search
REKLAMA
Recenzje

ZONE TROOPERS. Science fiction z UFO w czasach II wojny światowej

Produkcja jest znana także pod polskim tytułem – „Kosmiczny desant”.

Odys Korczyński

22 sierpnia 2023

REKLAMA

Produkcja jest znana także pod polskim tytułem – Kosmiczny desant. Obydwie te nazwy brzmią jednak podobnie tanio, co doskonale odpowiada jakości filmu. Mimo wszystko jednak nie mam zamiaru go komukolwiek odradzać. Film broni się pewną konwencją w prezentacji fabuły, której osadzenie w czasach II wojny światowej sprawia, że widz czuje się jak w całkiem przyjemnym połączeniu Predatora i Indiany Jonesa. Szkoda tylko, że zabrakło bardziej znanych aktorów, żeby film mocniej się zapisał w świadomości publiczności jako typowe guily pleasure, również dla grających w nim gwiazd kina. Zone troopers jest dobrą propozycją na weekendową rozrywkę przed ekranem z mnóstwem klisz, przewidywalnych reakcji bohaterów i obcym będącym skrzyżowaniem owada z humanoidem.

Rzadko się zdarza w tego typu produkcjach, że zdjęcia stoją na wysokim poziomie artystycznym. Generalnie jest tanio, ze słabym światłem, bez postprodukcji, maksymalnie wykorzystując to, co daje natura w postaci scenografii – w tym przypadku są to Włochy. A tu jednak zdarzył się jeden kadr naprawdę artystyczny. Świetnie zaplanowany kolorystycznie, pozycyjnie i genialnie uchwycony kamerą. Przedstawia on wbity w ziemię statek kosmiczny, z którego silników wydobywa się magentowy dym. Z powodzeniem można by z tego kadru zrobić obraz na ścianę, tapetę na pulpit, a może i wielki baner reklamujący jakąś superprodukcję science fiction. Niestety Zoone Troopers nią nie są, co nie oznacza, że nie są warci seansu, nie takiego jednorazowego, ale powtarzanego regularnie np. podczas wieczorów retro SF. Jestem pewien jednak, że tak nie jest, bo to film zapomniany. Na jednym z popularniejszych w Polsce portali filmowych ma zaledwie 162 oceny. Na IMDb 1700, więc to w skali światowej dzisiaj jeden z najmniej znanych filmów w ogóle, a na to nie zasługuje.

Wspomniałem na początku o Predatorze, gdyż faktycznie pewne elementy są podobne – duża część akcji dzieje się w lesie, a niektóre ujęcia ukazują to, co widzi obcy. Nie jest to termowizja, a coś mniej doskonałego i bardziej monochromatycznego. To jednak niemożliwe, żeby reżyser Kosmicznego desantu wzorował się na produkcji Johna McTiernana, gdyż jest ona o dwa lata młodsza. Co najwyżej to McTiernan mógł się inspirować Zone Troopers, co jest jednak mało prawdopodobne. Z dzisiejszej perspektywy widać podobieństwo i faktem jest, że właśnie ono przyciąga, nieważne, który film był nakręcony wcześniej. W przypadku samego obcego przybysza projekt nawiązuje do wizerunków obcych popularnych w kulturze amerykańskiej jeszcze w latach 40. i 50. Jeden z bohaterów nawet czytuje takie pismo namiętnie, żeby uprzyjemnić sobie działania wojenne. Generalnie wojsko amerykańskie nie jest tu zaprezentowane zbyt patriotycznie. Składa się z ludzi, którzy chcą przeżyć, zwłaszcza że znaleźli się za linią frontu na terenie okupowanym przez nazistów. Oczywiście standardowe przekonanie, że nazistów należy likwidować, jest w produkcji zaprezentowane podobnie, co w Bękartach wojny Quentina Tarantino, chociaż nie tak bezpośrednio i brutalnie. Co do tej ostatniej, to zabrakło niestety odpowiednich środków finansowych, żeby ukazać jej skalę. Większość budżetu pochłonęły elementy science fiction zrobione na średnioniskim poziomie, jednak nie aż tak, żeby widz poczuł się zażenowany bylejakością. W filmie czuć bardzo niski budżet, lecz paradoksalnie całość jest odpowiednio zbalansowana. Twórcy postawili na przesłonięcie wszelkich fantastycznonaukowych braków stylistyką II wojny światowej i to zadziałało. Widzowie, ciesząc się z zastrzelenia kolejnego szkopa, zapominają, jak nielogiczna jest historia przybyszów z kosmosu.

Co ciekawe, wszystko to odbywa się w rytmie jazzu. Już sam początek wygląda tak osobliwie, że aż ciekawie. Czerwone napisy, czarne tło, ewentualnie głos lektora, a co najważniejsze standard In the Mood rozpropagowany przez Glenna Millera, ale skomponowany jeszcze przez Josepha Manone’a. Jazz jest też wykorzystywany w dalszej części filmu, nawet w czasie scen akcji i w finale. Pomysł takiego ułożenia muzyki mógł być spowodowany brakiem dobrze skomponowanego motywu dla całej produkcji. Wybroniono się więc wykorzystaniem znanego standardu jazzowego jakże pasującego do tamtych czasów. Dzięki niemu słabo zaprojektowane i sfilmowane starcia z nazistami nabrały lekko absurdalnego klimatu, co pasowało do zrobionego również z przymrużeniem oka projektu kosmitów oraz ich osobliwego zachowania na polu walki. Generalnie logiki w produkcji zupełnie brak, nawet jak na często nieracjonalne z natury kino science fiction, jednak jest zadziwiający klimat. Jeśli chodzi o aktorów, widzowie powinni kojarzyć najbardziej dwóch. Tima Thomersona, np. z Niespotykanego męstwa czy też Blisko ciemności, oraz Arta LaFleura z Wykonać wyrok i Pana domu.

Zone Troopers na pierwszy rzut oka jest tanią opowiastką SF, której fabuła nie ma większego sensu, a scenarzyście zabrakło pomysłu na uzasadnienie pobytu kosmitów na Ziemi. A może jednak da się znaleźć w ich obecności coś pouczającego? Ci bohaterowie z armii USA, którzy przeżyli, zyskali nowe życie. Jeden został nawet znanym autorem komiksów. Ważne jest jeszcze to, co powiedział jeden z przybyszów, jak na ironię przypominający doskonałego Aryjczyk – Nie pomożemy wam mordować swoich. W końcu pomogli, ale niechętnie, głównie ze względu na ocalenie własnej skóry. Byli wyraźnie doskonalsi od nas i moralnie radykalnie inni.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA