GIUSEPPE W WARSZAWIE. Włoskie perypetie w polskim mieście
Stanisław Lenartowicz znany jest między innymi jako reżyser Pamiętnika pani Hanki (1963), w którym jedną ze swoich najlepszych ról w karierze zagrała Lucyna Winnicka. Swoją popularność mają także Zimowy zmierzch (1956) czy Cała naprzód (1966). Najbardziej reprezentatywnym dziełem dla Lenartowicza jest jednak wojenna komedia Giuseppe w Warszawie (1964) – jeden z najważniejszych zabarwionych komizmem polskich utworów.
W filmie nie brakuje zdjęć plenerowych (na dworcu czy knajpce), ale za główne miejsce akcji powinno się uznać warszawskie mieszkanie, należące do pary rodzeństwa. Ekranowy tercet zostaje uzupełniony przez zagraniczny akcent, jakim jest postać tytułowego włoskiego żołnierza. Giuseppe wraca z frontu wschodniego i na skutek kilku komicznych incydentów trafia do mieszkania Marii i Staszka, którego prędko nie opuści.
Giuseppe w Warszawie (zrealizowany w Zespole Filmowym „Kadr”) to dzieło niezwykle ważne, wręcz przełomowe dla polskiej kinematografii. To pierwszy obraz w naszej filmowej historii po 1945 roku, w którym okupacja i konspiracja akowska zostały zademonstrowane z dozą humoru jako okres pełen życia i komicznych sytuacji. Pokazanie czasów farsowo odbiega od podniosłej tonacji, z jaką w kraju mówiło się o nie tak dawno zakończonym konflikcie zbrojnym i tendencji do eksponowania tematu męczeństwa. Lenartowicz wyznaczył nowe ścieżki w rodzimym kinie, ale można rzec, że reżyser zawsze ten słynął z dość opozycyjnego stanowiska i już we wcześniejszych filmach proponował nowe rozwiązania, niejako polemizując ze słynną wówczas formacją, czyli Polską Szkołą Filmową (choć oczywiście wspólnych cech nie brakuje). Inna sprawa, że sięganie po prekomunistyczną rzeczywistość zwyczajnie zwiększało szansę na swobodę twórczą.
Oczywiście we wcześniejszych powojennych filmach w Polsce także można znaleźć akcenty humorystyczne, ale finalna wymowa okazywała się jednak smutna, tragiczna bądź owy śmiech był gorzki. Zakazane piosenki (1946) dodają odrobiny uśmiechu, ale zdecydowanie częściej wzruszają, jest w nich spora nuta sentymentu. Filmy Andrzeja Munka to przykład ironicznej kpiny, lecz ich zakończenia pozostawiają widzów z innymi refleksjami niż myślą, że była to przede wszystkim przednia rozrywka. Giuseppe w Warszawie natomiast to czysta, abstrakcyjna zabawa, pozbawiona motywu śmierci, przelanej krwi, a nawet w scenach akcji odczuwalna jest cecha fantastyki, zaś nie standardowe martyrologiczne ujęcie tematu.
Naturalnie nie jest tajemnicą, że jednym ze środków defensywnych przeciwko okupacji był śmiech czy drwina. Polskie filmy poświęcone tamtym czasom, które utrzymywano w ponurej, poważnej tonacji, oddają koszmar, jakim była hitlerowska dominacja. Same ofiary okupacji (czy również Holocaustu) jednak uznawały śmiech za jedną z odpowiedzi na represje oraz śmierć. Była to forma ochrony zdrowia psychicznego. Giuseppe w Warszawie nawiązuje do autentycznej tradycji humoru okupacyjnego, do prób ośmieszenia wroga, co stanowiło terapię narodową.
Dzieło Lenartowicza częściowo zostało nakręcone w konwencji teatralnej. Niewielka przestrzeń mieszkalna Marysi i Staszka mogłaby odpowiadać scenie w teatrze, do tego dochodzi dość ograniczona w użyciu liczba rekwizytów. Same dialogi rozgrywają się pomiędzy dwoma lub trzema bohaterami, rzadko kiedy występuje ich więcej. Dotyczy to także scen plenerowych. Miasto często postrzegamy fragmentarycznie: w ujęciu na stolik, ladę barmana w knajpie lub jakiś uliczny zaułek. Nawet jeżeli widzimy nieco więcej, przestaje to być istotne dla akcji, jak np. zamknięte sklepy czy nieczynne stragany. Początkowe ujęcia z Giuseppe, gdy wraca z frontu, a także finałowa potyczka partyzancka, zdają się już zdecydowanie odbiegać od tej zasady.
Podobne wpisy
Teraz kilka słów o aktorach. Dzieło Lenartowicza to trafny przykład, że postrzegania kariery Zbigniewa Cybulskiego nie należy ograniczać do ról dramatycznych (i nie jest to jedyny efekt ich współpracy, ponieważ to właśnie u tego filmowca Cybulski po raz pierwszy wystąpił na pierwszym planie, w jednej z nowel w Trzech startach, a także zagrał we wspomnianej już komedii Cała naprzód). W Giuseppe w Warszawie Cybulski wciela się w postać Staszka, który w przeciwieństwie do siostry, początkowo wykazuje zdecydowanie mniejszą aprobatę dla niespodziewanego współlokatora. Jego donośny zwrot do krewnej („Maryśka!”) stał się już kultowym cytatem z polskiej kinematografii.