WALC W ALEJKACH. Dyskontowe love story
Magazynierzy z Walca w alejkach nie są tak szaleni jak węgierscy Kontrolerzy Nimróda Antala ani tak zabawni jak Sprzedawcy Kevina Smitha. To zamknięta w schludne ramy przypowieści historia zwykłych ludzi ze wszystkimi ich dziwactwami. Tytułowy walc to zarówno krążące między regałami wózki widłowe, jak i mijający się bohaterowie. Takim zabiegiem reżyser rozwesela nieco ponure wnętrze supermarketu i zmęczone twarze jego pracowników. Nie brakuje też trafnych spostrzeżeń na temat rutyny pracy w sklepie. Docenią to zwłaszcza widzowie z doświadczeniem w branży usługowej. Powtarzalne czynności, te same wnętrza i sztuczne oświetlenie sprawiają, że nowemu magazynierowi, Christianowi (Franz Rogowski, Happy End), mylą się dni. Czy to było wczoraj, czy dwa dni temu? A może dzisiaj? Codziennie te same mechaniczne gesty, wśród których każda odmiana jest pożądanym urozmaiceniem.
Tę funkcję dla Christiana pełni Marion (Sandra Hüller, Toni Erdmann), czyli „pani do słodyczy”, z którą znajduje wspólny język. Trafiają na siebie między regałami i pod automatem z kawą. On ma podejrzaną przeszłość, a ona męża, jednak ciągnie ich do siebie. Jak to w hermetycznym środowisku bywa, każdy ich dialog urasta w oczach reszty ekipy do rangi romansu. Dają więc Christianowi na boku dobre rady w rodzaju „jak ją skrzywdzisz, to zobaczysz”, co jest w równym stopniu troskliwe, co zbędne. Bohater nie ma złych zamiarów względem koleżanki, on po prostu jest przeraźliwie samotny. Wygląd i zachowanie Christiana zdradzają, że to człowiek po przejściach – ukrywa rozległe tatuaże, o których stara się nie mówić. Prawie w ogóle z nikim nie rozmawia. To typ wycofanego obserwatora. Jedynie Marion jest na tyle bezpośrednia, by wpadać do jego działu i podogryzać mu, że jest „świeżynką”. Przy okazji wypytuje go o różne drobiazgi, a on – choć tego po nim nie widać – tylko czeka na takie chwile.
Podobne wpisy
W międzyczasie Christian pod okiem flegmatycznego Bruna (Peter Kurth) uczy się procedur, poznaje środowisko i zwyczaje: gdzie i kiedy pójść na papierosa, które działy się nie lubią oraz kto za co odpowiada. Między mężczyznami z czasem wytwarza się oschła, ale serdeczna znajomość. Wspólne przerwy na palenie są okazją do stopniowego otwierania się przed sobą. I tak poznajemy przeszłość Bruna, który tęskni za pracą kierowcy ciężarówki i wspomina czasy przed zjednoczeniem Niemiec. Z kolei Christian w swoim stylu wypluwa pojedyncze słowa i krótkie zdania. Wynika z nich, że nie ma rodziny i w młodości zrobił parę złych rzeczy, za które zapłacił, i teraz zaczyna od nowa. I nie jest mu łatwo, bo z jednej strony brak mu pewności siebie i nie jest przekonany, czy nadaje się do nowej pracy. Z drugiej strony od czasu do czasu nawiedzają go demony przeszłości – raz pod postacią natrętnie dzwoniącego telefonu w nocy, raz jako agresywni znajomi z dawnych czasów.
Brzmi to wszystko dość poważnie, ale Walc w alejkach w odpowiednich momentach wprowadza humor sytuacyjny i kilka nawiązań do klasyki kina. Kiedy sklep zostaje zamknięty dla klientów, kierownik Rudi (Andreas Leupold) puszcza głośno muzykę klasyczną i pozdrawia pracowników słowami: “niech noc będzie z wami”. Z kolei wózki widłowe jadące po magazynie w rytm walca kojarzą się z 2001: Odyseją kosmiczną Stanleya Kubricka. Zabawnie wypada kontrastowe połączenie muzyki klasycznej i topornych urządzeń i przemysłowej scenerii. Walc w alejkach jest po prostu uroczy. Ponad dwugodzinny seans nie dłuży się ani trochę, a jedynie traci tempo pod koniec, kiedy akcja przenosi się głównie poza supermarket. Mimo to film Thomasa Stubera ogląda się z zaangażowaniem. Seans był zaskakująco przyjemny, biorąc pod uwagę, że to historia osadzona w nieciekawym otoczeniu i ze zwykłymi bohaterami, którzy nie noszą w pracy peleryn, tylko drelichy.