STRZELAJ I WIEJ. Antonio Banderas w zwariowanej komedii pomyłek

Po Simonie Weście, reżyserze takich filmów jak Lara Croft: Tomb Raider czy Niezniszczalni 2, nie spodziewałem się zupełnie niczego. Z drugiej strony zachęciły mnie obsada – grający wbrew swojemu emploi Antonio Banderas i urocza Olga Kurylenko – oraz całkiem niezła zapowiedź filmu. Cieszę się, że dałem Strzelaj i wiej szansę, bo to naprawdę udana, lekka i sprawna rozrywka – zwariowana komedia pomyłek, idealna do niezobowiązującego, wakacyjnego seansu. Jestem przekonany, że również wam, drodzy czytelnicy, czas poświęcony na seans minie niespostrzeżenie, a skończycie go z nieco lepszym humorem.
Film przedstawia historię Turka Henry’ego (Antonio Banderas), byłego lidera i basisty legendarnej grupy rockowej. Po zakończeniu kariery w zespole Henry spędza czas na piciu piwa i oglądaniu telewizji w swojej willi. Aby zapomnieć o kłopotach, wraz z żoną, piękną supermodelką Sheilą (Olga Kurylenko), którą nota bene poznał na odwyku, udaje się na wakacje do rodzinnego Chile. Urlop zmienia się jednak szybko w koszmar, kiedy żona Turka zostaje porwana przez grupę piratów. Rock’n’rollowiec rusza na misję ratunkową. A przynajmniej próbuje, bo czy człowiek taki jak Turk może uratować kogokolwiek?
Strzelaj i wiej stawia na bardzo prosty rodzaj humoru, czyni bowiem każdego bohatera (absolutnie każdego) – nie bójmy się nazwać tego wprost – kompletnym idiotą, co prowadzi do serii absurdalnych decyzji, abstrakcyjnych dialogów i niespodziewanych zwrotów akcji. Dzięki temu ta komedia pomyłek zwyczajnie działa i od pierwszej niemal minuty poziom absurdu sięga zenitu, seans cieszy, a intryga nie traci przy tym na wartości i zwyczajnie wciąga. W finale brakuje być może mocniej postawionej kropki nad i, bo zwyczajnie brakuje tutaj mocniejszego uderzania, ale nie zmienia to faktu, że półtorej godziny filmu mija naprawdę ekspresowo.
Podobne wpisy
Oczywiście największą gwiazdą produkcji jest wcielający się w rolę głównego bohatera Antonio Banderas. Mocno dziś przygasła kariera hiszpańskiego gwiazdora znakomicie koresponduje z powierzoną mu rolą zapomnianej i utrzymującej się z lat dawnej świetności gwiazdy rocka. Aktor udowadnia przy tym po raz kolejny (dość wspomnieć rolę w Maczeta zabija czy kreację Kota w butach w filmach z serii o Shreku), jak ogromny ma do siebie dystans. Na planie Strzelaj i wiej bardziej niż latynoskiego amanta przypomina Johnny’ego Deppa, który postanawia zagrać koncert w przerwie od kręcenia kolejnej części Piratów z Karaibów. W przepiękny sposób szarżuje wymuszonym akcentem (co tylko potęguje powracający w filmie żart, w ramach którego bohater deklaruje, że pochodzi z Wielkiej Brytanii i że nie umie mówić w języku hiszpańskim ani tego języka nie rozumie) i wyraźnie doskonale bawi się powierzoną mu rolą. Cieszy także oglądanie raczej anonimowego Marka Valleya jako kompletnie przerysowanego wysłannika amerykańskiej władzy (te zdjęcia Donalda Trumpa na biurku i zamawiany przez internet paralizator) i niejakiego Martina Dingle’a Walla jako również – niespodzianka – przerysowanego australijskiego najemnika. Zaskakująco, jak na tego typu produkcje, ciekawą rolę odgrywa Olga Kurylenko, która w oparach absurdu wyciągnęła ze swojej bohaterki odrobinę głębi i ciepła.
Strzelaj i wiej ocenić można po bodaj pierwszej scenie filmu, podczas której rozgoryczony Turk Henry, wkurzony tym, co zobaczył w telewizji, postanawia (w ramach typowej dla kina kliszy) wrzucić telewizor do basenu, ale jako zblazowany rockowiec-alkoholik prosi o wyręczenie go swoją służbę. Jak widać, nie jest to humor specjalnie wyrafinowany, ale jeśli do was trafi, będziecie bawić się dobrze już do końca seansu.