search
REKLAMA
Recenzje

WSTRZĄSY. Kwadrologia z VHS-u

Jarosław Kowal

27 sierpnia 2017

REKLAMA

Wstrząsy niby są horrorem, ale trudno wskazać chociażby jeden moment na przestrzeni całej serii, który mógłby wystraszyć (najbliżej była „czwórka”). Są też niby komedią, ale jedyne, z czego można się pośmiać, to czerstwość większości dialogów. Skąd więc fenomen, który trwa po dziś dzień? Na pewno po części z sentymentu, ale także ze scenerii i pomysłu, które w świecie komedio-horrorów wciąż są wyjątkowo oryginalne.

Długometrażowy debiut Rona Underwooda (na którego Hollywood nałożyło klątwę po tragicznym Pluto Nash, a który odnalazł się jako sprawny reżyser serialowy współpracujący z producentami Gotowych na wszystko, Herosów czy Agentów T.A.R.C.Z.Y.) przypomina ubogi Park Jurajski z dinozaurami przemieszczającymi się pod ziemią. Można by nawet pomyśleć, że główna postać kobieca z części pierwszej została zainspirowana kreacją Laury Dern, ale jeżeli już doszło do zapożyczenia, to w odwrotnej kolejności, ponieważ Wstrząsy są o trzy lata młodsze od przeboju Stevena Spielberga.

Akcja wszystkich odsłon opowieści rozgrywa się w biały dzień, a w dodatku w biały, upalny dzień w niewielkim miasteczku stworzonym na pustynnych terenach. Trudno w takich realiach budować napięcie, ale to właśnie ten element wyróżnia historię o graboidach (w różnych tłumaczeniach zwanych także wężoidami, łapaczami czy chwytoludami) i nadaje jej wyjątkowości. Podziemne drapieżniki najprawdopodobniej były odwzorowaniem rekinów, a nie węży (świadczyć może o tym roboczy tytuł – Land Sharks), i przeszły liczne ewolucje, co jest najczęstszą przyczyną krytyki ze strony fanów. W drugiej części stały się małymi potworkami na krótkich łapach, przypominającymi kurczaki, w części trzeciej wyrosły im skrzydła i przemieniły się w szpetne “smoki”, a w dodatku poświęcono wiele czasu ich zdolnością do strzelania… odbytami. “Czy dom jest dupodmuchoodporny?” – pyta jedna z bohaterek, i w tym jednym zdaniu kryje się esencja całej kwadrologii.

Jak nietrudno się domyślić, Wstrząsy z 1990 roku są niedoścignionym wzorem. Dostajemy tutaj znakomite nawiązanie do “potwornego” kina z lat 50., ciekawe tło i męską przyjaźń w centrum wydarzeń, która sprawia, że widzowi nie jest wszystko jedno, czy Val i Earl dotrwają do samego końca. Oczywiście najbardziej znanym aktorem w obsadzie jest Kevin Bacon, który w tym samym roku wystąpił w Linii życia, a przygodą z filmem rozpoczynał w między innymi pierwszym Piątku trzynastego, więc realia horroru nie były mu obce. Jego naturalna charyzma przyćmiewa wszystkich kolegów i wszystkie koleżanki z planu (śmiem nawet twierdzić, że nie tylko tutaj, ale w każdym z jego filmów), co z jednej strony jest zaletą, ale z drugiej nieobecność w trzech kolejnych częściach okazuje się bardzo dotkliwą stratą.

REKLAMA