ZRÓBMY ZEMSTĘ. Piętnowanie hipokryzji w pastelowym otoczeniu
Jestem zaskoczona. Naprawdę. Byłam przekonana, że kolejna produkcja promowana przez Netflixa to będzie festiwal niewykorzystanych szans i potencjału aktorskiego. Szczególnie że wchodzimy na terytorium, jakim jest film z motywem szkoły średniej, gdzie większość tego typu produkcji to dziś już absolutne klasyki kina. Warto wspomnieć chociażby o takich dziełach jak: Szesnaście świeczek (1984), Klub Winowajców (1985) czy Clueless (Słodkie zmartwienia, 1995). Czy Zróbmy zemstę będziemy kiedyś zaliczali do grona powyższych filmów? Nie sądzę. Czy to w takim razie zły film? Absolutnie nie. To świeże spojrzenie na szkołę średnią, zemstę oraz niecodzienną kobiecą przyjaźń, które świetnie się sprawdzają na małym ekranie. Nie jestem jednak przekonana, że ludzie faktycznie będą o nim pamiętać za kilka lat, zaś sam trzeci akt nie jest tak szokujący, jak twórcy początkowo zakładali.
Wątpliwy punkt wyjścia
Niestety znów mamy do czynienia z tą „okropną” Generacją Z, czyli osób urodzonych pomiędzy 1997 rokiem a 2010. To także po raz kolejny stereotypowe zestawienie dwóch światów. Z jednej strony mamy pięknych, bogatych, bezwzględnych ludzi, którzy zrobią wszystko, by zrealizować swoje cele. Nawet kosztem drugiej osoby. Z drugiej strony osoby biedniejsze, które zawsze będą jawiły się jako gorsze i niepasujące do otoczenia. Produkcja skupia się jednak na trzeciej grupie – osobach, które udają kogoś, kim w rzeczywistości nie są. Bez względu na to, czy będzie to osoba o meksykańskich korzeniach, ktoś po operacji plastycznej czy klasyczny cis-hetero-mizogin, który kreuje się na sojusznika kobiet w wydaniu Harry’ego Stylesa. Bardzo spodobał mi się ten motyw i jest mi strasznie smutno, że twórcy nie postanowili go dostatecznie rozwinąć. Za to skupiają się na powtarzalnym aspekcie, pokazującym, że kobiety w większości przypadków, czy to biedne, czy bogate, zawsze będą ofiarami ze strony silniejszych jednostek; nie zrozumcie mnie źle! Jestem przekonana, że tak ważny temat nie powinien być traktowany jako źródło czarnego humoru. Ale skupia się także na motywie zemsty, przemianie brzydkiego kaczątka w piękność i można by tak wymieniać bez końca.
Największy problem, jaki mam z tą produkcją, pomimo całego jej uroku, to sam punkt wyjściowy, czyli upublicznienie seks-taśmy. I teraz wiem, że wkraczam na grząski grunt, ale powiem, to co, zawsze mówię. Kobieta ma prawo nagrać taką taśmę, a bez jej zgody nikt nie ma prawa jej udostępniać; działa to w obie strony. Nie wydaje mi się, by tematyka ta była w ogóle odpowiednia w kontekście zemsty w szkole średniej. Widziałam do tej pory wiele dokumentów na ten temat, gdzie życie dziewczyn, które były „bohaterkami” takich nagrań zostało doszczętnie zrujnowane. Ktoś może powiedzieć, ale Pamela Anderson, Kim Kardashian czy Paris Hilton też były w tego typu sytuacji i przecież nic wielkiego się nie stało. Nic bardziej błędnego. Sama Pamela (która była w ogóle oburzona faktem powstania serialu o czymś takim), jak i Paris wypowiadały się na ten temat w sposób niepochlebny. Ta druga w dokumencie na swój temat stwierdziła, że wyciek kasety zaprzepaścił jej marzenie bycia jak Marilyn Monroe. Warto również zwrócić uwagę, że ich partnerzy z filmu nie musieli mierzyć się z choć ułamkiem konsekwencji, jakie je spotkały. Obie z nich wiele lat później wspominały o traumie, jaką przeżywały i z jaką musiały się mierzyć na skutek tegoż zdarzenia.
Woke culture i te sprawy
Historia ta jednak działa, mimo wtórności, dzięki paru świetnym elementom. Zacznijmy od tego, że jako główną inspirację twórców wskazuje się film z 1951 roku – Nieznajomi z pociągu w reżyserii Alfreda Hitchcocka, co bardzo szanuję. Założenie, że perfekcyjne morderstwo (w tym przypadku perfekcyjna zemsta) może się udać wyłącznie, jeśli mordercy zamienią się ofiarami, by nie można ich było powiązać ze zbrodnią, jest genialny w swojej prostocie. To także, nie oszukujmy się, filar gatunku, jakim jest thriller psychologiczny. Nic więc dziwnego, że twórcy postanowili czerpać inspirację od najlepszych. Początkowo zemsta idzie zgodnie z planem, ale jak to w życiu bywa, niektórych rzeczy nie da się przewidzieć.
Produkcja ta stara się także wyśmiewać fałszywe postawy związane z kulturą wokeness, czyli kultury przebudzenia, skupia się na skutkach cancel culture, która tak naprawdę może dopaść każdego (oba te elementy są ze sobą połączone) oraz nie zostawia suchej nitki na tzw. performatywnym aktywizmie. Nie ma to być jednak krytyka skierowana przeciwko któremukolwiek z tych zjawisk. O nie. To pokazanie, że większość z nas w obecnych czasach mierzy się z szeregiem niesprawiedliwości, podobnie jak główne bohaterki. Jednak osoby próbujące nagłośnić poszczególny problemy są zmuszane do milczenia, z różnych względów czy to etnicznych, czy społecznych, czy finansowych. To piętnowanie postaw sojuszniczych, nie tylko w stosunku do kobiet, ale również np. osób trans czy LGBTQ+. Jeden z bohaterów, Max, zakłada organizację sojuszniczą, która w założeniu ma pokazać, że heteroseksualni mężczyźni wspierają swoje koleżanki. Nic bardziej mylnego. Sam zamysł wynikał z przekonania, że dzięki temu licealiści, określający się mianem kobieciarzy nie zostaną posądzeni o mizoginię. Ba! Wielokrotne zdrady, stanowiące skazę na skrzętnie budowanej reputacji, przykrywane są konsensualną niemonogamią.
Produkcja, mimo kilku poważnych zgrzytów, finalnie mi się spodobała. Pastelowe kolory wylewają się wręcz z ekranu, postacie, mimo iż archetypiczne i stereotypowe, mające reprezentować typowych licealnych bohaterów, posiadają głębię, a twórcy widać świetnie się bawią, nawiązując do większości znanych i kochanych przez widzów filmów dla nastolatków z lat 90. XX wieku. Wydaje mi się, że sama platforma streamingowa niejako zrehabilitowała się tym razem w związku z paroma filmowymi wpadkami, nie tylko pod względem fabularnym, ale przede wszystkim koncentrując się na wzlotach oraz upadkach generacji Z oraz woke culture. I choć całość jest naprawdę dobra, to jednak sama zemsta jest dla mnie zbyt cukierkowa. Wybaczcie, ale liczyłam na pełnokrwiste intrygi, czarny humor wylewający się z ekranu oraz finał przyprawiający o palpitację serca.