STARSZA PANI MUSI ZNIKNĄĆ. Ktoś będzie musiał zginąć, aby żyć mógł ktoś
Podstawowym warunkiem dla ewentualnego ciepłego przyjęcia i sukcesu kasowego filmu DeVito było odpowiednie obsadzenie roli uroczej staruszki. To w dużej mierze właśnie na jej aparycji, głosie i umiejętności wzbudzenia sympatii u widza opiera się komizm tego filmu. Eileen Essell okazała się strzałem w dziesiątkę. Swoją energią i wigorem przyćmiewa, zabawną skądinąd, pucołowatą Drew Barrymore. Prywatnie Essell, po śmierci męża dramaturga, wznowiła przerwaną karierę teatralną i tam została zauważona przez pewnego agenta filmowego. Zagrała w kilku serialach telewizyjnych, a ostatnio w dość kiepskiej komedii Ali G in Da House. W każdym razie jak na osiemdziesięciodwuletnią aktorkę posiada niesłychany talent komediowy i dystans do samej siebie, co w filmie DeVito widać i słychać nieustannie. Abstrahując zaś od okrągłej twarzy Barrymore, jej duet z Benem Stillerem wypadł naprawdę przyzwoicie. Swoje postacie zagrali wiarygodnie i dosyć dynamicznie, unikając przy tym zbędnych przerysowań.
Podobne wpisy
Humor, który dominuje w pierwszej odsłonie filmu jest – jak już wspomniałem we wstępie – aż do bólu sztampowy. Paradoksalnie staje się to jednak zaletą całego przedsięwzięcia. Mimo że, oglądając scenę, w której Alex buszuje po mieszkaniu pani Connelly, jesteśmy od samego początku prawie pewni, że staruszka za chwilę niespodziewanie wróci, co zaowocuje nie lada zamieszaniem – to i tak wydajemy się być nad wyraz rozbawieni faktem, że nasze przypuszczenia znajdują potwierdzenie na ekranie. Takim i całą masą innych schematów żongluje nieustannie DeVito. A widz powinien się raczej cieszyć, że powstają dziś jeszcze takie filmy jak Duplex, które zamiast dosadności Strasznego filmu, proponują raczej spontaniczną, dobrą, klasyczną zabawę. Prostotę – chciałoby się powiedzieć – której tak brakuje dzisiejszemu kinu. O sukcesie pierwszej części filmu stanowi więc zgrabne połączenie ironii sytuacji, świetnego aktorstwa i klasycznego humoru – to wszystko pod okiem dobrego filmowego rzemieślnika, jakim okazał się w tym wypadku być Danny DeVito. Gdy jednak film przechodzi z poziomu komedii sytuacyjnej w konwencję bardziej czarnego humoru, gdy sytuacja sięga wyżyn absurdu, gdy w końcu dochodzi do podjęcia ostatecznej decyzji o tym, że “starsza pani musi zniknąć”, cała lekkość filmu i cały kunszt reżyserski gdzieś pryskają. Być może po prostu ta – sugerowana przez dystrybutora – czarna komedia jest w tym wypadku całkowicie zbędna. Być może po prostu filmowe trio Barrymore-Stiller-Essell jest zbyt zabawne, zbyt sympatyczne, zbyt wzbudzające zaufanie, żeby na koniec bawić się w morderstwa. Ostatnie 20 minut po prostu nie pasuje do konwencji narzuconej przez twórców w pierwszej części. Nie pasuje do wymowy całości. Jest filmowi po prostu niepotrzebne. Scenarzysta w zakończeniu dosyć sprytnie wychodzi z sytuacji obronną ręką, pozostawia to jednak mimo wszystko jakiś drobny niesmak i jest pewną – uwaga, będę górnolotny – szramą na wizerunku całości.
Podsumowując, Duplex jest świetną hollywoodzką komedią nieromantyczną, co ostatnio należy do rzadkości. W dodatku niesie ze sobą sporą dawkę klasycznego dowcipu i być może niezbyt dyskretnej, ale wyważonej ironii oraz niezwykle celnej obserwacji społecznej. A że lubię humor z pogranicza geriatryka, ten zabawny film wszystkim gorąco polecam.
Tekst z archiwum film.org.pl.