RODZINA ADDAMSÓW. Z rodziną najlepiej na cmentarzu
Wydaje się, że podczas pisania pozytywnej recenzji filmu takie słowa jak makabryczny czy okropny raczej nie powinny się pojawić, bo zaprzeczałyby wymowie tekstu. Jednakże w kontekście Rodziny Addamsów (2019) tego rodzaju określenia są jak najbardziej na miejscu. Tytułowej familii chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, może poza najmłodszym pokoleniem kinomanów. To głównie z myślą o nich powstała animacja Conrada Vernona i Grega Tiernana, choć na szczęście nie tylko, bo Addamsowie, mimo że w ubiegłym roku stuknęła im osiemdziesiątka, trzymają się naprawdę dobrze. To znaczy upiornie, rzecz jasna.
Podobne wpisy
U swoich początków rodzina Addamsów (ta komiksowa) była oryginalną satyrą na bogate, wyidealizowane amerykańskie rody oderwane od przyziemnej rzeczywistości. Dziwaczną familię również cechował pokaźny majątek, ekscentryzm i stronienie od przeciętności, ale w zupełnie inny sposób. Addamsowie zawsze uwielbiali wszelakie potworności, łączyła ich fascynacja mrokiem, śmiercią i tak dalekim odejściem od powszechnie przyjętych norm społecznych, jak to tylko możliwe. I animacja duetu Vernon–Tiernan zachowuje ten rodowód. Bohaterowie nie zatracili zamiłowania do gilotyn, cmentarzy, zaświatów, umarlaków i wszystkiego, co przeciętny człowiek uważa za obmierzłe. W codziennym życiu Addamsów A.D. 2019 budziki wciąż mają kształt maleńkich trumienek, do bliskich dzwoni się za pomocą planszy ouija, a mali ludzie noszeni w kieszeniach to nie zdjęcia na smartfonie, lecz uwięzione w lusterku dusze. Fascynującej makabry nie brakuje praktycznie w żadnej scenie, a atmosfera tej, było nie było, sympatycznej grozy przenika każdy kąt czarnego jak smoła domostwa Gomeza i Morticii.
Zachowanie dobrze znanej i uwielbianej przez widzów groteski w Rodzinie Addamsów zasługuje na szczególne uznanie, bo nie jest zwyczajnym oddaniem ducha pierwowzoru wyłącznie dla satysfakcji fanów. To nieodłączny, organiczny element filmu, z którego wywodzą się zarówno charakterystyczni, pokręceni bohaterowie, jak i wyjątkowo udany, specyficzny humor. Ten ostatni, mimo że przenika dzieło właściwie nieustannie, to absolutnie w żadnym momencie nie jest ani odrobinę wymuszony. Pozostaje błyskotliwy i osobliwy, a przy tym na tyle przemyślany, że nawet widz niebędący sympatykiem Addamsowskiej estetyki albo po prostu jeszcze z nią niezaznajomiony, jak choćby najmłodsi, może liczyć na satysfakcjonującą dawkę niecodziennej rozrywki. Kreacja postaci czerpie zaś pełnymi garściami z ich poprzednich wcieleń, zarówno komiksowych, jak i filmowo-telewizyjnych, po raz kolejny tworząc wyrazistych bohaterów, aczkolwiek odrobinę zaniedbując drugi plan, choćby w osobie stryja Festera.
I jakkolwiek ekscentryczny jest tytułowy ród, tak wymowa filmu okazuje się bardzo, by tak rzec, ludzka. W Rodzinie Addamsów równolegle prowadzone są dwa wątki zmierzające do tej samej puenty, a w każdym z nich pierwsze skrzypce odgrywa najmłodsze pokolenie rodziny. Syn państwa Addamsów, pucołowaty blondynek Pugsley, kończy właśnie trzynaście lat, w związku z czym na horyzoncie pojawia się wielka uroczystość, podczas której chłopak ma zaprezentować istny taniec z szablami, by dowieść, że jest już mężczyzną. Pugsley, ku rozpaczy ojca, słabo radzi sobie jednak z odpowiednim przygotowaniem się do tradycyjnej ceremonii, ceniąc materiały wybuchowe ponad broń białą. Rozterki przeżywa również Morticia, która martwi się, że jej ukochana córeczka, mroczna Wednesday, umoralni się. Ta bowiem, po poznaniu zwyczajnej dziewczynki w swoim wieku, Parker, nie tylko zaczyna chodzić do normalnej podstawówki, ale stopniowo coraz bardziej oddala się od matki i rodzinnych zasad (dość powiedzieć, że pewnego wieczoru Wednesday wraca do domu z różową spinką w kształcie jednorożca we włosach). Na domiar złego lokalna społeczność, na czele z gwiazdą reality show o odnawianiu domów, Margaux Needler, ma coraz większe problemy z tolerowaniem Addamsów.
Wymowa najnowszej odsłony Rodziny Addamsów jest jasna — każdy powinien być sobą, niezależnie od tego, jak bardzo jest dziwny, ale jednocześnie nie zamykać się na inność. I w tym właśnie najzagorzalsi fani osobliwej familii mogą dopatrywać się zdrady. Bo choć ostatecznie Vernon i Tiernan w żadnym wypadku nie próbują „unormalnić” Addamsów, to w pewnym momencie dość wyraźnie dają do zrozumienia, że odcinanie się od ludzi odmiennych (w tym wypadku takich, w których życiu obecne są smartfony, pogoda ducha i szeroko rozumiana normalność, czymkolwiek by ona nie była) nie zawsze jest najlepszym pomysłem. Uwspółcześnienie i zuniwersalizowanie Rodziny Addamsów wychodzi reżyserom sprawnie, a kwestia tego, czy wolimy ich zupełnie na marginesie społeczeństwa czy tolerujących jego sąsiedztwo, pozostaje w granicach indywidualnych sympatii.
Addamsowie nie zatracili swojego ekstrawaganckiego uroku. To wciąż grupa oryginałów ze słabością do ostrych przedmiotów, odciętych kończyn i czarnego humoru. Jednocześnie reżyserzy Rodziny Addamsów podkreślają, że choć każdy jest na swój sposób dziwny, to nie warto zamykać się na cudze wariactwa, bo można przeoczyć coś wartościowego, niekoniecznie tracąc siebie. Ci, którym dotąd nie było dane poznać Gomeza, Morticii, Wednesday, Puglseya, Rączki, Lurcha i reszty, mogą śmiało dołączyć do rzeszy fanów familii, a pozostali, będący już z Addamsami za pan brat, mają szansę na udany powrót do ich upiornie ujmującego świata.