search
REKLAMA
Recenzje

TRZECH TATUŚKÓW. Podśmiechujki z politycznej poprawności [RECENZJA]

Bill Burr i Bobby Cannavale w komedii o tym, że „kiedyś to było…”.

Jakub Piwoński

5 listopada 2023

REKLAMA

Nie ma to jak zdrowo pośmiać się z poprawności politycznej – wydaje się mówić pod nosem Bill Burr podczas pisania scenariuszy swoich dzieł. Nie da się ukryć, że on i podobni mu komicy czerpią dziś korzyści z tego, że rzeczywistość pęka od absurdów. Pytanie tylko, czy to poprawność polityczna jest tak śmieszna, że kawały o niej tworzą się same, czy też po prostu straciliśmy umiejętność rozmawiania o rzeczach poważnych poważnie?

Netflix – któremu niejednokrotnie zarzucano, że przesiąkł grzecznością do cna, bo zwykł zadowalać wszystkie mniejszości w jednej produkcji, pomijając tych, którzy akurat do żadnej z nich nie należą – wypuścił ostatnio dość zaskakującą komedię. Ale zaskakującą tylko dla tych, którzy nie zauważyli, że platforma ta już od dawna dopuszcza do głosu nie tylko zwolenników przemian kulturowych, ale także tych twórców, którzy tęsknią dawnym status quo lub z tego obecnego otwarcie drwią. Kimś takim jest właśnie komik i stand-uper Bill Burr, którego programy cieszą się na platformie dużą popularnością. Ba, to właśnie przestrzeń tego kreślonego czerwonym logiem medium dała mu sposobność do powołania animowanego serialu Nie ma jak w rodzinie, który napisał i w którym zagrał swoim niezwykle charakterystycznym głosem.

Przyszła zatem pora na debiut Burra w reżyserowaniu filmu pełnometrażowego. To, że jest to komedia, nikogo nie może dziwić. Temat, jaki Burr obrał w swoim debiucie, także nie stanowi zaskoczenia. Znowu mamy do czynienia z operacją dokonywaną przez lekarza na własnym ciele. Trzech tatuśków to historia facetów, którzy mają problem z dopasowaniem się do etyki współczesnego świata. To także historia o relacjach damsko–męskich w sytuacji obyczajowych przemian i upadku patriarchatu. Frustracja wynikająca z niedopasowania społecznego przeradza się w gniew, który także stanowi temat tego filmu (Burr zresztą niejednokrotnie podkreślał, że sam ma problem z jego kontrolowaniem). Ci faceci to boomerzy, którzy nie tyle nie rozumieją nowego świata, ile są z nim wyraźnie skonfliktowani.

Bill Burr, który wystąpił w głównej roli, ciekawie dobrał sobie kolegów do tercetu. Bokeem Woodbine, specjalista od kina klasy B, radzi sobie całkiem dobrze w komediowych scenach. Ale to Bobby Cannavale gra tak, jakby go spuszczono ze smyczy, wbrew sytuacji, w której tkwi jego postać. Jego Connor Brody może i boi się żony, ale został odegrany tak, jakby aktor otrzymał dużą swobodę interpretacyjną. Co ważne, nie przekracza cienkiej granicy aktorskiej szarży. Daje to dobry efekt i przekłada się na pozytywną energię, jaka zachodzi pomiędzy trzema głównymi postaciami.

Co do fabuły i pomysłu na zaprezentowanie głównego tematu filmu, czyli przepychanek bohaterów z życiem, to niestety, ale nie odnajdziemy tu żadnych fajerwerków. Gagi są mało oryginalne, oś fabularna uwzględniająca upadek bohatera – stratę posady, kłótnie z żoną i finalne odkupienie – to schemat tak boleśnie wyświechtany, że bardziej powtarzalny mnie dało się już być. Bezpieczne ramy tej historii sprawiają jednak, że bardzo łatwo jest się w niej odnaleźć, a żarty, które są niejednokrotnie celne, niewymuszone i którym daleko od rynsztoku, sprawiają, że, film nie jest może odkrywczy, ale jednocześnie nie sprawia najmniejszego bólu podczas seansu. W dobie mizdrzących się do widza komedii, które tak bardzo chcą być śmieszne, że często popadają w żenadę, seans Trzech tatuśków jest jak dobry, świeży krem na twarz, po latach okładania jej wazeliną.

Jedna teza, która wybrzmiewa z filmu, wydaje się jednak górować nad resztą i z pewnością stanowi wartość dodaną, względem chociażby bratniego serialu Nie ma jak w rodzinie. Nie chodzi w niej bowiem tylko o obśmianie politycznej poprawności, ale też zwrócenie uwagi na istotny problem społeczny. Mianowicie jest taki moment w filmie, w którym bohater nie może już jasno artykułować swoich myśli, ponieważ cokolwiek mówi, jest to uznawane za obraźliwe. Kneblowanie ust nie następuje bezpośrednio, a pośrednio, poprzez wyparcie ze wspólnoty. Jestem przekonany, że wielu z nas czuje się podobnie, lęk przed byciem scancelowanym jest zjawiskiem dziś powszechnym. I przez to wydaje mi się, że choć Trzech tatuśków to kino raczej przeciętnych lotów w ogólnym rozrachunku, to da się poczuć łączność z jego bohaterami. A to już połowa sukcesu.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA