search
REKLAMA
Archiwum

SPOTKANIE (2007)

Darek Kuźma

16 grudnia 2017

REKLAMA

O Tomie McCarthym zrobiło się głośno po jego debiucie – znakomitym Dróżniku. Udowadniał w nim, że najważniejsza jest przyjaźń oraz że życie poza pędzącym na złamanie karku ‘mainstreamowym’ światem może być o wiele lepsze i pełniejsze. W swoim najnowszym filmie – Spotkanie (The Visitor), McCarthy kontynuuje to, co rozpoczął w Dróżniku, pokazując, jak jedno spotkanie może odmienić nasze spojrzenie na świat.

W swoim drugim filmie amerykański twórca opowiada historię uniwersyteckiego profesora z Connecticut, Waltera Vale’a, który dawno temu zagubił się w rutynie nauczania, a od śmierci żony desperacko i bezskutecznie poszukuje głębszego kontaktu z drugim człowiekiem. Pewnego dnia zostaje dosłownie zmuszony do wyjazdu na konferencję w Nowym Jorku. Tam czeka go niespodzianka. W swoim od lat nieużywanym mieszkaniu znajduje parę imigrantów, którym ktoś je nielegalnie podnajął. Z początku dość kontrowersyjna sytuacja, za sprawą życzliwości Waltera, który pozwala parze zostać w mieszkaniu, dopóki nie znajdą innego lokum, zamienia się we wzajemną naukę: dzięki bezpretensjonalnemu i ożywczemu spojrzeniu na świat nowych znajomych Walter na nowo odkrywa w sobie pasję życia, a Tarek i Zainab zyskują przyjaciela, który akceptuje ich takimi, jacy są, nie zwracając uwagi na rasę i pochodzenie. Spotkanie to również głos w sprawie Stanów Zjednoczonych, siedziby demokracji, która z założenia jest otwarta na imigrantów, wręcz ich zachęca i mami, ale w której w rzeczywistości post-9/11 nie płynie już mleko i miód równouprawnienia dla wszystkich. Głos nie agresywny, pełen złości, jak sugerują niektóre opinie krążące po internecie, lecz subtelny, inteligentny, nie oskarżający, a postulujący zmiany.

“Nie miałem zamiaru składać żadnych deklaracji jako takich, chciałem raczej nadać ludzką twarz czemuś, co staje się istotną kwestią. To naprawdę dodawało mi sił w trakcie pisania scenariusza, reżyserowania i montażu filmu. Czułem, że moja energia i praca są związane z tym, co rzeczywiście dzieje się wokół mnie”.*
Tom McCarthy

Bo i Spotkanie nie jest politycznie zaangażowanym pamfletem, a czymś w rodzaju humanistycznej przypowieści; w tle analizowane są społeczne kwestie, ale to tylko tło, ponieważ tak naprawdę najważniejsze są rozwijające się relacje pomiędzy postaciami. Metodą McCarthy’ego na opowiadanie swoich historii jest umieszczenie swojego bohatera, funkcjonującego w jakiś sposób poza granicami ‘normalnego’ społeczeństwa, w warunkach, które zmuszają go do przewartościowań i otwarcia się na drugiego człowieka. Jednocześnie sytuacje, od których wychodzi McCarthy, hipotetycznie powinny funkcjonować jako dowód na ogólną znieczulicę (w wersji cynicznej Walter wykopuje imigrantów na bruk z uśmiechem na ustach), ale działa dokładnie odwrotnie – bohater McCarthy’ego podejmuje ryzyko i wychodzi poza własne ograniczenia, co udowadnia, że znieczulicę można przełamać. Głęboka humanistyczna wrażliwość na kruchość ludzkich emocji oraz umiejętność oddania na ekranie przemian, jakie zachodzą w postaciach, są niemal znakiem rozpoznawczym McCarthy’ego, a nakręcił dopiero dwa filmy.

“Sprawiało mi wiele radości obserwowanie, w jaki sposób świat, w którym żyjemy, wpływa na losy bohaterów mojej historii. To jest coś, co uwielbiam w wielkich powieściach. Najpierw wydaje się, że los bohatera jest najważniejszy i ustalony. Później, w jednej chwili, dzięki jednej decyzji, wszystko nagle się zmienia”.
Tom McCarthy

Motyw spotkania kogoś nieznajomego jako sposób na wyrwanie się z obezwładniającego marazmu i rutyny był w kinie obecny od zawsze, ponieważ jest idealnym nośnikiem zmian charakterologicznych, które mogą prowadzić do setek dróg narracyjnych, jeśli tylko zostanie dobrze wykorzystany. Przemiana, jaką przechodzi Walter Vale, jest wynikiem poznania Tareka, który pokazuje mu swoją postawą, że zawsze da się znaleźć coś dobrego w rytmie codzienności, że można cieszyć się każdym dniem. Zostało to pięknie ukazane na przykładzie bębna djembe, który pełni ważną funkcję w fabule; dla Tareka stanowi sposób na wyrażenie siebie, a dla Waltera, który dopiero uczy się na nim grać, okazję, by wprowadzić w życie odrobinę pasji i nieprzewidywalności. Ekranowa sielanka nie trwa długo, bowiem McCarthy stara się opowiadać o życiu takim, jakie je widzi, czasem zabawnym, a czasem tragicznym; wzniosłym, a zarazem boleśnie przyziemnym. Kiedy Tarek zostaje aresztowany przez urząd imigracyjny, Walter ma okazję odwdzięczyć mu się za przyjaźń i zaufanie – podnosi rękawicę i przystępuje do bitwy prawnej z amerykańskim systemem. Ta niewesoła sytuacja staje się przyczynkiem do innej, skrajnie optymistycznej – do Nowego Jorku przyjeżdża matka Tareka, Mouna, zaniepokojona brakiem wieści od syna. Niecodzienna sytuacja, z którą musi sobie poradzić, sprawia, że zaprzyjaźnia się z Walterem, razem starają się pokrzepiać pogrążonego w czarnych myślach Tareka, wreszcie odnajdują w sobie bratnie dusze. Obie sytuacje dzieją się symultanicznie, współgrają, wystukując nieprzewidywalny rytm życia.

“W filmie widoczna jest pewna muzyczna ewolucja. Ale istotniejsze jest to, że widać w nim, jak muzyka przekracza granice i podziały między kulturami. To coś, co nas wszystkich jednoczy. Jest coś bardzo elementarnego i jednocześnie potężnego w tym, w jaki sposób można się za pomocą muzyki wyzwolić. Muzyka wzbudza w nas tyle emocji, ponieważ jest czysta”.
Tom McCarthy

Jednym z najważniejszych wątków Spotkania jest muzyka, dzięki której McCarthy wprowadza do swojego filmu jeszcze większą wieloznaczność. Motyw grania na różnych instrumentach wydaje się wręcz być główną wartością symboliczną w Spotkaniu, szczególnie przypadek Waltera, który zamienia pianino na bęben djembe. Z jednej strony to metafora znalezienia w życiu czegoś właściwego, co pozwoli odzyskać utracony w rutynie i chaosie codzienności rytm, a z drugiej wyzwanie do spróbowania czegoś nowego, do otwarcia się na nieznane. Sam reżyser traktuje muzykę jako jednego z głównych bohaterów filmu i przyznaje z radością, że starał się umieścić w Spotkaniu jak najwięcej żywej muzyki, wykonywanej na instrumentach wszelakich przez jakichś facetów w parkach czy przez dzieciaki grające na ulicy na wiadrach – muzyka jako element ponadkulturowy, przekraczający niuanse polityki, łączący ludzi w sposób przepiękny w swej nieprzewidywalności.

Ale muzyka w filmie McCarthy’ego ma również inną wartość. Pojawia się jeszcze jedna droga interpretacyjna, o wiele szersza, lecz pokrywająca się w wielu miejscach z “amerykańską tematyką”, z którą McCarthy postanowił się zmierzyć. To odszukiwanie własnego rytmu może być odbierane również jako alegoria samych Stanów Zjednoczonych, które w epoce post-9/11 utraciły swój rytm funkcjonowania, co doprowadziło do wielu złych, czasem wymuszonych przez pośpiech decyzji, czego efektem jest sytuacja, którą reżyser przedstawia za pomocą Tareka. Przejście z klasycznego pianina, na którym Walter nie potrafi zagrać, bo nie ma do tego serca, do afrykańskiego bębna djembe, symbolizuje nie tyle zmianę, co po prostu odejście od przestarzałego konserwatyzmu, który się coraz mniej sprawdza, na rzecz odnalezienia nowej drogi; takiej, która nie będzie drogą równych i równiejszych. McCarthy to w duchu idealista-romantyk, który wierzy w ludzi oraz w to, że wszystko może się dobrze ułożyć. Jeśli tylko będziemy tego chcieć.

“Myślę, że ten film jest udany na poziomie osobistym, emocjonalnym i politycznym, ale nigdy kosztem pokazywanej historii. Jeśli potrafisz opowiedzieć ciekawą historię, to jest to najlepsza okazja, żeby poruszyć serca ludzi”.
Tom McCarthy

Slavoj Zizek, słoweński filozof, postawił w jednej ze swoich książek pytanie, czy w czasach post-modernistycznego liberalizmu, kiedy zobowiązania małżeńskie postrzegane są jako śmiesznie przestarzałe, może to właśnie ci, którzy się ich trzymają, są prawdziwie wywrotowi?** Odsuwając na bok wszelkie filozoficzne konotacje, jakie ciągnie za sobą to stwierdzenie, jest w nim spora doza prawdy, z której chciałbym utkać analogię do filmu McCarthy’ego. Czyż w dzisiejszym zdominowanym przez fałszywą tolerancję zwaną poprawnością polityczną świecie, prawdziwa tolerancja, nie wykluczająca nikogo bez mocnego powodu, nie staje się w pewnym zakresie właśnie formą wywrotowości? Wystąpieniem przeciwko odgórnie ustalonym regułom społeczeństwa, które inność przyjmuje przeważnie z grymasem?

Pozostawiam to jako pytanie czysto retoryczne, ale zachęcam do przyjrzenia się refleksji na ten temat w opisywanym wyżej filmie. Spotkanie to jedna z tych filmowych perełek, które co roku niesłusznie przepadają w medialnym zamęcie promocji i wielkich nazwisk. Polecam film McCarthy’ego z całego serca wszystkim tym, którzy szukają refleksji oraz filmowego wyciszenia od zgiełku codzienności. Polecam gorąco, bowiem pomimo całego pesymizmu, który wkrada się w klatki Spotkania, w gruncie rzeczy to optymistyczny obraz, który zachęca do otwarcia się na drugiego człowieka. Nie mogę się już doczekać trzeciego filmu Toma McCarthy’ego.

“Wspaniały film, który sprawi, że zaczniesz więcej myśleć o ludziach, których spotykasz na swojej drodze”.
New York Observer

*Wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu z Tomem McCarthym zawartego w oficjalnym pressbooku ITI Cinema.
**S. Zizek, Kukła i Karzeł: Perwersyjny rdzeń chrześcijaństwa, Bydgoszcz 2006

Tekst z archiwum film.org.pl (28.01.2008).

REKLAMA