XTRO. Co wyszło z łona ziemskiej kobiety, czyli horror science fiction bez tabu
Wyszedł człowiek, ale tak nie do końca. I na jego symulowanej „człowiekowatości” zbudowany został naprawdę ciekawy scenariusz filmu z wykorzystaniem elementów SF, fantasy i horroru. Twórców niewątpliwie inspirował trochę Obcy, chociaż w kwestiach technicznych polegli podczas tworzenia ciasnego, dusznego klimatu w fabule. Reżyser Harry Bromley Davenport po latach wrócił jeszcze dwa razy do tematu Xtro. Technicznie wyszło lepiej ze względu na upływ czasu, ale zabrakło już tej grozy, którą posiada pierwszy film. No właśnie, Xtro z 1982 rok jest na wpół opowieścią science fiction, a na wpół horrorem, przez co do dzisiaj się broni i powinien być uznany za gatunkowy klasyczny utwór filmowy europejskiej kinematografii, funkcjonującej ciągle w cieniu tej amerykańskiej, jeśli chodzi o fantastykę naukową.
Przyznajmy, że na początku lat 80. Amerykanom również nie tak często, jak byśmy sądzili, zdarzało się kręcić filmy science fiction i horrory, które z punktu widzenia dzisiejszego widza – zwłaszcza tego młodszego – mogą być uznane za dobre pod względem technicznym. Niekiedy odmienna opinia starszych miłośników, owszem, jest ważna, ale nie kluczowa, bo nie będą żyli wiecznie, a przyszłość gatunku i generalnie kina należy i zależy od młodych pokoleń, a nie dezaktualizujących się wraz z upływającym czasem opinii. Jednak co do stanu wizualnego Xtro chyba wiele pokoleń będzie zgodnych. Ten przykład kina europejskiego wizualnie oszałamiający nie jest, aczkolwiek podkreślam, w tamtych czasach wcale aż nadmiernych kompleksów nie powinien mieć ze względu na wizualny stan fantastycznego kina amerykańskiego. Za to to, co Amerykanom się udało lepiej niż Europejczykom w zakresie kina SF i horroru, to dotarcie do szerokiego grona odbiorców nie tylko za sprawą wysokich budżetów, ale i umiejętności stworzenia klimatu nawet w dość poślednich scenariuszach. Xtro jest odwrotnością – scenariusz jest dobry, lecz zadowalającego nowe pokolenia widzów klimatu brak, m.in. ze względu na niski budżet, ale też grę aktorów, nieprzemyślaną muzykę autorstwa samego reżysera i niewprawny, trochę zbyt twardy montaż. Pewnym smaczkiem jest Maryam d’Abo, której kariera po Xtro się rozwinęła, sięgając aż filmu z Jamesem Bondem (W obliczu śmierci). Pozostali aktorzy raczej komercyjnie się nie wybili, chociaż np. Bernice Stegers pojawiała się na ekranie w towarzystwie naprawdę znanych artystów. Podobnie jest z Philipem Sayerem.
Z tytułem wiąże się nawet legenda, dzisiaj wiemy, że nieprawdziwa, ale swoje tytuł przeżył z powodu pruderii społecznej i religijnej panującej w Wielkiej Brytanii w latach 80. Otóż było blisko, żeby trafił na coś w rodzaju filmowego Indeksu Ksiąg Zakazanych nazywanego w UK „video nasty”. Ostatecznie tam się nie znalazł, jednak był konfiskowany w nalotach na ówczesne wypożyczalnie video wraz z innymi tytułami widniejącymi na tej liście np. Martwym złem, Ostatnim domem po lewej czy też Zjedzonymi żywcem. Za co? Może zaściankowcom przeszkadzała naga Maryam d’Abo, a może obcy w postaci demona lub sposób okazywania przez niego przemocy częściowo poprzez tworzenie materializujących się wyobrażeń w postaci klauna, szatańskiej czarnej pantery lub strzelającej zabawki będącej niewielkim czołgiem. W historii kina były jednak o wiele bardziej obrazoburcze filmy, epatujące bezsensowną przemocą. W przypadku Xtro przemoc jest jak najbardziej uzasadniona fabułą, chociaż sam pomysł z ożywianymi zabawkami wydaje się dość pretensjonalny. Niemniej trzeba reżysera potraktować sprawiedliwie i podkreślić, że się starał wykorzystać wszelkie środki, żeby widza przestraszyć, w tym odpowiednio długą ekspozycją, co się tak często nie zdarza w niszowych, niedoinwestowanych produkcjach. Na uwagę zasługuje sam proces rozmnażania obcego, wyraźnie nawiązujący do facehuggera w produkcji Ridleya Scotta. Twórcy jednak nie dokonali prostackiej zrzynki, lecz poprowadzili historię po swojemu, bardzo indywidualnie, wykorzystując elementy umysłowego oddziaływania na przedmioty, a nie tylko fizyczną przemoc. Usta pozostały jako podstawowa droga zapłodnienia, ale warto zwrócić uwagę, że nie tylko – skóra również, w którą obcy musiał się wessać, żeby dostać się do naczyń krwionośnych, żeby przekazać nasienie i wywołać ekspresowy wzrost nowych osobników; albo w postaci żywiciela-producenta jaj, albo już przejętego, dorosłego, ludzkiego osobnika, który po jakimś czasie przechodził konwersję do dorosłej postaci obcego. Niestety, nie dostaliśmy precyzyjnego wyjaśnienia procesu rozmnażania kosmitów oraz opisu ich mocy.
Oglądając Xtro, ma się wrażenie, że współczesne kino grozy nie jest dzisiaj już tak odważne, jak w latach 80. Wystarczy przyjrzeć się scenie narodzin Sama albo scenie seksu z udziałem Maryam d’Abo. Nikt w nich nic nie ukrywa. Są przez to naturalne. Nie tworzą pruderyjnego tabu, którego naturę i tak wszyscy znają, wolą jednak zachowywać się dwulicowo i udawać, że ich to obrzydza albo nie podnieca. I to jest największa wartość Xtro, ta wizualna bezpośredniość prezentacji, powodująca niejednokrotnie rumieńce na twarzy tych co bardziej wstydliwych.