WIELKA WODA. Czy warto było znów zalać Wrocław? Recenzja serialu Netflixa o powodzi tysiąclecia
25 lat po tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce we Wrocławiu, kiedy stolicę Dolnego Śląska nawiedziła powódź, Jan Holoubek i Bartłomiej Ignaciuk postanowili znów zalać miasto i przypomnieć ludziom te wydarzenia. Wielka woda to nowy polski serial Netflixa, który opowiada o powodzi tysiąclecia. Sprawdziłam, czy produkcja była warta ponownego zalania Wrocławia.
Miałam niespełna rok, kiedy wielka woda zalała miasto. Powódź tysiąclecia pamiętam więc tylko z rodzinnych opowieści. Mój tato dzień i noc bronił wiaduktu przy dworcu głównym. W zakładzie fryzjerskim mojej babci wody było niemalże po sufit. Moja mama walczyła z kolei ze skutkami powodzi. Przez wiele miesięcy po tych tragicznych wydarzeniach pracowała od rana do wieczora w sztabie kryzysowym obsługującym zalane lokale użytkowe. Poszukiwała lokali zastępczych dla zgłaszających się przedsiębiorców, którzy stracili dorobek życia, i opracowywała opinie o stanie zalanych pomieszczeń pod względem możliwości remontu. Owe opinie były bowiem wymagane przy występowaniu o bezzwrotną zapomogę do wojewody.
Wielka Woda produkcji Netflixa jest dla mojej rodziny, jak i dla wielu innych, powrotem do przeszłości. Ponownym spotkaniem z emocjami, które i tak są wciąż żywe. Przywołaniem wspomnień, w wielu przypadkach tragicznych. Czy Wielka woda była warta tego, aby znów zalać Wrocław i obudzić duchy przeszłości?
Wielka woda nadeszła
Wielka woda to sześcioodcinkowy dramat katastroficzny inspirowany powodzią, która zalała Wrocław w 1997 roku. Do stworzenia historii na podstawie powodzi tysiąclecia Annę Kępińską, producentkę serialu, skusił Czarnobyl produkcji HBO. Czarnobyl pobudził apetyt producentki. Apetyt na stworzenie widowiska, jakiego w Polsce jeszcze nie było. Tak oto Anna Kępińska i Jan Holoubek oraz Bartłomiej Ignaciuk oddają w ręce widzów Wielką wodę.
Fala powodziowa zbliża się do stolicy Dolnego Śląska. W celu oszczędzenia miasta przed niszczącym żywiołem zapada trudna decyzja o wysadzeniu wałów przeciwpowodziowych w wiosce pod Wrocławiem. Jak jedna decyzja wpłynie na życie całej społeczności? Trójka głównych bohaterów, postawiona w obliczu sytuacji ekstremalnej, zmierzy się z wydarzeniami, których następstwem będzie ogrom zniszczeń oraz śmierć niewinnych osób.
Wrocław znowu zalany!
Stworzenie serialu o żywiole, jakim jest natura, stanowi ogromne wyzwanie. Szczególnie gdy dotyczy to wody, a już z pewnością, gdy rzecz tyczyć ma się powodzi. W końcu nikt nie pozwoli ekipie filmowej zalać całego miasta, czy nawet jego nieznacznej części, tylko po to, żeby filmowcy uzyskali bardziej realistyczne zdjęcia. Twórcy Wielkiej wody mieli więc nie lada wyzwanie.
Choć na początku wszystko wydawało się istnym szaleństwem reżyserzy serialu, Jan Holoubek i Bartłomiej Ignaciuk, oraz autor zdjęć, Bartłomiej Kaczmarek, podołali zadaniu. Jak przyznał sam Holoubek, łatwo napisać, że ulica jest zalana, trudniej to pokazać. Ekipa filmowa spędziła wiele miesięcy, zastanawiając się, jak zalać Wrocław. Do realizacji pomysłu wykorzystała wszelkie możliwe techniki. Budowali baseny, w których była woda. Używali technik komputerowych. Tworzyli makiety. Potem wszystko łączyli w jedną całość.
„Wielka woda” to serial inny, niż można by się spodziewać!
Na premierę Wielkiej wody czekała cała Polska, a już na pewno cały Wrocław. Dla Wrocławian powódź jest tak szczególnym momentem w ich historii, że Wielką wodę chcą zobaczyć nawet ci, którzy dotychczas nie korzystali z platformy Netflix. Oczekiwania są ogromne, a jeszcze większe obawy, czy produkcja zdołała uchwycić ducha tych pamiętnych dni.
Nie oczekujcie jednak, że zobaczycie tutaj kronikę wydarzeń. Wielka woda jest bowiem serialem innym, niż można by się spodziewać. Wielka woda nie jest serialem dokumentalnym, który z chirurgiczną dokładnością zobrazował każdy dzień, w którym Wrocław był pod wodą. Wielka woda nikogo nie osądza. Nikogo nie rozlicza. Wielka woda przyznaje, że każdy ma swoje racje. Wielka woda stawia w centrum człowieka. Powódź jest tutaj tłem. Zapalnikiem wydarzeń i kolejnych decyzji. Tym, co dyktuje też tempo wydarzeń. Jednak ważniejszy jest tutaj człowiek i jego historia. To, jak radzi sobie w ekstremalnej sytuacji, i jego determinacja do walki. Jego przemiana. Oczywiście widzowie zobaczą historyczny zarys tego, jak było, i monumentalną powódź. Przede wszystkim doświadczą jednak przejmującego zrywu społecznego i ludzi łączących się w obliczu nieuniknionej tragedii.
„Wielka woda” warta ponownego zalania Wrocławia!
Wielka woda tworzy bohatera zbiorowego, dla którego warto było ponownie zalać Wrocław. Wielka woda oddaje hołd tamtym ludziom i zrywowi społecznemu, a serial, w którym to właśnie oni są w centrum, a nie woda, Wrocławianom się po prostu należał. W końcu to postawa ludzi decydowała o tym, jak miasto poradzi sobie z żywiołem.
Akcja Wielkiej wody toczy się spokojnie, wręcz powolnie. Jest to celowy zabieg, ponieważ jak ustalił Kasper Bajon podczas przygotowań do zdjęć, powódź nadchodzi powoli. Widzowie mają więc czas zapoznać się bohaterem zbiorowym, który przegląda się w trzech głównych bohaterach historii — hydrolożce Jaśminie Tremer, polityku Jakubie Marczaku i Andrzeju Rębaczu, mieszkańcu wsi w pobliżu Wrocławia, w której mają zostać wysadzone wały, żeby ochronić miasto. Jaśmina to ambitna kobieta, która zostaje wysłana do sztabu kryzysowego w celu oceny ryzyka zalania miasta. Choć ma potrzebną wiedzę, sztab podaje w wątpliwość każdy jej ruch. Jakub to polityk ideowy, na którego nie do końca jest miejsce wśród starszych kolegów po fachu. Andrzej Rębacz to głos ludzi, który widzi wszystkie strony konfliktu i pyta, jak postąpić, kiedy każdy ma jakieś racje.
Reżyserzy i scenarzyści ukazują historię z każdej z zaangażowanych w nią stron. Od strony władzy, gdzie dochodzi do starć ambicji, charakterów i chęci władzy. Od strony naukowców, którzy bez względu na wszystko starają się przekazać ludziom prawdę. W końcu, od strony zwykłych ludzi, którzy stają przed decyzjami, wśród których nie ma dobrej opcji, jest tylko mniejsze lub większe zło i kwestia tego, na co się zdecydują. Dzięki tak złożonej historii, w serialu nie ma pustych przebiegów, a widzowie mogą zrozumieć, jak wielowymiarowa była ta tragedia.
Wielka woda była warta ponownego zalania Wrocławia. Ukazując wielowymiarowość dramatu, bez dwóch zdań okazuje podziw i oddaje hołd ludziom, którzy przeżyli powódź tysiąclecia. Ludziom podobnym do mnie, którzy nie pamiętają powodzi, bo byli wtedy maluchami, a już na pewno tym, którzy urodzili się po 1997 roku, pozwala doświadczyć powodzi na własnej skórze. Dzięki powolnemu rozwojowi akcji i braku oceny działań bohaterów Wielka woda pozostawia widzom przestrzeń do zadania sobie pytania, co oni zrobiliby w tej sytuacji.
Świetna realizacja
Nie wiem, czy Wielka woda okaże się najlepszą produkcją 2022 roku, ponieważ ten jeszcze trwa, ale od strony technicznej serial już teraz zasługuje na laury. Praca realizatorów jest absolutnie warta uwagi. Tak sprytnie połączyli inscenizowane sceny zalanego Wrocławia z archiwalnymi materiałami, że różnice są praktycznie niezauważalne gołym okiem. Z kolei barwy zdjęć z odcinka na odcinek stają się tak chłodne, że niemalże czujemy ten specyficzny zapach zawilgoconych miejsc.
Na koniec o charakteryzacji. Zorientowaliście się, że wielka pani Tremer, mama Jaśminy, to Anna Dymna? Tu zresztą mam dla Was anegdotę. Podczas konferencji prasowej przed prapremierowym pokazem Wielkiej wody, Anna Dymna zdradziła, że przestraszyła się swojego odbicia, gdy pierwszy raz zobaczyła finalny efekt swojej charakteryzacji. Do tego stopnia było to dla niej coś nowego, że pomiędzy zdjęciami dopytywała się Jana Holoubka czy dobrze gra, czy nie przesadza.
Wielka woda dostępna jest na platformie Netflix w 190 krajach od 5 października. Netflix udostępnia od razu wszystkie 6 odcinków. Dajcie znać o swoich wrażeniach po seansie!