziałem? Póki jego jedynym celem jest przeżycie i próba wydostania się z Nowego Jorku, nie potrzeba mi nic więcej, aby doskonale bawić się, gdy John walczy na noże czy ucieka na koniu. Problemy zaczynają się później, kiedy on sam nie wie, czego chce.

KOLEJNE OBIETNICE

W finale dochodzi do wolty głupiej jak but, której jednak nie chcę zdradzać. Napiszę tylko, że ponownie zachowanie bohaterów (w tym przypadku Winstona, znanego z poprzednich filmów właściciela hotelu Continental) nijak się ma do tego, co o nich wiemy, a i później nie wydają się oni zaskoczeni nieprzychylnym dla nich rozwojem wypadków. Oczywiście może być i tak, że scena na dachu hotelu była zaplanowana, ale w takim razie, czy naprawdę mamy uwierzyć, że wszyscy zainteresowani byli przekonani o niezniszczalności Wicka? Twórcy zapewne już pracują nad wyjaśnieniem tego w części czwartej, która niechybnie powstanie. O czym będzie? Ostatnia scena sugeruje, że o tym samym, o czym miał być John Wick 3, tyle że tym razem to bohater grany przez Laurence’a Fishburne’a wydaje się żywić wielką urazę do Wysokiej Rady i jej polityki. Czy Wick posłuży mu jako tajna broń? A może główny bohater upomni się o swoją obrączkę zostawioną na pustyni? Jak teraz będą wyglądać relacje między Winstonem a Wickiem? Prawdę mówiąc, uważam te pytania za mało ciekawe.

Zakończenie części drugiej było przejrzyste i spójne z tym, o czym opowiadał wcześniej film – zasady, na których opiera się funkcjonowanie świata przestępców, są pułapką prowadzącą do sytuacji bez wyjścia. Dodatkowo twórcy umieścili głównego bohatera w niemożliwym położeniu, idealnym, aby wyczekiwać kontynuacji. Tymczasem finał Johna Wicka 3 dąży wyłącznie do tego, aby zaskoczyć widzów, bez względu na logikę. Ważne jest jedynie pozostawienie furtki do kolejnego filmu z serii. I po raz pierwszy od powstania cyklu niespecjalnie jestem zainteresowany dalszym ciągiem.

REKLAMA