WOJNA CHARLIEGO WILSONA
“Polityka to tarzanie się w błocie i każdy się musi ubrudzić” śpiewał swego czasu Kazik, podsumowując charakter większości ludzi stojących u steru władzy. Zazwyczaj bowiem politycy widzą jedynie czubek własnego nosa i, pomimo wielu różnorakich obietnic, pracują na siebie i dla siebie. Ale czy wśród tego siedliska hipokryzji, fałszywych uśmiechów, wzajemnych przysług, układów i układzików może trafić się prawdziwie altruistyczna jednostka wierząca w wartości, o których inni tylko mówią? Czy to marzenie ściętej głowy? Kilka razy mieliśmy w kinie krytyczne spojrzenie na tę specyficzną grupę ludzi zasiadających w rządowych ławach – że wspomnę tu tylko całkiem zabawnego Fałszywego senatora, średnio udanego Człowieka roku lub, z naszego podwórka, Karierę Nikosia Dyzmy. Podobny temat bierze na warsztat Mike Nichols w swoim najnowszym dziele. Jednak, w odróżnieniu od przywołanych wyżej tytułów, scenariusz Wojny Charliego Wilsona oparto na faktach (a dokładniej na książce opisującej zdarzenia mające miejsce w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku).
Sekretarka Wilsona: Kongresman nigdy nie był w klinice odwykowej. Nie podają tam whisky.
Charlie Wilson (Tom Hanks) jest kongresmanem niestroniącym od pięknych kobiet i alkoholu. Jednak mimo powyższych słabości (których teoretycznie nie powinien posiadać mąż stanu), znajdzie się również kilka szlachetnych cech charakteru Wilsona – zawsze dotrzymuje danego słowa i nigdy nie wykracza poza granice prawa. W pewnym momencie Charliego zaczyna interesować sytuacja w Afganistanie. Z przerażeniem odkrywa, że jako jeden z nielicznych przywiązuje wagę do kawałka ziemi po drugiej stronie globu. Prawdziwy szok przeżywa jednak dopiero wtedy, gdy odwiedza obóz dla uchodźców mieszczący się na granicy z Pakistanem. Widok cierpiących dzieci, płaczących matek i okaleczonych ludzi wstrząsa Wilsonem. Polityk postanawia zrobić wszystko co w jego mocy, aby wspomóc naród afgański walczący z rosyjskim jarzmem. W wydawałoby się skazanej na klęskę próbie wsparcia partyzantki znajduje kilka bratnich dusz: Joanne Herring (Julia Roberts) – bogatą anty-komunistkę oraz pracującego dla CIA Gusta Avrakotosa (Philip Seymour Hoffman). Razem zamierzają przeznaczyć znaczną sumę dolarów na zakup nowoczesnej broni dla Mudżahedinów.
Joanne Herring: Dlaczego Kongres mówi wiele, a nie robi absolutnie nic?
Charlie Wilson: Taka tradycja…
Hanks wspaniale wykreował Charliego Wilsona. Nie wiem, czy prawdziwy kongresman zachowywał się tak jak jego filmowe alter ego, ale abstrahując od wszelkich porównań z rzeczywistością, odtwórca głównej roli wykonał kawał dobrej roboty. Doskonale ukazał charakter człowieka z jednej strony folgującego swoim zachciankom, a jednocześnie wrażliwego na krzywdę ludzką i stającego na głowie, aby odwrócić los uciśnionych. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, iż Wilson Hanksa to jeden z “najprawdziwszych” (nie papierowych) mężów stanu, jakich przyszło nam oglądać w ciągu ostatnich kilkunastu, a może i kilkudziesięciu lat. Nichols w żadnym momencie nie idealizuje poczynań polityka – jeśli bohater kąpie się ze striptizerkami, to nie ma na to żadnego usprawiedliwienia czy próby tłumaczenia. Facet lubi towarzystwo kobiet i tyle. Dzięki takiemu zabiegowi reżyser sprawił, iż Charlie jawi się nam jako postać z krwi i kości, a nie wyprana z wad ikona patriotyzmu i ucieleśnienie wszelkich cnót.
Podobne wpisy
Charlie Wilson: Nie jesteś Jamesem Bondem.
Gust Avrakotos: A ty Thomasem Jeffersonem. Jesteśmy kwita.
Wielkie brawa należą się też Philipowi Seymourowi Hoffmanowi za świetną kreację Gusta Avrakotosa. Z wyglądu niezdarny, w rzeczywistości cyniczny, agent CIA angażuje się w sprawę równie mocno jak Wilson. Co ciekawe, również Gust nie podaje swojej motywacji – może wykonuje tylko obowiązki, może stanowi przykład idealisty, może chce zrobić na złość Rosjanom… Hoffman kradnie każdą scenę, w której się pojawia, nawet jeśli bryluje gdzieś na drugim planie. Zauważyli to członkowie Akademii i odtwórca Avrakotosa został nominowany do Oscara. Na tym tle kiepsko wypada Julia Roberts – nie wytrzymuje starcia z rewelacyjnie wykreowanymi bohaterami Hanksa i Hoffmana. O ile jeszcze pod względem aktorskim nie ma się specjalnie do czego przyczepić, o tyle wygląd pani Roberts w filmie pozostawia wiele do życzenia – po prostu straszydło. Na szczęście Joanne Herring nie gra pierwszych skrzypiec, więc oglądamy ją na ekranie rzadziej niż wyżej wspomnianą dwójkę.