search
REKLAMA
Recenzje

ZEZOWATE SZCZĘŚCIE. Kariera oportunisty

Rafał Oświeciński

5 sierpnia 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

MALOWANY ŻOŁNIERZ

Piszczyk w tej scenie jest prorządowy i antyrządowy; jest filosemitą i antysemitą. Jest naiwny, lękliwy, głupkowaty, ale i o dobrym sercu. Munk nie ośmiesza bohatera, lecz rzuca go w wir wydarzeń, w których możemy wyraźniej zaobserwować typowe postawy dominujące w społeczeństwie polskim. Tło staje się coraz wyraźniejsze gdy następuje kolejny etap „kariery” Piszczyka – tym razem pechowiec wyrusza na wojnę. Bohatera urzeka urok munduru i wzrok pań podążający za żołnierzami. I decyduje się wstąpić do podchorążówki, lecz we wrześniu 1939 wybucha wojna i plany się nieco komplikują. Chciałby Piszczyk być żołnierzem, jak każdy zresztą Polak w tamtym okresie – niestety koszary są zniszczone, w kraju chaos i bezhołowie. Nasz bohater znajduje mundur podchorążego i, w tym momencie aresztowany przez Niemców, podszywa się za kogoś kim nie jest. Ciągnie swoją historyjkę w obozie jenieckim dla oficerów, bo, jak sam mówi, nie miał tej śmiałości, by przyznać się do prawdy. Poza tym wszyscy go podziwiają, traktują jak walecznego męża, który uciekł z pola przed samolotami, które szatkowały jak kapustę jego oddział. Niestety, prawda wychodzi na jaw, oficerka polska uznaje Piszczyka za niemieckiego szpicla. I znowu pech dopada naszego bohatera, z winy jego samego – mundur zbyt dobrze leżał, choć nie był jego. Następuje koniec „kariery” wojskowej.

Piszczyk trafia następnie do fabryki zbrojeniowej III Rzeszy, po czym, uskarżając się na kiepskie zdrowie, wraca do okupowanej Warszawy. Sekwencje wojenne, te obozowe i okupacyjne, choć nie pozbawione tonacji komediowej, oddają dramatyczną atmosferę tamtego okresu. Zabawne obrazki w dalszym ciągu występują, lecz ich tła: zgliszcza, hitlerowcy na ulicach, łapanki – trudno nie zauważyć bądź zignorować. Piszczyk jest przerażony, choć spotykając starego znajomego, Jelonka, liczy na nową „karierę”. I udaje się, zostaje pomocnikiem w handlowych interesach warszawskiego cwaniaka. Nie dość tego, bo Piszczyk chce przecież uchodzić za kogoś lepszego niż jest. Powraca więc do swej obozowej mistyfikacji, znowu opowiada o szatkowaniu kapusty przez szwabskie samoloty, a dodaje jeszcze historyjkę o brawurowej i samotnej ucieczce z obozu…

Piszczyk poznaje „swoją wielką miłość”, Basię, w której oczach rośnie on do rozmiarów co najmniej heroicznych. I na tym polu po raz kolejny przegrywa – Piszczyk zaczyna bawić się w konspirację, co skutkuje rezultatem odwrotnym od zamierzonego. Nie dość, że granatowa policja oskarża go o spiskowanie i kolportowanie nielegalnych druków, to jeszcze bohater pojawia się w szeregach spiskującego towarzystwa, gdzie zostaje zdemaskowany przez jednego z niedawnych towarzyszów niedoli obozowej. I znowu jest szpiclem, znowu traci to, co miał, a raczej udawał, że miał. Już był prawie szczęśliwy, już powziął postanowienie, że dosyć pozorowania, dosyć nieprawdziwych wcieleń.

LUDOWY BOHATER

Kończy się wojna, zaczyna się za to kolejna „kariera” Piszczyka z Polską powojenną w tle. Nasz nieszczęśnik ląduje w Krakowie, gdzie zostaje urzędnikiem w prywatnym interesie ówczesnego kombinatora. Szczęśliwy czas zostaje brutalnie przerwany najazdem Urzędu Bezpieczeństwa, który odkrywa spore oszczędności pieniężne Piszczyka. Pech, i to ogromny, wzmocniony jeszcze bardziej w kolejnej sekwencji, w kolejnej „karierze”, tym razem w biurokratycznej machinie państwa ludowego. Piszczyk okazuje się zwykłym urzędasem, gorliwie wypełniającym polecenia nadchodzące „z góry”. Awansuje, znowu jest więc lepszy od innych. Kłopot w tym, że pech jest pechem, tutaj uosabiają go inni, podobni do Piszczyka żwawi biurokraci, którzy również pragną zostać nagrodzeni i wyróżnieni. I znowu Piszczyk przegrywa, znowu dokucza mu zezowate szczęście. W akcie rozpaczy dobiera się do karabinu stareńkiego ochroniarza, chce sobie palnąć w łeb, chce palnąć w łeb wszystkim, ale niestety nie udaje mu się, kula, a jakże – pechowo – trafia w ścianę.

I co Piszczyk na to? W więzieniu, sekwencji końcowej i początkowej jednocześnie, spinającej zgrabnie ramę utworu, Piszczyk prosi o nie wypuszczanie go z celi. Bo i po co, komu takie szczęście potrzebne? Takie zezowate szczęście?

REWIZJA SPECJALNA

Życie poniewierało więc Piszczykiem, bo Piszczyk naiwnym człowiekiem był, lekko głupkowatym, prostodusznym. Był oportunistą podrabiającym samego siebie, a oportunistów nie lubimy, bo zaprzeczają oni naszym wyobrażeniom o waleczności, odwadze, wysokich ideałach. Oportuniści popadają w przesądy, w próżność, w przesadną wygodę. Jak tu lubić Piszczyka, skoro doświadcza on nieprzyjemności najczęściej ze swojej winy; wpada w tarapaty, które są niejako karą za grzechy. Piękne to i dydaktyczne, ale przecież film Munka tak prosty nie jest. Reżyser stworzył antyromantyczny mit o Polsce i Polakach. Opowiedział o dziejach kraju, który samoistnie zrodził oportunizm, czyli tę próżność, podrabianie, złudną walkę i niebezpieczną ugodowość, których częścią stał się obywatel Piszczyk. To jest bardzo odważne, bo burzące dotychczasowy porządek historyczny, gdzie każdy Polak to Zawsze Wygrywający Niezłomny Wojownik Narodu Polskiego. Takich było wielu, ale nie wszyscy podążali drogą Maćka z Popiołu i diamentu – był taki cwaniak Jelonek (lub Dzidziuś z Eroiki) lub pechowiec Piszczyk. Wielu chciało założyć mundur, ale dlatego, że ładnie wyglądał. Wielu stawiało pieniądz bądź miłość ponad karabin, rodzinę ponad bunkier. Wielu chciało iść na wojnę nie wiedząc jednak dlaczego. Zezowate szczęście jest bliższe życia, groteskowe co prawda, ale bardziej prawdziwe od metaforycznej i przesiąkniętej symboliką wojennej rzeczywistości kina Andrzeja Wajdy i mu podobnych twórców. Piszczyk to nieszczęśnik, ale jego losy są wykładnią polskich losów –i choć to interpretacja być może kontrowersyjna, to warto i o niej pamiętać.

Warto też pamiętać o Andrzeju Munku, bo nie ma obecnie nikogo pośród reżyserskiego grona, kto mógłby dać nieprzyjemnego i potrzebnego kuksańca polskiej historii. Szkoda, choć tym większym arcydziełem z czasem staje się Zezowate szczęście.

Tekst z archiwum film.org.pl (30.11.2004)

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA