5 NAJLEPSZYCH ról EMILY BLUNT. Wciąż na skraju sławy
Evelyn Abbott, Ciche miejsce (2018), reż. John Krasinski
Podobne wpisy
Jak na współcześnie powstające horrory, naprawdę nie było źle, ale jak na zakończenia horrorów, niestety wyszło sztampowo i koszmarnie. Generalnie w produkcjach, które nie są adaptacjami, najtrudniej zwieńczyć historię jakimś wyjątkowo interesującym wydarzeniem czy konkluzją, bo przecież scenarzyści zwykle nie są doświadczonymi literatami. Dla Cichego miejsca oczywiście nie jest to żadne usprawiedliwienie, zważywszy na od samego początku wysoko postawioną poprzeczkę. Cały film ma pretensje do ambitnego kina grozy. Tym bardziej żal takiej roli Blunt. Jej wręcz namacalny strach, chorobliwa dbałość o ratującą życie ciszę, desperackie ukrywanie małego dziecka, nierówna walka z poczwarami itp. potęgują suspens oraz niewiedzę u widza na temat tajemniczego przeciwnika. Finalnie okazuje się, że ten nakręcany od samego początku strach ma wielkie oczy standardowych, mało urzekających horrorów, jakich nakręcono setki. Można obejrzeć, dać się nabrać gdzieś przez trzy czwarte filmu, a potem wkurzyć się, że aż tak bardzo twórcom zabrakło weny. Jedyną wygraną pozostaje Emily Blunt, w ciszy równie powabna i ekspresyjna, jakby wygłaszała skomplikowane kwestie dialogowe.
Kate Macer, Sicario (2015), reż. Denis Villeneuve
Kolejna po sierżant Ricie Vrataski z Na skraju jutra rola silnej kobiety, agentki FBI. Tym razem nie w produkcji science fiction, a w mocnej i brutalnej sensacji. Na tle innych filmów Denisa Villeneuve’a Sicario aż taką rewelacją nie jest. Po raz kolejny w historii kina nieco miałka historia zostaje obroniona przez obsadę aktorską i techniczną realizację. Nie żebym jakoś specjalnie męczył się w czasie seansu, lecz jeden raz wystarczy i na pewno nie mam ochoty już wracać do tego tytułu, w przeciwieństwie do innych dzieł tego reżysera, nawet bardzo trudnego emocjonalnie i męczącego Labiryntu. Pamiętam, że w stosunku do postaci Kate Macer pojawiły się zarzuty, że zbyt często się wzruszała, była zbyt miękka, niezdecydowana i generalnie „za dobra”. Otóż Villeneuve nie byłby sobą, gdyby nie pokusił się o pewną grę z widzem. Postać agentki FBI odtwarzana przez Emily Blunt faktycznie może się czasem wydawać zbyt ludzka, ale to pozory. Reżyser celowo pozwolił Macer na odczuwanie emocji, bo policjanci nie są robotami – tym powinni różnić się od przestępców, na których polują. Gdyby obowiązywała tu symetria, wszyscy byliby złoczyńcami, więc co by decydowało o tym, że ktoś jest dobry, a ktoś zły? Poza tym w postaci Macer chodzi również o ukłon w stronę kobiecej części widowni – z tak opowiedzianym charakterem dużo łatwiej jest się kobietom utożsamić.
Bonus
Elise Sellas, Władcy umysłów (2011), reż. George Nolfi
To były jeszcze czasy, kiedy Emily Blunt dopiero pukała do drzwi z napisem „pierwszoplanowe role”, a co za tym idzie – do prawdziwej sławy. We Władcy umysłów dano jej szansę na stworzenie tła dla Matta Damona, a przy tym pokazanie, że jest aktorką, na której barkach można osadzić fabułę. Jeśli tylko przymknie się oko na całkiem spory worek naiwności – faceci w kapeluszach, jakiś tajemniczy demiurg, plany zachowania się ludzi przypominające schematy układów scalonych, duet Blunt–Damon jest przykładem na znakomitą współpracę aktorską dwójki oddanych swojej pracy ludzi.