search
REKLAMA
Ranking

12 świetnych aktorów bez Oscara na koncie

Karolina Chymkowska

24 lutego 2017

REKLAMA

Tom Cruise

Styl gry Cruise’a jest dosyć specyficzny, nie należy do tych najbardziej wszechstronnych aktorów – musi trafić na swoją rolę, swój film i wtedy pokazuje, co potrafi. Trzy nominacje: Urodzony 4 lipca, Jerry Maguire i Magnolia, trzy przegrane (wyjątkowo pechowo trafił, odpowiednio Daniel Day-Lewis – Moja lewa stopa, Geoffrey Rush – Blask i Michael Caine – Regulamin tłoczni win, z którym jednak powinien wygrać). Obecne szanse Cruise’a na statuetkę są mniejsze niż kiedykolwiek, nawet nie z uwagi na predylekcję do wysokotestosteronowego kina akcji, ale przede wszystkim budzące po równi niesmak i znużenie awanturki w tabloidach. Prawdopodobnie potrzebuje mocnego, ambitniejszego akcentu, by ponownie zamknąć usta niedowiarkom.

Ralph Fiennes

Ralph Nathaniel Twisleton-Wykeham-Fiennes, znakomity aktor szekspirowski, może się pochwalić długą listą ról, które spokojnie zasługiwałyby chociażby na nominację, Quiz Show, Dziwne dni, Pająk, Wierny ogrodnik, Lektor, Grand Budapest Hotel, gdzie się nie pojawia, tam wzbudza radość w sercu kinomana. Nawet jako płaskonosy syczący Voldemort. A jednak nominacje zaledwie dwie: za Angielskiego pacjenta (to był rok Blasku i triumfu Geoffreya Rusha) i za Listę Schindlera (pokonał go, chociaż moim skromnym zdaniem nie powinien, Tommy Lee Jones ze swoim Ściganym). Niemniej Fiennes wciąż jest na wznoszącej fali i w końcu powinien się złotego rycerza spokojnie doczekać.

Ian McKellen

Niemożliwe! Przecież musiał coś kiedyś wygrać… A jednak. Jeden z najwybitniejszych aktorów brytyjskich wszech czasów, zdobywca czterdziestu dziewięciu różnych nagród, ma na koncie zaledwie dwie nominacje do Oscara – za Władcę Pierścieni: Drużynę Pierścienia (wygrał Jim Broadbent za Iris, zresztą świetna kreacja) i za Bogów i potwory (podobnie jak Edward Norton, nie wytrzymał konkurencji z Robertem Benignim).

Donald Sutherland

Donald Sutherland im starszy, tym lepszy. Ma już jednak osiemdziesiąt jeden lat i sześć dekad występowania w filmach za sobą. Regularnie bywa wymieniany jako jeden z najlepszych aktorów, którzy nigdy nie otrzymali nominacji do Oscara. Wystarczy rzucić pobieżnie okiem na jego filmografię, by uświadomić sobie, że to zakrawa na skandal. Kiedy Robert Redford podbijał serca Akademii filmem Zwykli ludzie w 1980 roku, z głównej aktorskiej czwórki nominacji nie otrzymał wyłącznie Sutherland. Oburzające. Może ma to jakiś związek z tym, że od 1936 roku ani jeden Kanadyjczyk nie otrzymał Oscara za główny plan aktorski? Ciekawe, czy w tym roku zmieni się to za sprawą Ryana Goslinga i jego występu w La La Land.

Brad Pitt

Ironia losu polega na tym, że Brad Pitt w zasadzie ma Oscara… jako producent, za Zniewolonego. Natomiast pod względem aktorskim wciąż obywa się smakiem, chociaż całymi latami z powodzeniem walczył, by dostrzeżono w nim nie tylko śliczną buźkę, ale i niekwestionowany talent. Trzy nominacje: Moneyball, Ciekawy przypadek Benjamina Buttona i 12 małp. Kilka niesłusznie pominiętych ról: Bękarty wojny, Podziemny krąg, Siedem czy Wichry namiętności. Poważna wpadka w postaci mało strawnego Nad morzem u boku byłej partnerki Angeliny Jolie. Mniejszy niż oczekiwano sukces nowego filmu Roberta Zemeckisa, Sprzymierzeni. Jako producent Pitt ma znakomitego nosa, z pewnością nie pozwoli o sobie zapomnieć i w granicach pięciu lat powinien tego Oscara otrzymać. No, góra dziesięciu.

Woody Harrelson

Listę zamyka niezwykle charakterystyczny Woody Harrelson. Podobnie jak Tom Cruise, ma swój specyficzny, dla niektórych wręcz drażniący sposób gry. Swobodnie żongluje konwencjami, gatunkami, w zasadzie nie wiadomo, czego się po nim spodziewać i w jakim kierunku pójdzie. W jednym sezonie może pojawić się w nieznośnej szmirze, kasowym przeboju i skromnym kinie niezależnym. Wygląda na to, że Akademia chwilowo machnęła na niego ręką. Nie nadążają za nim. Być może dlatego jedną z dwóch dotychczasowych nominacji zdobył za dosyć nietypową dla siebie rolę w filmie W imieniu armii (zwyciężył Christoph Waltz za Bękarty wojny, cóż, słusznie i bez zaskoczeń). Przy okazji nominacji za Skandalistę Larry’ego Flynta natomiast okazał się być kolejnym poszkodowanym na rzecz Geoffreya Rusha i Blasku.

Do najbardziej pokrzywdzonych w oscarowym wyścigu zaliczają się z pewnością nieżyjący już Peter O’Toole, który po siedmiu nominacjach bez wygranej dosyć jasno powiedział Akademii, co może sobie zrobić z tym honorowym Oscarem. Dostał kolejną, ósmą nominację, za Venus, i ponownie obszedł się smakiem. Podobnego pecha miał nominowany siedmiokrotnie Richard Burton. Niewiele ustępuje mu osiemdziesięcioletni już Albert Finney, który mimo pięciu nominacji również nigdy nie zdobył statuetki.

Oprócz wymienionych, na liście mogliby się znaleźć również Liam Neeson (jedna nominacja), nieodżałowany Alan Rickman (żadnej), Willem Dafoe (dwie), Matt Damon (trzy), Steve Buscemi (żadnej), Will Smith (dwie), Cary Grant (dwie),  Mel Gibson (zero nominacji aktorskich), Richard Harris (dwie), Kevin Bacon (żadnej), Bruce Willis (żadnej, ale za to kilka Malin), Harvey Keitel (jedna), Jim Carrey (żadnej!) czy Paul Giamatti (jedna).

Na pocieszenie należy jednak dodać, że jeszcze do niedawna nie mogłoby tutaj zabraknąć Leonarda Di Caprio, a teraz już piastuje swoją wyczekaną statuetkę. Może i do niektórych z wymienionych powyżej aktorów szczęście również się w końcu uśmiechnie. Szkoda tylko, że inni odeszli, nie doczekawszy się tego wymiernego wyrazu uznania.

A waszym zdaniem który aktor już dawno powinien był otrzymać Oscara i za jaką rolę?

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA