Sześć prac CARRIE PILBY
Carrie Pilby w reżyserii Susan Johnson to urokliwa komedia o genialnej nastolatce, próbującej odnaleźć szczęście. Film na podstawie powieści Carren Lisner pod tym samym tytułem opowiada jednak przede wszystkim o problemach dorastania – główna bohaterka skończyła edukację szybciej niż jej rówieśnicy i ma przez to wyraźne problemy z odnalezieniem się w świecie, którego stała się częścią.
Inteligencja Carrie może imponować. W wieku 19 lat kończy prestiżowy Harvard, mieszka sama w Nowym Jorku i pracuje jako korektorka. Oczytana nastolatka cechuje się niezłomną moralnością, ale też pewną wyższością w stosunku do innych. Carrie szybko ocenia ludzi, a że jest to zawsze ocena negatywna, to prowadzi życie samotnika. Pogrążona w smutku wspomina nieustannie czasy studenckie, w tym romans ze swoim wykładowcą.
Z pomocą przychodzi jej terapeuta, który proponuje prosty – przynajmniej z pozoru – sposób na zmianę dotychczasowego życia. Carrie ma za zadanie wypełnić do końca roku sześć punktów z przygotowanej listy. Czasu jest niewiele, a dla nastolatki kierującej się sztywnymi zasadami niektóre zadania stanowią nie lada wyzwanie.
Ta koncepcja jest zarówno mocną, jak i słabą stroną filmu. Z jednej strony sprawia, że z zainteresowaniem będziemy śledzić zabawne perypetie Carrie, zmierzające do realizacji postawionych przez nią celów. Z drugiej – powoduje, że fabuła filmu jest banalna i oklepana. Motyw “oczyszczającej” listy zadań pojawił się w kinematografii i literaturze już wielokrotnie, a jego geneza sięga czasów antycznych. Pod pewnymi względami historia Carrie przypomina współczesną wersję mitu o Heraklesie, który musiał wykonać dwanaście prac, niemożliwych do zrealizowania przez zwykłego śmiertelnika. Dla izolującej się od świata Carrie Pilby pójście na randkę czy znalezienie przyjaciela jest zadaniem równie trudnym, jak pokonanie mitycznej hydry. Wrażenie, iż jest to film o przezwyciężaniu własnych słabości, mija jednak gdzieś w połowie seansu.
Podobne wpisy
Wbrew opinii otoczenia, Carrie okazuje się bowiem znacznie mniejszym dziwakiem, niż można by się tego po niej spodziewać. Nie jest ani nieśmiała, ani przesadnie ekscentryczna. Ot, zwykła nastolatka, przechodząca trudny okres dojrzewania.
W tytułowej Carrie dostrzegłem zwykłą, młodą dziewczynę, która wierzy – chwilami może zbyt naiwnie -w romantyczne ideały. Autorzy filmu starali się wykreować postać, która tworzy własną wizję “normalności”, tymczasem trudno dostrzec w niej jakieś mocne przejawy szaleństwa. Chwiejność emocjonalna bohaterki nie odbiega specjalnie od normy, a swoim poczuciem humoru wzbudza sympatię widza. Carrie urzeka też swoim podejściem do zwierząt – gdy jedna z jej rybek umiera, postanawia oddać drugą do sklepu zoologicznego. Dziewczyna nie chce bowiem, aby zwierzątko było samotne.
Kolejnym atutem filmu jest niezwykle lekki sposób prowadzenia fabuły. Nie ma tu zbyt wielu zwrotów akcji, a jednak trwający niemal dwie godziny seans ogląda się bardzo przyjemnie. Na ten sukces składa się w dużej mierze kreacja głównej bohaterki, stworzona przez przesympatyczną Bel Powley. Jednocześnie nie jest to film na tyle wyrazisty, aby mógł na długo pozostać w pamięci widza. Niemniej po seansie Carrie Pilby nie ma się poczucia zmarnowanego czasu. To gwarancja dobrej zabawy, tyle że do obejrzenia raczej na jeden raz.