SELENA GOMEZ: NIC O MNIE BEZE MNIE. Przepiękny dokument o wojnach w naszych głowach
W tym roku za sprawą kontrowersyjnego filmu Andrew Dominika nadeszła kolejna fala dyskusji na temat Marilyn Monroe. Jej fenomenu, stanu psychicznego, życia prywatnego. Tego, jak zamieniona została w produkt. Mocno rymuje mi się to z recenzowanym tu filmem dokumentalnym o Selenie Gomez. Kolejnej pięknej i zdolnej kobiecie, której sława i rozpoznawalność czołowo zderzyły się z osobistymi problemami. Selena Gomez: Nic o mnie beze mnie jest jednak dużo bardziej wartościowym filmem niż wspomniana wyżej Blondynka. Opowiada bowiem prawdziwą historię. I to z pomocą i zgodą jego tytułowej bohaterki. Nie znaczy to przy tym, że zostaje PR-ową laurką. Wręcz przeciwnie. Uderza poziomem intymności i bólu.
Seleny Gomez nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. W tym roku gwiazda świętowała swoje trzydzieste urodziny, a przed kamerą występuje, od kiedy skończyła siedem. Jest piosenkarką, aktorką, producentką. Gwiazdą formatu kulinarnego Selena + szefowie kuchni. Filantropką i aktywistką.
Selena Gomez: Nic o mnie beze mnie nie jest typowym filmem biograficznym, w którym przybliżane są kolejne fakty z życia gwiazdy od narodzin przez wszystkie kamienie milowe kariery. Autorzy produkcji przedstawiają nam stosunkowo krótki wycinek z życia Gomez: od 2019 roku do wybuchu pandemii i ogłoszenia lockdownu w Stanach Zjednoczonych. Skupiają się przy tym na jej problemach ze zdrowiem fizycznym i psychicznym, wracając do przeszłości gwiazdy głównie w ramach jej podróży do rodzinnych stron, a karierę pokazując też w kontekście załamania psychicznego i powrotu do zdrowia.
Cienie
Pisząc wyżej o kwestiach zdrowotnych gwiazdy, mam na myśli jej chorobę immunologiczną znaną jako toczeń oraz chyba przede wszystkim zaburzenia afektywne dwubiegunowe, tj. chorobę psychiczną znaną popularnie jako bipolar czy dwubiegunówka.
Już w pierwszych minutach filmu Selena Gomez wprost do kamery opowiada o życiu z ChAD-em, o tym, jak podle zachowywała się wobec rodziny, jaką ulgę poczuła ona i jej bliscy po diagnozie. Dzięki towarzyszącej jej kamerze w dalszej części filmu obserwować możemy jej napady paniki, niepokoju, płacz. W czasie pokazanej w produkcji podróży do Kenii Gomez spotyka się z młodą kobietą, która opowiada jej o chwilach, kiedy miała myśli samobójcze, w odpowiedzi na jej historię gwiazda mówi, że doskonale wie, co to znaczy chcieć siebie skrzywdzić.
Z trudem obserwuje się też zmagania Gomez z paparazzi. Ciągłe zaszczucie przez blaski fleszów, okrzyki, blokowane przejścia i wciąż powtarzające się pytania o byłego partnera, Justina Biebera. Przerażająca wręcz wydała mi się podróż piosenkarki do Wielkiej Brytanii, gdzie widzimy zmieniające się jak w kalejdoskopie kolejne spotkania z mediami. Wywiady, rozmowy, quizy i popularne na YouTube zabawy. Zakulisowo widzimy rosnącą w Gomez frustrację, jej pusty wzrok będący odpowiedzią na niestosowne, często bardzo intymne pytania. Do swoich przyjaciół mówi wprost o zmarnowanym czasie, o tym, jak nikogo nie obchodzą jej odpowiedzi. Jeszcze bardziej gorzkiego kontekstu nadaje wyszeptane przez Gomez w pewnym momencie „czuję się, jakbym znów była w Disneyu” (przyp. red. przełomowym dla jej kariery był udział w serialu Czarodzieje z Waverly Place).
Blaski
Nic o mnie beze mnie to jednak nie tylko opowieść o chorobie i cieniach sławy. To także historia o wsparciu rodziny i przyjaciół, o potrzebie normalizowania problemów psychicznych, o podnoszeniu się po kolejnych starciach, a także sile płynącej ze zrozumienia, co się czuje, kim się jest i kim być się chce.
A także tej pięknej stronie bycia idolem, gwiazdą, wzorem. Ujmujące momenty interakcji Seleny Gomez z fanami dają widzowi nie mniej mocnych emocji, co te, w których widzimy ją skrajnie nieszczęśliwą.
Dokument nieco przy okazji stanowi dość interesujący wgląd w amerykańskie społeczeństwo i jego niższe warstwy (w ramach podróży Gomez do miejsc, w których się wychowała). Ale jest też po prostu świetnie zrealizowaną produkcją, która zachwyca montażem, doborem materiału, muzyką, narracyjną spójnością i konsekwencją.
To po prostu jeden z najlepszych filmów tego roku. Głęboko empatyczne, pozbawione lukru i tak bardzo potrzebne kino o codziennej walce z demonami w naszych głowach. I o tym, że – cytując główną bohaterkę – nikt poza nami samymi nie może nam powiedzieć, że czegoś nie możemy.