Splat!FilmFest3: OGARY MIŁOŚCI

Film Ogary miłości otworzył tegoroczną edycję Splat!FilmFest, międzynarodowego festiwalu kina grozy (15-24 września, w Lublinie).
Pierwsza scena Ogarów miłości ukazuje nam ćwiczące na szkolnym placu nastoletnie uczennice. Oglądamy, jak w zwolnionym tempie rzucają sobie piłki, prezentując gibkość swoich młodych, ubranych w krótkie spodenki i koszulki ciał. Erotyzm tej sceny jest jednak złowróżbny, nie tylko przez budzącą podskórną grozę muzykę. W jednym ujęciu dziewczyna próbuje złapać piłkę, a cień jej rąk zaczyna przesuwać się wzdłuż jej ciała, docierając do dolnych rejonów. Chwilę później widzimy, że uczennice obserwowane są przez parę siedzącą w zaparkowanym nieopodal samochodzie. Gdy zajęcia się kończą, mężczyzna i kobieta proponują podwózkę dziewczynie, która szła piechotą do domu. Niestety, ta jest ufna i korzysta z tej propozycji, co wkrótce prowadzi do jej śmierci. Jej dobroczyńcy okazują się być bowiem parą gwałcicieli i morderców.
Oparta na faktach historia zaprezentowana w filmie Bena Younga rozegrała się w australijskim Perth, w 1987 roku. Z jednej strony jest to realistyczny, brutalny i niełatwy w odbiorze thriller o zwyrodniałym małżeństwie porywającym młode dziewczyny, przetrzymującym je u siebie w domu dla seksualnej przyjemności, a po pewnym czasie mordującym je. Jednocześnie reżyser z precyzją kreśli portret tej pary, wpierw dając nam do zrozumienia, że za aktami przemocy kryje się szaleńcza miłość tej dwójki, lecz z każdą kolejną sceną poddając w wątpliwość to uczucie. Złożoność tej relacji jest tu ciekawsza od gatunkowego szablonu, zgodnie z którym porwana Vicky próbuje skłócić Johna i Evelyn, dopatrując się w tym szansy na ucieczkę. Zwłaszcza kobieta jawi się jako możliwa do zmanipulowania osoba. Postać Evelyn jest zresztą najbardziej wielowymiarowa w całym filmie, będąc zarówno katem, jak i ofiarą, powoli dostrzegającą swoją rolę w całym tym koszmarze. Grająca ją Emma Booth jest fenomenalna w tej roli, i choćby dla jej występu warto Ogary miłości obejrzeć.
U Younga dużo słyszymy o miłości. Jest ona już w samym tytule filmu, później pojawia się w słowach piosenki Nights in White Satin wykonywanej przez Moody Blues, a służącej tutaj za wyjątkowo przewrotny leitmotiv, w końcu w samej fabule uczucie to ma popychać Johna i Evelyn do okrutnych czynów. Ale to wszystko fałsz, marzenie, które nie znajduje pokrycia w rzeczywistości. Vicky, choć porwana, maltretowana i praktycznie ciągle przykuta do łóżka, dostrzega pozorność ich związku, w rzeczywistości opartego na niekończącej się manipulacji kobietą przez mężczyznę.
Podobne wpisy
NOWY POCZĄTEK. Arcydzieło science fiction od Denisa Villeneuve'a
NOCNY UCIEKINIER. Warte uwagi science fiction (choć trochę zapomniane)
MORGAN. Syn Ridleya Scotta zadebiutował filmem science fiction
WETERAN TEATRU. Rozmawiamy z Malcolmem Storrym, gwiazdą serialu ŻYWI I UMARLI
JAK DOGRYŹĆ MAFII. Bruce Willis z kinowego złomowiska
Dowiadujemy się, że poznali się, gdy Evelyn miała 13 lat, John był od niej starszy. Słyszymy, że w międzyczasie doczekała się dziecka z innym, lecz to właśnie on otrzymał prawa rodzicielskie, o które ona wciąż walczy. Na otarcie łez i w oczekiwaniu na pozytywne rozpatrzenie sprawy John kupił jej psa, substytut córki. Za każdym razem zaś, gdy to on jest sam na sam z ofiarą, w Evelyn uruchamia się złość, zazdrość, ale i wyraźna rozpacz. Reżyser i scenarzysta nie pozwala jednak uczynić z niej łatwej do zaszufladkowania figury, dziewczyny, która została za młodu omotana przez faceta i teraz robi wszystko, o co ten ją prosi. Jest tak samo odpowiedzialna za porwania, gwałty i morderstwa, co jej partner. W kluczowej zaś scenie, gdy Vicky (dobra Ashleigh Cummings) stara się przekonać ją o kłamstwach Johna, to właśnie Evelyn chce jak najszybciej zabić nastolatkę, bo wie, że ta robi coś niedobrego z jej myślami. Kobieta, być może po raz pierwszy, uświadamia sobie, że jest słaba, że można nią sterować, i że łatwiej jest – paradoksalnie – pozbyć się tej, która mówi jej prawdę, niż przyjąć tę prawdę do wiadomości.
Ale jednocześnie to kobiety są u Younga tymi silniejszymi. Muszą nimi być, bo mężczyźni jawią się jako karykatury i tchórze. John (Stephen Curry, nieco przypominający wychudzonego Bryana Browna) zaprezentowany jest jako władczy, ale ostatecznie żałosny typ, który wysługuje się żoną, a poniewierany jest przez miejscowe szumowiny. Który boi się, że Evelyn nakryje go na igraszkach z ofiarą pod jej nieobecność. Ojciec Vicky, tylko pozornie opiekuńczy, woli zwalić winę za jej zniknięcie na matkę dziewczyny, niż samemu przyznać się do bezsilności i błędów wychowawczych. Nawet policjanci przedstawieni są tu jako cyniczni służbiści, każący odczekać rodzicom porwanej kilka dni, a dowiadując się nowej informacji, są niechętni podjęcia jakichkolwiek działań. Kryje się zatem w Ogarach miłości przekonanie, że jeśli jakiekolwiek uczucie jest możliwe i prawdziwe, to tylko między kobietami, a konkretnie matką i córką.
Nietrudno zgadnąć, dokąd prowadzi nas fabuła, choć przewidywalność jest tu najmniejszym problemem. Przez większą część filmu Young umiejętnie godzi bezkompromisowość historii, horror sytuacji z próbami stylistycznego upiększenia, korzystając zwłaszcza z efektu zwolnionych ujęć oraz wybierając kadry nierzadko w oparciu o ich estetyczną jakość. Szkoda, że z tą względną wstrzemięźliwością żegna się w finale, który w sposób tandetny i wymuszony zamienia psychologiczny dreszczowiec w melodramatyczny kicz, odrzucając niuans na rzecz rażącej dosłownością puenty. Reżyser potrafi budować napięcie i wie, o czym chce opowiedzieć, lecz swoje ogary zdecydowanie za szybko spuszcza ze smyczy.