Książka a film #3 – ZA NIEBIESKIMI DRZWIAMI
W repertuarach kin pojawiła się wyjątkowa propozycja dla młodszych widzów. Promowana hasłem: „Nie śniła ci się taka przygoda” ekranizacja powieści Marcina Szczygielskiego Za niebieskimi drzwiami. Czy rzeczywiście jest to film dla starszych dzieci i młodszych nastolatków, a może kino familijne? Dlaczego takiego obrazu jeszcze w Polsce nie było i czym zaskoczyli nas jego twórcy? Co takiego kryje się za tytułowymi niebieskimi drzwiami?
Książkowy pierwowzór
Za niebieskimi drzwiami Marcina Szczygielskiego to wydana sześć lat temu powieść dla dzieci i młodzieży, która zyskała sporą popularność i trafiła na listę szkolnych lektur. To pełna niesamowitości – ale też grozy – historia chłopca, którego życie w jednej chwili się zmienia.
Jedenastoletni Łukasz wybiera się z matką na wakacyjny wypoczynek nad jeziorem. Kobieta dużo pracuje, na co dzień nie ma zbyt wiele czasu dla syna, dlatego ten wyjazd wiele dla chłopca znaczy. Matka i syn są ze sobą bardzo związani, mają tylko siebie. Łukasz nie zna swojego ojca i nie ma żadnych bliższych ani dalszych krewnych. Dochodzi do poważnego wypadku. Łukasz budzi się w szpitalu z poważnie uszkodzoną nogą, jego matka nie budzi się wcale. Zapada w śpiączkę.
Chłopca przytłacza szara codzienność i fakt, że jako dziecko na nic nie ma wpływu, nie może decydować nawet o własnym losie. Zamieszkuje tymczasowo z sąsiadką – którą oboje z matką nazywali zdrobniale Cebulką – tymczasem przestronne i nowocześnie wyposażone mieszkanie, które matka Łukasza kupiła na kredyt, prawdopodobnie przejmie bank. Dziecko codziennie dzwoni do szpitala, by zapytać: „Czy moja mama już się obudziła?”.
Łukasz jest typowym nastolatkiem, którego spotkała tragedia i w związku z tym musi szybko dorosnąć. Łączy w sobie kiełkującą dojrzałość z dziecięcą naiwnością i wiarą, że wszystko dobrze się skończy. Łudzi się, że jutro wstanie nowy dzień i wszystko będzie jak kiedyś, jednocześnie mając świadomość, że to, co było, nie wróci i nic już nigdy nie będzie takie samo. W filmie zostało to wyeksponowane we wzruszającej scenie, w której chłopiec zakrada się nocą do własnego domu i żegna z dawnym życiem.
Twórcy filmu postanowili zagęścić akcję. W książkowym oryginale leczenie i rehabilitacja Łukasza trwa prawie rok, w filmie bohater już po miesiącu opuszcza szpital i zamieszkuje chwilowo z panią Cybulską (Teresa Lipowska). Pewnego dnia w drzwiach staje obca kobieta, która twierdzi, że jest starszą siostrą matki Łukasza i chłopiec ma zamieszkać z nią w drugim końcu Polski. Oboje wsiadają do zdezelowanego wana ciotki Agaty (Ewa Błaszczyk) i tak zaczyna się niesamowita podróż w sensie dosłownym i symbolicznym.
[DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU ZDRADZA ISTOTNE WĄTKI ORAZ ELEMENTY ZAKOŃCZENIA KSIĄŻKI I FILMU]
Już sama nadbałtycka prowincja jest dla nastolatka czymś mocno egzotycznym. To ustronne, otoczone wodą i lasami miejsce tak bardzo różni się od wielkomiejskiego zgiełku stolicy. Podupadająca gotycka posiadłość ciotki Agaty pełni w sezonie funkcję hoteliku. Jesienią, czyli w momencie, gdy bohater tu trafia, zamienia się w ponury labirynt pełen tonących w mroku korytarzy i dziesiątek drzwi, w które – to podstawowa zasada – zawsze trzeba pukać. Łukasz zamieszkuje w dawnym pokoju swojej matki, który wyróżnia się na tle posępnej rezydencji pomalowanymi na błękit drzwiami. Już po kilku dniach pobytu w Wysokim Klifie chłopiec odkrywa przypadkowo, że drzwi są portalem do innego świata.
Pastelowy ocean
To, co ukazuje się naszym oczom, gdy bohater uchyla tytułowe niebieskie drzwi, przerasta najśmielsze oczekiwania. Marcin Szczygielski co prawda opisał ten magiczny świat z najdrobniejszymi szczegółami, oddając jego kolorystykę, fakturę, ruch, etc., ale wizja twórców filmu jest zjawiskowa oraz – co ważne – harmonijna i nie przesłodzona. Spektakularny widok. Pastelowe kolory błękit, turkus i brzoskwiniowy róż. Fantastyczna roślinność, niesamowite ptako-ważki. Ten świat wydaje się być osuszoną rafą koralową. Dookoła unoszą się meduzy i świetliste drobinki, które niczym plankton falują w powietrzu. Nie wiem, czy inni widzowie podzielą moje zdanie, ale filmowy Srebrny Świat jest dla mnie jak głębia oceanu. Miejsce nieznane i niedostępne ludzkiemu oku. Bajkowo piękne, ale też nieprzewidywalne i niebezpieczne…
Łukasz wizualnie przypomina mi Willa ze Stranger Things, (to pewnie przez tę fryzurę i moje zamiłowanie do wyszukiwania podobieństw i sobowtórów, ale jakieś głębsze podobieństwo chyba też miedzy nimi jest) chłopca, który również zagubił się w równoległym wszechświecie, tyle że znacznie mroczniejszym, bardziej groźnym, takim z którego – w przeciwieństwie do polskiego bohatera – nie mógł z łatwością wrócić.
Ani książka, ani film nie są infantylną opowieścią dla najmłodszych. W Za niebieskimi drzwiami jest sporo mroku, złowieszczości i grozy. Makabryczny Krwawiec czy „opętanie” ciotki Agaty nadają historii niepokojący charakter. Nie od dziś wiadomo, że najmroczniejsze upiory rodzą się w umysłach dzieci…
Role Ewy Błaszczyk i Michała Żebrowskiego z pewnością przejdą do historii. Aktorka, choć krótko pojawia się na ekranie, zdołała wykreować dynamicznie zmieniającą się postać. Chłodna i zdystansowana stara panna o powierzchowności à la Mia Farrow transformuje w szaleńca rodem z horroru o egzorcyzmach. Z kolei Żebrowski w ogóle nie przypomina w tym filmie siebie i to jest najlepsze. Filmowy Krwawiec mocno różni się od tego opisanego przez Szczygielskiego, jest zdecydowanie bardziej demoniczny i enigmatyczny. Ten przerażający stwór – w przeciwieństwie do powieściowego pierwowzoru – nie ma w sobie nic z człowieka. Inwencję twórców filmu w odniesieniu do tego bohatera można podziwiać na zdjęciu profilowym artykułu i oczywiście w kinie.
Adaptacja filmowa
Film w reżyserii Mariusza Paleja z jednej strony jest wierną ekranizacją powieści, z drugiej jego twórcy wykreowali oryginalny, bo przecież nieistniejący, świat nie tylko z opisów Szczygielskiego, ale i własnej wrażliwości i wyobraźni. W filmowej wersji Za niebieskimi drzwiami – jak w każdej adaptacji filmowej – pojawiają się większe i mniejsze skróty, większe i mniejsze zmiany w fabule i sposobie portretowania bohaterów, ale nie powiedziałabym, że film jest gorszy od książki. Książka jest rzeczywiście bardzo dobra (i mówię to ja, osoba która nie przepada za literaturą dziecięcą i młodzieżową), a film nie jest jej odbiciem w skali jeden do jednego. W niektórych miejscach nie dorównuje oryginałowi, za to w innych zdecydowanie nadrabia, a nawet przerasta książkę. Obie opowieści są godne polecenia, i to nie tylko dla młodszego czytelnika/widza. Finałowy twist jest co prawda do przewidzenia (znacznie bardziej w książce, w filmie można tę subtelną sugestię przegapić), ale nie zmienia to faktu, że polskie kino rzadko kiedy robi na widzu – i młodym, i dorosłym – takie wrażenie.
Najbardziej widocznej zmiany względem literackiego oryginału dokonali scenarzyści w postaci Krwawca. Książkowa geneza istnienia tej istoty nie została w filmie wyeksponowana, pojawił się za to nieobecny w powieści wątek z zatonięciem kutra rybackiego, który miał niejako wypełnić powstałą w tę sposób lukę i wprowadzić do filmowej opowieści postać zaginionego ojca głównego bohatera.
Pod koniec seansu poczułam się lekko zawiedziona. Usunięcie z planu realistycznego ciotki Agaty, to niby miała zmiana, ale ma poważne implikacje dla odbioru całości. Przedfinałowa scena w szpitalu demitologizuje świat za niebieskimi drzwiami, sprowadzając go do roli snu, wytworu fantazji. Zakończenie Szczygielskiego było może sentymentalne, ale zdecydowanie bardziej dwuznaczne. W powieściowej historii zwaśnione siostry godzą się po latach, pensjonat Wysoki Klif istnieje naprawdę, a Łukasz ma szansę odwiedzić ciotkę i przekonać się, czy wszystko, czego doświadczył, było jedynie sennym rojeniem, czy może wystarczy zapukać w błękitne drzwi, które z pewnością tam są, aby historia ta miała dalszy ciąg…
Postprodukcja filmu trwała niemal dwa lata (zdjęcia kręcono między wrześniem a listopadem 2014). Wiele scen z Za niebieskimi drzwiami zostało wygenerowanych komputerowo, chyba jeszcze nigdy w polskim kinie nie wykorzystano efektów specjalnych na taką skalę. Aż ciśnie się na usta, a raczej pod palce, stwierdzenie: takiego obrazu jeszcze w Polsce nie było!
Jedyne, co zgrzytało, to wyczuwalne naturszczykostwo młodych aktorów. Chociaż niektórzy z nich mają już na koncie drobne role, większość debiutowała. To dziwne, ale w scenach, w których dzieciaki powinny czuć się naturalnie i swobodnie, czyli w słownych przekomarzankach i pyskówkach, wyczuwa się sztuczność. Ale jest to tylko kilka krótkich scen. Generalnie młodzi aktorzy wypadli nieźle, szczególnie wcielający się w rolę Łukasza Dominik Kowalczyk.
Drzwi do wyimaginowanego świata
Warstwa wizualna filmu zachwyca. Trudno nie dostrzec inspiracji filmowym Avatarem. Scenografia i kolorystyka świata za niebieskimi drzwiami z pewnością nawiązują do tego wykreowanego przez Jamesa Camerona. Ale to nie wszystko, również w warstwie fabularnej można odnaleźć pewne analogie. Dwa światy, realny i „wirtualny”. Inne, ale z pewnej perspektywy na równi prawdziwe. Do tego motyw niepełnosprawności bohaterów. W powieściowym oryginale Łukasz zostaje uzdrowiony w Srebrnym Świecie na stałe, po powrocie do rzeczywistości jego noga nadal jest sprawna. W filmie jednak po przekroczeniu progu pokoju za niebieskimi drzwiami ból wraca i chłopiec ponownie porusza się z trudem, jest zmuszony wspierać się kulami ortopedycznymi. Tylko w baśniowym uniwersum jest kimś na kształt superbohatera, który ratuje świat. W prawdziwym życiu jest zwyczajnym słabym dzieckiem.
Rewelacyjne zdjęcia Witolda Płóciennika, genialna, dopracowana w detalach scenografia, muzyka Michała Szablowskiego – wszystko to składa się na klimatyczną opowieść o dziecięcej wyobraźni oraz niesamowitą podróż, w jaką twórcy filmu zabierają widza.
Mottem życiowym jednego z nastoletnich bohaterów książki Za niebieskimi drzwiami jest hasło z jego ulubionego serialu Z Archiwum X, słowa „Chcę wierzyć”. Oglądając film Mariusza Paleja, chciałam uwierzyć i wierzyłam w istnienie baśniowego Srebrnego Świata. Stałam się trzydziestoletnim dużym dzieckiem. A to chyba najlepsza rekomendacja, jaką twórcy podobnego filmu mogliby sobie wymarzyć.
*
Dla Ewy Błaszczyk z pewnością jest to wyjątkowo osobisty film. Dwudziestodwuletnia córka aktorki, Aleksandra, od szesnastu lat jest w śpiączce. Błaszczyk jest założycielką i prezesem fundacji „Akogo”, która wspiera warszawską Klinikę Budzik. Część dochodu ze sprzedaży biletów zostanie przekazana tej właśnie fundacji.
korekta: Kornelia Farynowska