search
REKLAMA
Archiwum

WYSYP ŻYWYCH TRUPÓW. Zombie i komedia romantyczna

Karol Baluta

6 marca 2018

REKLAMA

Żywe trupy, po wielu latach nieobecności, wrócił na ekrany. Świetne 28 dni później, nowa wersja Świtu żywych trupów, która w pełni dorównuje oryginałowi, Resident Evil, któremu brakuje specyficznego klimatu gry, ale ogląda się go bardzo dobrze. Do kompletu jest zaś Wysyp żywych trupów, czyli Shaun of the dead.

Shaun to młody Anglik, który prowadzi bardzo przeciętne życie. Ma sympatycznego (chociaż leniwego i sprawiającego wiele kłopotów) przyjaciela Eda, pracuje z bandą niezbyt rozgarniętych małolatów, jego dziewczyna Liz chciałaby wybrać się na randkę do porządnej restauracji, a nie znowu do pobliskiego baru Winchester. Na dodatek współlokator uważa go za nieudacznika, a ojczym wytyka mu, że zaniedbuje matkę. Najgorsze jednak ma dopiero nadejść – Liz go rzuca. No i jeszcze zombie atakują Londyn.

A wszystko zaczyna się bardzo niepozornie – główny bohater idzie do sklepu, mija dzieciaka grającego w piłkę, daje biedakowi (z psem na smyczy) trochę drobnych, potyka się obok jakiegoś samochodu, wchodzi do sklepu, wyjmuje puszkę z lodówki, bierze gazetę, płaci, wraca do mieszkania. Dopiero jadąc autobusem dostrzega mdlejących ludzi, a kupując matce kwiaty zauważa mężczyznę próbującego zjeść gołębia. Uznaje to jednak za mało istotne. Następnego dnia rano znowu wychodzi z domu, potyka się obok jakiegoś samochodu (z rozbitą szybą), mija jakiegoś wystraszonego człowieka, wchodzi do sklepu, wyjmuje puszkę z lodówki (nie zauważając śladów krwi na drzwiczkach), kładzie pieniądze na ladzie i wraca, po drodze spotykając dziwnie jęczącego biedaka (z samą smyczą…) i tłumaczy mu, że niestety nie ma żadnych pieniędzy. Wchodzi do domu jakby nigdy nic i włącza telewizor, w którym na co drugim kanale lecą wiadomości. Dziwne, czyżby coś się stało? Dopiero konfrontacja z żywymi trupami powoduje, że Shaun i Ed postanawiają działać. Muszą uratować Liz, mamę Shauna i ukryć się w jakimś bezpiecznym miejscu. Bohaterowie biorą samochód, broń i pędzą na ratunek.

Wielkie brawa należą się przede wszystkim odtwórcom głównych ról. Filmy tego typu raczej nigdy nie powalały grą aktorską, więc Wysyp… zaskakuje już w tym miejscu bardzo pozytywnie. Simon Pegg (który wraz z reżyserem, Edgarem Wrightem, napisał scenariusz) w roli Shauna i Nick Frost grający jego kumpla to niezwykle wiarygodny duet – dwaj prawdziwi, zżyci ze sobą przyjaciele, wspólnie stawiający opór hordzie zombie (albo, jak stwierdził dystrybutor, wysypowi żywych trupów). Drugi plan to świetne role, zagrane z humorem i wyczuciem – Kate Ashfield (jako Liz), Dylana Morana (jako Davida), Lucy Davis (jako Dianne), Penelope Wilton (w roli mamy Shauna, Barbary) oraz epizod Billa Nighy (jako Phillipa) znanego choćby z Underworld czy To właśnie miłość.

Wysyp żywych trupów to przede wszystkim rewelacyjna komedia pełna świetnych tekstów, prześmiesznych gagów, sympatycznych postaci oraz wielu nawiązań do słynnych filmów grozy. Zauważyć można m.in. odniesienia do trylogii George’a Romero, Smętarza dla zwierząt, 28 dni później, serii Powrót żywych trupów, Martwicy mózgu, a nawet Od zmierzchu do świtu. Dla prawdziwego miłośnika horrorów świetną zabawą będzie wyszukiwanie kolejnych motywów, ujęć, dialogów i sytuacji znanych z wielu filmów (oczywiście głównie horrorów, ale nie tylko). Nie powiem już nic więcej, bo nie ma chyba nic lepszego niż samodzielne odkrywanie tego typu zapożyczeń.

Za jedną z najmocniejszych stron Wysypu … uważam bardzo dobrą realizację – zdjęcia i montaż stoją na wysokim poziomie, tak samo jak efekty specjalne. Ponieważ to film o zombie, nie zabrakło flaków, krwi i nadgryzionych kończyn oraz strasznie wyglądających trupów – wyszło to wyjątkowo przekonująco i makabrycznie, a przy tym z lekkim przymrużeniem oka. Na dodatek film wnosi do gatunku wiele świeżych pomysłów. Samo wplecenie wątku miłosnego było prawdziwym strzałem w dziesiątkę – bo czyż jest coś bardziej romantycznego, niż obrona ukochanej przed nacierającym tłumem zombie?

Wysyp żywych trupów to nowe spojrzenie na temat, który dotąd albo był traktowany śmiertelnie poważnie (nowy Świt żywych trupów, Miasto żywych trupów), albo z wielką dawką humoru i makabry (Martwica mózgu). I choć jest to naprawdę znakomita komedia, twórcy nie skupiają się jedynie na naśmiewaniu się z poszczególnych elementów filmów o zombie. W pewnym momencie pojawia się prawdziwy, horrorowy klimat, a wszystko jest bardziej “na poważnie”, ale to nie zmienia faktu, że film wciąż ogląda się naprawdę świetnie. Oczywiście chwile powagi autorzy filmu rekompensują fantastycznym, szokującym i zabawnym zakończeniem, które przypomina, że Wysyp… to przede wszystkim mocna komedia gore. Mnóstwo inteligentnego humoru, bardzo dobre aktorstwo, doskonałe pomysły, fantastyczna realizacja oraz niezwykły klimat sprawiają, że Wysyp żywych trupów ogląda się z wielką przyjemnością. Zdecydowanie jedna z najlepszych komedii minionych lat – do wielokrotnego obejrzenia!

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA