search
REKLAMA
Recenzje

TO NIE WYPANDA. Niespodziewane arcydzieło

Jeden z najlepszych scenariuszy w historii Pixara, brawurowo przeskakujący między parabolą i konkretem.

Maciej Niedźwiedzki

12 marca 2022

to nie wypanda
REKLAMA

Testy z matematyki na piątki z plusem. Paczka przyjaciółek do zabaw i plotkowania. Na słuchawkach nieustannie i w kółko przeboje 4 TOWN: popowego boysbandu, satyrycznie ujętego odpowiednika One Direction. Trzynastoletnia Mei Lee coraz częściej na chłopaków zaczyna spoglądać nie jako na ofiary swoich psot, ale potencjalne drugie połówki. Z jednej strony buzujące hormony, niespożyta energia i kłopoty z koncentracją. Z drugiej ciągle przypominająca o dyscyplinie, nadopiekuńcza matka. Dziewczyna mieszka z rodzicami w Toronto i pomaga im w prowadzeniu specyficznej świątyni, turystycznej atrakcji. Niepoświęconej żadnym abstrakcyjnym bóstwom, ale jej przodkom i rodzinnej, sięgającej wiele wieków wstecz przeszłości. Tym samym twórcy proponują optykę i interpretacyjny porządek. Będą czary, ale nas interesują ludzkie rozterki. Będzie magia, ale nas zajmuje kondycja człowieka.

Kumulacja obowiązków, ekscytacji, emocjonalnych i fizycznych bodźców czyni jednak cuda. W momentach większego napięcia czy niedającego się opanować stresu Mei Lee przemienia się w czerwoną pandę. Ta transformacja tylko na wierzchu jest nośnikiem slapstickowych żartów i komedii pomyłek. Dla reżyserki To nie wypanda, Domee Shi, to jedynie środek do celu. Jej cała uwaga skupiona jest na opowieści o dojrzewaniu (na każdym etapie życia), o poszukiwaniu zrozumienia między rodzicem i dzieckiem, o umiejętności panowania nad gniewem i o szukaniu spokoju. Animacja Pixara, podobnie jak wcześniejsze W głowie się nie mieści czy Coco, jest kinem o terapeutycznych właściwościach, opartym na konfrontacji z lękami, ze wstydem i wypartymi z pamięci przewinieniami.

to nie wypanda

W centrum filmu znajduje się oczywiście roztrzęsiona Mei, ale twórcy rozciągają wokół niej siatkę zależności, relacji i psychologicznie złożonych bohaterów. Taka jest przede wszystkim Ming – matka Mei – która pod pozornym duchowym spokojem, pedantyzmem i stanowczością ukrywa niejedną niewyleczoną ranę. Przypomną one o sobie, gdy niespodziewaną i raczej niemile widzianą wizytę zapowie seniorka rodu: Wu. Gruboskórna i kategoryczna babcia zdaje się mieć ukształtowane spojrzenie na świat i jednoznaczne stanowisko na tematy typu jak prowadzić dom oraz jak wychowywać dziecko. Jednak i ona ma słabe punkty, ukrywany żal i ciążące, ale niewypowiedziane pretensje do samej siebie.

Cukierkowe otwarcie filmu, jaskrawa kolorystyka, liczne fantastyczne elementy przedstawionego świata często kierują To nie wypanda w rejony kina magicznego, lubiącego metafory i przenośnie. Jednocześnie film Pixara twardo stąpa po ziemi, sięgając po szereg mniejszych codziennych pragnień i powszednich strachów, rodzinnych nieporozumień i kłopotów z komunikacją. Piętrząca się niefortunność losu, mentalne i fizyczne przeszkody – od przyziemnych, niewinnych kłamstewek, przez kwestionowanie rodzinnych rytuałów, po oswajanie się z niesamowitą cielesną transformacją. Domee Shi z tych kilku wątków plecie wyczerpującą opowieść o akceptacji i wewnętrznej odnowie. Babcia Wu całe życie musiała milczeć, Ming również czuła się lepiej, wszystko w sobie tłumiąc. Dopiero jej latorośl ma na tyle odwagi, by zacząć krzyczeć i domagać się zmian. Dla dobra każdego pokolenia.

Pixar bywał wizualnie bardziej spektakularny, bardziej skupiony na detalach otoczenia i kreacji równoległych światów. To nie wypanda w zestawieniu z Co w duszy gra czy Toy Story 3 wypada skromniej, ale dysponuje przy tym pierwszoligowym scenariuszem, brawurowo przeskakującym między parabolą i konkretem. Domee Shi zdaje się wierzyć, że każdy ma w sobie pandę, drugą ukrytą tożsamość czy wstydliwą wrażliwość. Objawia się ona w momentach ekstremalnych i granicznych. I może dobrze, że ona z naszym spokojnym „ja” współistnieje. Bo smutek, bo gniew, bo frustracja również w nas gdzieś muszą być. To naturalne, zdrowe i organiczne. Banalnie to brzmi, ale Pixar znowu udowodnił, że jest mistrzem w zmienianiu oczywistych, czarno-białych prawd w wielobarwną, wyrafinowaną kompozycję.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA