TATARAK (2009)
Fabuła jest krótka i dość prosta. Ważne więc było, aby poszczególne sceny naładowane były emocjami, symboliką i sprawiały wrażenie pewnej plastycznej całości. A to zostało wykonane zaledwie połowicznie. Gdzieś podczas realizacji popełniono kilka błędów, środkowa część filmu jest jakby niedorobiona. Miałem uczucie, że niektóre sceny są zbędne, na siłę rozbudowywane lub po prostu nużące. Nad innymi z kolei należałoby się chyba zatrzymać i bardziej w nie zagłębić, rozwinąć. Wskutek tego historia się rozmywa. Nie widać tego, jak zmienia się i ewoluuje więź łącząca główną bohaterkę z młodym chłopakiem. Ich dialogi są drętwe, atutem w tej kwestii nie jest też gra Pawła Szajdy. To naprawdę sympatyczny mężczyzna, który całkiem nieźle zagrał w Pod słońcem Toskanii. Dobrze radzi też sobie w produkowanym przez HBO serialu Generation Kill i życzę mu wszystkiego dobrego w pracy w Hollywood, ale nie da się ukryć, że w tym filmie jego aktorstwo razi i rzutuje na negatywny odbiór całości.
Problemem jest przede wszystkim dubbing jego postaci. Wyczuwa się go od pierwszej chwili, co bardzo przeszkadza. Aktor, nieprzyzwyczajony do mówienia po polsku, przybiera też dziwne grymasy i ma specyficzny sposób układania języka do poszczególnych głosek. Jeśli chodzi o wygląd, rzeczywiście trudno wyobrazić sobie kogoś bardziej pasującego do roli Bogusia. Ale w swojej grze Szajda często idzie na łatwiznę, jest zbyt dosłowny i opiera się na prostych gestach. Przy Krystynie Jandzie wygląda wręcz śmiesznie – na szczęście w przypadku tej historii nie jest to aż tak dużym mankamentem. Tym bardziej, że to i tak film Jandy. Zagrała tutaj po mistrzowsku, to najlepsza rola tej aktorki. Zdecydowanie dojrzalsza niż ta z Przesłuchania. W dodatku gra ona tutaj właściwie dwie różne postaci i w obu wcieleniach jest tak samo dobra. Wszystko jedno jak wiele wad nie znalazłoby się w Tataraku, ona ratuje ten film. A to potrafią tylko najlepsi. Mamy w Polsce prawdziwy skarb.
Podobne wpisy
Filmowi jako całości daleko jednak do ideału. Opowiadanie Iwaszkiewicza jest bardzo krótkie, zostawia sporo miejsca na własną interpretację. Z jednej strony Wajda wykorzystał to świetnie, decydując się na rozszerzenie fabuły o wątek pracy nad filmem, z drugiej – to właśnie chyba go też pogrążyło. Sama adaptacja Tataraku jest bowiem zbyt płaska i zbyt nijaka. I choć dzięki pozostałym dwóm płaszczyznom reżyser ujmuje ją w pewien nawias, poświęca jej jednocześnie zbyt wiele miejsca, burząc konstrukcję i ładunek emocjonalny swojego dzieła. Niemniej jednak wciąż jest to jeden z najlepszych polskich filmów ostatniego dziesięciolecia. Nagroda imienia Alfreda Bauera za wyznaczanie nowych perspektyw w sztuce filmowej to wielkie osiągnięcie tej produkcji. W moim mniemaniu wyróżnienie jak najbardziej zasłużone i chyba najlepiej oddające to, co w Tataraku jest najlepszego. Oczywiście oprócz roli Krystyny Jandy. Wręczona Wajdzie nagroda tak samo należy się właśnie jej, co słusznie podkreślił reżyser. Gdyby nie to, że pewnego dnia dała mu do ręki kilka kartek ze swoimi notatkami, nie wiadomo, jak ten film by dzisiaj wyglądał.
Aktorka była nieobecna na oficjalnym pokazie. Oddała temu filmowi cząstkę siebie. Jest on tak osobisty, że wątpię, aby kiedykolwiek zdecydowała się na jego obejrzenie. A jeśli – to w samotności. Jak sama podkreśliła w jednym z monologów, jeśli płacze, to tylko wtedy, gdy nikt nie widzi.
Tekst z archiwum film.org.pl.