ZMIERZCH. Schemat podkolorowany motywem wampirycznym
Cała ta niby filozoficzna podszewka Zmierzchu jest więc niesamowicie płytka. Poruszone przez film kwestie istnieją w kręgu opowiadań wampirycznych od lat i niejeden raz każda z nich była przedstawiona o niebo lepiej. Bohaterowie filmu, w szczególności wampir Edward, przypominają członków subkultury (chyba powoli można nazwać ich subkulturą) EMO. Cullen podkreśla swoją samotność, sprawia wrażenie osoby, która cały czas walczy ze swoimi wewnętrznymi siłami. Na własne życzenie oddala się od rówieśników, z którymi może przebywać – niejednokrotnie to udowadnia. Wampiryzm to dla niego taka wymówka, wygodna ucieczka od życia. Miłość od pierwszego wejrzenia ostatecznie zmienia zachowanie wampira, ale dodajmy, iż zmiany postępują bardzo powoli. Przez to znów robi się schematycznie, bo wielka miłość wprowadza promyk nadziei do życia emo-krwiopijcy.
Podobne wpisy
Zmierzch śmiało można nazwać filmem doby High School Musical, ale nie chciałbym by metaforę zrozumiano skrajnie pejoratywnie, bo nie o to mi chodzi. Chodzi o to, że to po prostu kolejne dziecko kultury masowej, które pogrywając na utartych schematach osiąga niesamowity kasowy i frekwencyjny sukces. I nie mówię, że pogrywanie na utartych schematach jest czymś karygodnym, bo w wielu kwestiach odnalezienie nieodkrytych meandrów konwencji jest nie lada wyzwaniem. Proszę jedynie o to, by w – nie oszukujmy się – najnormalniejszym filmie o młodzieńczej miłości nie doszukiwać się skarbnicy dogmatów.
Zauważmy raczej, iż zarzuty kierowane w stronę Meyer (dotyczące marysuizmu, czyli budowania fabuły przy użyciu znanych stereotypów i schematów) znajdują swoje pokrycie w filmowej rzeczywistości Zmierzchu. Mamy piękną, zagubioną i inteligentną dziewczynę, która rozkwita i dorasta dzięki miłości. Mamy młodzieńca, który nie potrafi odnaleźć swego miejsca w świecie (jak wiemy, do czasu), a jedynym novum jest to, iż młodzieniec należy do klanu wampirów. Mamy ojca, który nie potrafi znaleźć wspólnego języka z córką mimo tego, iż kocha ją nad życie. Mamy uczniów szkoły – niedorosłych chłopców straszących dziewczyny robakami zawieszonymi na końcu patyka oraz dziewczyny wzdychające na myśl o romantycznej miłości. Cała niedojrzała sceneria liceum w sposób prosty i oczywisty skontrastowana jest z poważnymi relacjami zachodzącymi na płaszczyźnie Isabella-Edward. Rzecz można, jeden wielki schemat podkolorowany nieśmiertelnym motywem wampirycznym.
Pomimo to film ogląda się naprawdę bezboleśnie i nie widzę powodu, by mieszać go z błotem i obrzucać fanów wyzwiskami. Nie uważam, iż osobnik dowolnej płci przyznający się do tego, że na Zmierzchu uronił łezkę, czy po prostu nie żałował zakupionego biletu ma być kimś o mentalności niedojrzałej dziewczynki wierzącej, że rycerz na białym koniu wybawi ją od beznadziejności otaczającego świata. A nawet jeśli, to choć raz zwróćmy uwagę na siłę banałów, bo i one bywają piękne. Nie można lekceważyć ich tak samo, jak nie można lekceważyć schematów i motywów, jeśli jeszcze nie wiecie dlaczego, to podpowiem – Zmierzch (na dzień dzisiejszy) zbliża się do 200 milionów dolarów zysku.
Tekst z archiwum Film.org.pl (17 stycznia 2008)