UWIĘZIENI. Na planie filmu grozy

Czy i my tak odbieramy Rosenthala oraz jemu podobnych aktorów? Chciałbym napisać, że nie. Że od premiery niesławnych Dziwolągów Toda Browninga minęło prawie 90 lat i twórcy oraz widownia są dzisiaj bardziej postępowi. Że Człowiek słoń Davida Lyncha poraził nas swym humanistycznym przekazem w sposób zmieniający naszą percepcję. Że kino oswoiło nas z brzydotą, deformacjami ciała oraz myśleniem schematami jak z horroru. Mistrzostwo Schimberga polega na tym, że wykorzystując nawet tak ograny motyw jak poszukiwania seryjnego mordercy (z bliznami na twarzy!) w okolicy szpitala, gdzie kręcony jest film, podważa naszą rzekomą postępowość. Budzi w widzach podejrzenia, że być może psychopatą jest jeden z… Ale nie możemy tak myśleć! Nie wolno nam! To są zwyczajni ludzie, nawet jeśli wyglądają, jakby coś ukrywali przed światem. Najpewniej coś strasznego.
A co z tymi, którzy są piękni? Którzy z pewnością siebie i podniesioną głową żyją w przeświadczeniu, że chcą być oglądani? Jest choćby chcący uchodzić za intelektualistę i przyjaciela wszystkich Max, ale łatwo przejrzeć jego nadętość oraz niewiedzę. Mabel jest sympatyczna i otwarta, choć podczas wywiadu z nią ujawnia się naiwność kobiety, która szybko popada w śmieszność. Nie twierdzę, że cały jej wywód pozbawiony jest sensu – zwłaszcza gdy tłumaczy ona, że granie niewidomej jest częścią jej pracy (to tak na marginesie głośnego ostatnio zarzutu o niewłaściwą reprezentację mniejszości w kinie) – ale jej słowa, że talent Orsona Wellesa polegał na umiejętności zagrania zarówno czarnego Otella, jak i białego Jago, rażą co najmniej nieprzemyśleniem. Inna rzecz, że ponownie wywołany jest Welles, który w młodości był atrakcyjnym i niesamowicie charyzmatycznym aktorem, aby w późniejszych latach roztyć i brzydko się zestarzeć. Nie wiem tylko, czy o takie skojarzenie chodziło Schimbergowi.
Ostatecznie profesjonalnych, normalnie wyglądających aktorów reżyser przedstawia jako ludzi, którzy ukrywają więcej niż ich zdeformowani partnerzy. Ktoś szafuje cytatami na lewo i prawo, ale nie zna źródła; ktoś inny chce zawsze mieć coś do powiedzenia, nawet jeśli plecie głupoty; również niepozorna scena, gdy członek ekipy robi sobie po kryjomu zastrzyk z insuliny, potwierdza, że niełatwo jest dzielić się z innymi naszymi niedoskonałościami. Lepiej je schować, przykryć czymś innym. W przypadku Rosenthala nie ma na to szans, a wręcz przeciwnie. Jego wygląd powoduje, że ludzie widzą w nim wyłącznie człowieka fizycznie upośledzonego, a wszystko inne schodzi na drugi plan. Środkiem zaradczym na to staje się „wypożyczona” kamera, rejestrująca ciekawsze rzeczy niż kręcony przez niemieckiego reżysera horror.
Podobne wpisy
Uwięzieni są z jednej strony liryczną, ale nigdy ckliwą opowieścią o empatii, z drugiej zaś filmem w filmie, miejscami absurdalnym i zabawnym, pokazującym kino od kuchni poprzez łączenie realizmu z nieprzewidywalną narracją. Obraz igra z horrorowymi tropami, przywodząc na myśl Berberian Sound Studio Petera Stricklanda, ale jest zdecydowanie bardziej pogodny, nawet gdy oglądamy na ekranie niepokojące rzeczy. Nad całością zaś unoszą się słowa Kael z początku obrazu. Filmy przyzwyczaiły nas do tego, co chyba rzeczywiście w nich lubimy: schematów, ładnych rzeczy, ładnych ludzi, prostoty. Tymczasem dzieło Schimberga walczy ze skojarzeniami, według których deformacja oznacza potwora, piękno zawsze łączy się z dobrem lub mądrością, a informacje o zbiegłym szaleńcu prowadzą do thrillerowego rozwiązania. Tym samym i polski tytuł można odczytać jako metaforę tych przyzwyczajeń.