10 FILMÓW JAMESA FRANCO, które musicie znać
James Dean – buntownik? (2001), reż. Mark Rydell
Już na początku swej aktorskiej drogi James Franco podjął się gargantuicznego wręcz wyzwania, kreując postać najsłynniejszego z hollywoodzkich Jamesów – Deana. Choć fizyczne podobieństwo nie było uderzające, Franco bardzo dobrze wyczuł naturę swojego bohatera, prezentując talent i brawurę. Kto wie, czy wcielając się w buntownika bez powodu, nie zaprezentował umiejętności większych niż legendarny, przedwcześnie zmarły aktor…
Annapolis (2006), reż. Justin Lin
Podobne wpisy
Po obiecującym początku i występach m.in. w dwóch częściach kasowej serii Spider-Man, kariera Jamesa nieco wyhamowała. Pojawiał się w mniej znanych i udanych produkcjach (np. w debiucie reżyserskim Nicolasa Cage’a, Sonny), ale nie mógł przebić się do dużych i ważnych tytułów. I choć Annapolis początkującego wówczas reżysera Justina Lina nie należy dziś do klasyków kina akcji ani nawet nie jest czołowym dziełem konwencji kina militarnego, to rola Jamesa broni się dzięki ogromnej charyzmie aktora. Wcielając się w zdeterminowanego kadeta szkoły wojskowej, Franco świetnie odnalazł się w typowo „męskim kinie” i stworzył interesujący pojedynek twardzieli z Tyrese’em Gibsonem. Szkoda, że Annapolis dziś popadło w zapomnienie, bo to kawałek dobrej rozrywki w stylu lat 90.
Boski chillout (2008), reż. David Gordon Green
Film Davida Gordona Greena dziś ma już status kultowy, a z perspektywy czasu okazał się niezwykle ważny dla Franco ze względu na jego współpracę z Sethem Rogenem. Panowie znają się z zamierzchłych czasów – grali razem w równie kultowym, co Boski chillout serialu Luzaki i kujony, a po filmie Greena zrealizowali wspólnie kolejnych siedem tytułów. Rola dilera Saula Silvera w pewnym sensie ukształtowała aktorski wizerunek Franco: maksymalnie wyluzowanego, trochę oderwanego od rzeczywistości artysty, który najlepiej czuje się w swoim świecie. Za tę kreację James zdobył swoją drugą nominację do Złotego Globu (pierwszą zapisał na swym koncie za rolę Deana), na dobre zostawiając za sobą słabszy okres w swojej karierze.
127 godzin (2010), reż. Danny Boyle
Ten tytuł musiał znaleźć się na liście – pierwsza i jedyna jak na razie nominacja do Oscara to największy sukces w dorobku Franco, ale i faktycznie jedna z najlepszych jego ról. Bezbłędnie oddał dramat Arona Ralstona, który zostaje uwięziony przez głaz podczas wspinaczki w jednym z kanionów w stanie Utah. James świetnie zagrał postępujący obłęd swojego bohatera, który ostatecznie decyduje się na desperacki krok, by przetrwać.
Skowyt (2010), reż. Rob Epstein, Jeffrey Friedman
Historia powstania jednego z najważniejszych wierszy Allena Ginsberga, jednego z wieszczy pokolenia beatników, to kawał świetnie zrealizowanego kina biograficznego, które przybliża widzom fenomen Skowytu i jego autora. Film, który dostał się do głównych konkursów w Berlinie i Sundance, nie spotkał się niestety z należytym uznaniem, a szkoda, bo zarówno Franco w roli natchnionego, choć skomplikowanego wewnętrznie Ginsberga, jak i sam sposób opowiadania tej historii zasługują na uwagę widzów.