WSTRZĄSY. Kwadrologia z VHS-u
Wstrząsy powróciły po sześciu latach, a więc w umownym roku granicznym dla kolekcjonerów VHS-ów – dla większości to, co zostało wydane po 1996, nie ma żadnej wartości. Earl został sam, Val ożenił się i zniknął, ale wcześniej obydwaj stali się medialnymi gwiazdami. To kolejny oryginalny element serii – sprawa małego miasteczka nie pozostaje nią na zawsze, nie jest trzymana w tajemnicy, a wręcz przeciwnie, powstają automaty do gier z graboidami, komiksy i dziesiątki gadżetów, a Val i Earl mają za sobą między innymi występ w reklamie butów reeboka. Earl zachował się jednak podobnie do Andrzeja Sapkowskiego i z całego tego sukcesu niewiele wziął dla siebie, więc raz jeszcze musi stanąć do walki, by po protu zarobić na życie. Historia prosta, ale nie ordynarna i nie zniechęcająca. Powoli jednak na wiodącą postać wyrasta Burt Gummer odgrywany przez Michaela Grossa.
Gross wystąpił we wszystkich częściach serii (łącznie z piątą, wydaną w 2015 roku) i trudno się mu dziwić – właściwie nie pojawił się w żadnym bardziej znanym filmie, co nie świadczy dobrze o jego karierze. Wstrząsy 3 są zdecydowanie najmniej interesującą odsłoną cyklu, a w polskim wydaniu ratuje ją wyłącznie… Tomasz Knapik w roli lektora. Zgodnie ze schematem Wstrząsy 4 powinny być jeszcze gorsze. Postawiono na mało zaskakujący ruch i zaprezentowanie prequela filmu z 1990 roku, ale o dziwo efekt jest bardziej niż przyzwoity. Michael Gross gra tutaj Hirama Gummera, pradziadka łowcy z wcześniejszych części, a akcja po raz pierwszy rozgrywa się w nocy i nosi wyraźne znamiona filmu grozy. Trzecia i czwarta odsłona to odpowiednio 2001 i 2004 rok, więc kolekcjonerska wartość VHS-ów jest żadna, niemniej zdobycie ich wymagało dużego zachodu, a posiadanie całej serii na regale cieszy oko.
Jeżeli wierzyć plotkom, Wstrząsy nie zostały pogrzebane, jednak – jak to dzisiaj często bywa – zamiast pełnego metrażu mamy wkrótce otrzymać serial od stacji Syfy. Jej słabość do tandetnych efektów komputerowych może odstraszać, ale wszystko wskazuje na to, że Kevin Bacon po raz pierwszy wróci do serii i opowie dalszą historię Valentine’a McKee. Mało tego, w jednym z wywiadów zaznaczył, że jest to jedyna postać, którą przez te wszystkie lata aktorstwa miał ochotę ponownie sportretować. Czemu nie zrobił tego wcześniej? Cóż, prawdopodobnie była to wypowiedź czysto kurtuazyjna, ale mam nadzieję, że pilot zadowoli włodarzy stacji (tym bardziej że nakręci go Vincenzo Natali, autor Cube) i wkrótce ponownie zobaczymy graboidy polujące na Bekon (czerstwe, ale na poziomie Wstrząsów).
Na koniec wyjaśnienie co do oceny – każdy z filmów oceniłem osobno, wyciągnąłem średnią i zaokrągliłem w górę. Z czystym sumieniem mogę polecić Wstrząsy z 1990 roku, pozostałe przeznaczone są wyłącznie dla tych, którzy od pierwszego wejrzenia zakochają się w drapieżnym, pustynnym świecie Rona Underwooda.
korekta: Kornelia Farynowska