search
REKLAMA
Archiwum

ROBOTY. Trzy sposoby na porażkę

Jacek Kozłowski

29 stycznia 2018

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Doczekaliśmy się w końcu czasów, kiedy zawiodły badania rynku, zawiodła dopracowana grafika i zawiodło polskie tłumaczenie. Nareszcie powstała animacja komputerowa, której twórcy zgrzeszyli przeciwko żelaznym zasadom tworzenia dochodowej rozrywki dla całej rodziny. A kto myślał, że złej animacji po Shreku zrobić już po prostu nie można, niech poczyta jak koncertowo – wspólnym wysiłkiem – dokonali tego panowie z Fox Animation Studios. Twórcy Epoki lodowcowej stosowali się przy tym do następujących reguł:

1.Niech widz nie lubi postaci.

Analizując kinowe filmy animowane ostatnich lat dojść można do wniosku, że widzowie kochają: jelonki, rybki, ogry, mężczyzn w lateksowych kostiumach, osły, zabawki i robaki (kochaliby także Renatę Beger, ale nie wiadomo czemu Disney nie zrobił o niej animacji). Wszystkie te stworzenia mają jednak swe wady i zalety – nie są ani lepsze, ani gorsze od przeciętnego Kowalskiego. Innymi słowy nawet dwudziesto-, trzydziesto- czy czterdziestolatek może je polubić, a nawet zacząć im kibicować. Robotom tymczasem – mimo podjętych prób – kibicować nie byłem w stanie. Nie dość, że złożone ze śrub i sprężynek oraz wymienialnych gałek ocznych, to jeszcze skonstruowane tak, aby każdy z nich uosabiał pewien stereotyp. Przy odrobinie wysiłku można pokusić się o wskazanie jedynie dwóch naprawdę malowniczych bohaterów (złowieszcza matka – pani Frezer o głosie Bohdana Łazuki, oraz ciocia Bania obdarzona dość nietypową aparycją). Reszta postaci sprawia wrażenie szarych i pozbawionych wyrazu. Czemu więc bohaterami podobnych produkcji czynić maszyny? Ciekawe, jakie argumenty – w odpowiedzi na to pytanie – mają w ręku szefowie konkurencyjnej dla Foxa wytwórni Pixar, która produkuje film Auta? Obawiam się, że reflektory samochodów, choćby nie wiem jak filuternie mrugały, mogą również mieć trudności z przekonaniem do siebie widzów.

2. Stwórzmy historię z tezą.

Mimo to Roboty mogą być idealną propozycją na wyprawę do kina z okazji Dnia Dziecka. Propozycja Foxa jest bowiem na wskroś dydaktyczna. Szkoda tylko, że jest to dydaktyzm nachalny.
Główny bohater filmu robot Radek Dekiel – pochodzący z robocich nizin społecznych – opuszcza ojca swego i matkę swoją, aby wyjechać do wielkiego miasta. Chce on zrealizować swoje marzenia, pomóc rodzinie i znaleźć pracę. Dekiel (!) ma ambicje zostać wynalazcą – chce w przyszłości konstruować i naprawiać roboty. Swojej szansy szuka w fabryce sympatycznego profesora Spawalskiego. Niestety, ceniony naukowiec zniknął właśnie w dość tajemniczych okolicznościach.
Znajdziemy w Robotach jak widać wszystko, czego kilkuletni moralista może szukać w kinie: walkę dobra ze złem, krytykę dzikiego kapitalizmu (film antykorporacyjny?), moralność ludową oraz klasyczny model historii „od zera do bohatera”. Cała opowieść pozbawiona jest jednak tego błysku w oku, który charakteryzował chociażby Iniemamocnych. Fabuła jest tym razem tak przyzwoita i oczywista, że błyskotliwie może ona co najwyżej uśpić każdego, kto ukończył już trzynaście lat.

3. Poczucie humoru – podobno wyszukane.

Tworząc klasyczną i standardową historię i ubierając ją w dydaktyczne szatki, scenarzyści myśleli jedynie o najmłodszych widzach. Chcąc zadowolić także ich rodziców, postanowili wprowadzić do filmu dość osobliwy rodzaj humoru. Humoru, który im bardziej stara się być wyszukany, tym gorsze są tego skutki. Znacząco wyróżnia się pod tym względem szczególnie polska lista dialogowa, w której aż roi się od wszelkiego rodzaju aluzji narodowych. Roboty nadmiernie parafrazują Mickiewicza („Miej wnętrze i patrzaj wnętrzem”) i podśpiewują stare polskie piosenki (a nawet pieśni patriotyczne). Do tej pory jednak nie wiem, czemu tym razem służyć miały wszystkie powyższe atrakcje? Czy celem tłumacza było ośmieszenie tradycji, czy może raczej wprowadzenie młodych widzów do wyłożonego złotem i bursztynem skarbca kultury polskiej? Cokolwiek jednak miało być zamierzeniem autora rodzimej wersji językowej filmu, większość żartów i aluzji po prostu do Robotów nie pasuje. Bo produkcja Foxa nie jest żadną parodią czy paradą gagów, a prostą i ugrzecznioną historią o zardzewiałych maszynach.


Roboty grzeszą więc nieprzemyślanymi i nieciekawymi postaciami, nachalnie dydaktyczną fabułą i żartami, które jakimś cudem okazały się być mało śmieszne. Są to jednak uchybienia widziane z perspektywy starszego widza. Dzieci starszego widza mogą być zaś równie dobrze Robotami zachwycone. Kolorowe, wyraziste postaci oraz jasny i czytelny przekaz – oto, co otrzyma młodsze pokolenie od Fox Animation Studios. A wszystko okraszone wspaniałą, komputerową grafiką. Bo Roboty są – mimo wszystkich swych niedoróbek – produkcją niezwykle dynamiczną. Niektóre sceny (powietrzne akrobacje, podróż kolejką) zostały wstawione do filmu tylko po to, aby graficy mogli zaprezentować pełnię swych możliwości. I ten element – jak to zwykle bywa – okazał się być dominujący.

Tymczasem mamom, tatom, babciom, dziadkom, ciociom i wujkom narażonym na Roboty serdecznie współczuję. Chociaż z drugiej strony, jeśli by tak porównać produkcję Foxa dajmy na to z telenowelą Klan, to poziom merytoryczny oraz skala zapędów dydaktycznych w obu przypadkach byłyby podobne. Z tym, że Roboty są oczywiście ładniejsze od Lubiczów.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA