Mroczny rycerz powstaje – do momentu pierwszej konfrontacji Batmana z Banem jest naprawdę znakomicie. Niestety dalej zaczynają mnożyć się złe pomysły i karkołomne scenariuszowe rozwiązania. Dwóch przeciwników zostaje nieszczęśliwie rozdzielonych, Bane zastawia pułapkę na wszystkich policjantów, dochodzi do nużącej, przeciągniętej gonitwy za bombą i zastanawiających montażowych skrótów. Finał trylogii Nolana w swojej drugiej połowie wyraźnie traci impet, charakter i klimat. Nie potrafię tego filmu nie lubić, ale mimo wszystko chciałem dostać dużo więcej.
Odlot – na początku genialna, słynna już sekwencja przybliżająca małżeństwo Carla i Eli, później sympatyczne zawiązanie znajomości między staruszkiem i młodym Russellem oraz brawurowy, przepiękny lot domem przypiętym do kolorowych balonów. Nie będę owijał w bawełnę: gdy bohaterowie w końcu lądują i natykamy się na tego nieznośnego ptaka Stefana oraz bandę gadających psów, Odlot momentalnie traci cały urok i wyjątkowość. W pierwszej połowie – jeden z najwybitniejszych filmów Pixara. W drugiej – prawdziwy test na moją cierpliwość.
Skyfall – Bardzo lubię i miejscami wręcz podziwiam pierwszą godzinę Skyfall. Czar jednak pryska, gdy poznajemy Raoula Silvę. Jego plany to autentyczne kurioza: absurdalne, nielogiczne i obrażające inteligencję widzów. A sam finał wydaje się być niezamierzoną parodią.
Autopsja Jane Doe – intrygujący punkt wyjściowy. Śledztwo, sekcja zwłok, tajemnice, niejasności układają się w bardzo emocjonalny, specyficzny procedural. Gdy wszystkiego się już dowiadujemy, Autopsja Jane Doe przemienia się w trywialny, przewidywalny straszak i horror jakich naprawdę jest już za wiele.
Ciekawy przypadek Benjamina Buttona – niezwykle interesujące wyjściowe założenie, wprowadzające postać, która z wiekiem młodnieje intryguje i działa na wyobraźnię. Niestety tego paliwa nie starcza na całą fabułę. Okazuje się bowiem, że finalnie nie ma to aż takiego znaczenia dla opowieści i mogłaby ona przebiegać bez jakiegokolwiek fantastycznego dodatku. To wyeksploatowana formułka, ale film Finchera to krystaliczny przykład kina o ogromnym, ale nie wykorzystanym potencjale.
Łukasz Budnik
Kolejność przypadkowa.
Wolverine– gdyby utrzymać poziom pierwszej połowy, Logan doczekałby się dwóch znakomitych filmów spod ręki James Mangolda. Niestety, tak jak finał trylogii podoba mi się od A do Z, tak w Wolverinie wytrąca mnie druga połowa na czele z ostatnim aktem, wyrwanym jakby z innego filmu.
Jestem legendą– powtórzę za kolegą Jackiem – do momentu, gdy bohater Willa Smitha rzeczywiście jest jedyną postacią filmu (nie licząc psa), to naprawdę świetna opowieść o przetrwaniu. Później jednak atmosfera mocno się rozmywa, a napięcie zanika.
Wall-E – może trochę niesprawiedliwie, bo druga część filmu Stantona nie prezentuje niskiego poziomu – pierwsza, skupiona na perypetiach samego robota, jest jednak tak inna, specyficzna i po prostu świetna, że aż chciałoby się całą animację w takiej konwencji.
W lesie dziś nie zaśnie nikt – do połowy bawiłem się całkiem nieźle i z zainteresowaniem śledziłem perypetie głównej grupy. Całość zabiła bzdurna geneza antagonistów, a im dalej, tym mniej w tym wszystkim zabawy i napięcia.
To: Rozdział 2– najlepsze, co ten film ma do zaoferowania, to interakcje Klubu frajerów po spotkaniu się lata później – jest wtedy zabawnie, dynamicznie, a chemia między aktorami porywa. Druga połowa uwydatnia przesadzony metraż i poświęca bohaterów na rzecz widowiskowości, która męczy.
REDAKCJA
film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.