STILL. Michael J. Fox powrócił do przyszłości [RECENZJA]
Czasem o całym życiu decyduje mały palec u ręki. Pewnego ranka gwałtownie wybudzasz się ze snu i odganiasz dłonią natarczywe promienie słońca, ale jeden z nich z całą siłą poraża twoje oczy. Złączone palce niespodziewanie przestały być monolitem nie do przejścia. Mobilizujesz wszystkie mięśnie tylko po to, żeby ten jeden paluszek wrócił na swoje miejsce. Nie wraca. Może to nic takiego, w końcu słabszy dzień zdarza się każdemu. Ale podskórnie przeczuwasz, że to nie żaden jednorazowy wybryk zmęczonego organizmu, a przeklęta przepowiednia, której nijak nie da się zapobiec. Bo przecież nikt jeszcze nie odkrył potrzebnego leku, a tym bardziej nie wynalazł wehikułu czasu. Parę miesięcy później lekarz wręcza ci ulotkę – tylko tyle może dla ciebie zrobić. Widzisz na niej sztuczne uśmiechy przyklejone chorym do twarzy i wiesz już na pewno: świat właśnie się skończył.
Ale czy faktycznie się skończył? Świetny dokument Davisa Guggenheima udowadnia, że Michael J. Fox żyje i – wbrew przeciwnościom losu – ma się całkiem nieźle. Nie oznacza to, że Still wyczyszczone jest z bolesnych momentów. Nie da się i nie powinno się robić z choroby Parkinsona feel-good movie. Trudno nie wstrzymać oddechu, gdy w jednej ze scen szokująco niedołężnie poruszający się Michael nagle pada na chodnik. Groza nie trwa jednak długo. Choroba ograniczyła ruchy Foxa, ale nie zabrała mu komediowego timingu. „Rzuciłaś mnie na kolana” – ciska z entuzjazmem w stronę przechodzącej właśnie kobiety, obracając swą słabość w żart. Nie zawsze udaje mu się zachować zimną krew. Są w tym dokumencie także i takie chwile, w których nawet zawsze wygadanemu aktorowi brakuje słów, a jego oczy szklą się od łez. Reżyser pozwala tym momentom wybrzmieć, nie zagłuszając ich komiczną puentą. Jednocześnie film w żadnym razie nie przypomina marnego wyciskacza łez. Michael nie chce użalać się nad sobą. Woli opowiedzieć o najciekawszych momentach życia z właściwymi sobie lekkością i poczuciem humoru.
Guggenheim dotrzymuje kroku Foxowi. Still w ogóle nie pozwala na zmrużenie oka. Kto obawiał się nudnej wyliczanki szczegółów z życia aktora, ten będzie mile zaskoczony. Tkaną z intrygujących dygresji i szczerych refleksji opowieść Michaela przeważnie słyszymy z offu, a na ekranie akompaniują jej kreatywnie zestawione przez twórców fragmenty filmów z udziałem Foxa. Formuła ta z czasem zaczyna się wyczerpywać, ale chwilami Guggenheimowi udaje się osiągnąć fenomenalne efekty. Najintensywniejszy fragment kariery Michaela, kiedy to pracował równocześnie na planach Powrotu do przyszłości i hitowego sitcomu Family Ties, w międzyczasie znajdując może 3 godziny na sen, zostaje zobrazowany przez porywającą sekwencję scen zmontowanych w taki sposób, jakbyśmy oglądali prawdziwy thriller, w którym stawką jest przetrwanie nawału pracy. Nic nie oddałoby szaleńczego pędu za hollywoodzkim sukcesem lepiej od tego równie szalonego montażu.
Po obejrzeniu pojawiających się w Still urywków filmów z Foxem dotarło do mnie, jak wiele w jego rolach było fizycznej intensywności. Rozpierająca go energia stała się jego wizytówką, dlatego oryginalny tytuł dokumentu jest dość paradoksalny. Michael od najmłodszych lat nie przypominał statecznej oazy spokoju, a nieposkromionego urwisa. Nigdy nie usiedział na miejscu, zawsze był w biegu. Tę dziecięcą werwę przekazywał swoim bohaterom, by potem przy jej pomocy rozsadzać ekran. Dziś również ciągle pozostaje w ruchu, ale zupełnie innego rodzaju. Ruchu niekontrolowanym i pozbawionym witalności. Tym, w którym uwięziła go choroba.
W najbardziej przejmującej scenie filmu Guggenheim prosi Foxa o okazanie radości. Aktor próbuje się uśmiechnąć, ale w ogóle mu się to nie udaje. Nie pojawia się nawet żaden grymas. Twarz pozostaje dokładnie taka sama jak wcześniej, ukryta pod parkinsonowską maską. Jednak maska ta na szczęście nie przesłania człowieka. Michael J. Fox jest aktorem i chorym na Parkinsona, ale przede wszystkim jest człowiekiem, który chce cieszyć się życiem tak długo, jak to możliwe, nie traktując siebie i swoich ograniczeń z przesadną powagą. Dlatego chyba najpiękniejsze w Still są momenty rodzinnego błogostanu, w których aktor wraz z żoną i córkami rozmawiają, grają w rysowane kalambury, wspólnie się śmieją. Także z Michaela i jego nieporadności. Niełatwo zdobyć się na śmiech w obliczu beznadziejnej choroby, ale Fox potrafi zachować wobec siebie dystans. W końcu w jednej ze scen przekonuje, że jest „twardym skurczybykiem”. Po seansie Still nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć.