RÓD SMOKA, czyli nowa „Gra o tron”. Recenzja pierwszego odcinka serialu HBO
Prequel kultowej Gry o tron właśnie stał się faktem. Od 22 sierpnia polscy widzowie mogą już oglądać na platformie HBO Max długo wyczekiwaną produkcję pt. Ród smoka. Nowe odcinki będą mieć premierę w każdy poniedziałek, aż do 24 października, na kiedy to zaplanowany został finał. Oto jakie są moje wrażenia po seansie pilotażowego odcinka serialu, zatytułowanego The Heirs of the Dragon (czyli Spadkobiercy smoka).
Powiadają że Targaryenom bliżej do bogów niż do ludzi. Ale to przez nasze smoki. Bez nich jesteśmy tacy jak wszyscy.
Kiedy śledziłem materiały promocyjne i wywiady z twórcami nowego serialu HBO, ujęło mnie, z jaką pokorą podchodzą oni do zadania, które zostało im powierzone. Nie wiem, ile w tym gry pod publiczkę, ale słuchając zarówno Ryana J. Condala, jak i Miguela Sapochnika, da się odnieść wrażenie, że panowie wiedzą, z jak wielką odpowiedzialnością wiąże się tworzenie kolejnej historii rozgrywającej się w świecie Westeros. Przy tej okazji ciekawi mnie, czy twórcy mieli okazję oglądać w miedzyczasie Zadzwoń do Saula w celu przekonania się, jak wysoko została postawiona poprzeczka dla produkcji będących prequelami wielkich hitów.
Twórcy Rodu smoka słusznie określają Grę o tron mianem game changera, podkreślając, jak wielki wpływ na telewizję wywarła ta produkcja. Ród smoka startuje z zupełnie innego pułapu. Ma swoją premierę w zupełnie innych czasach. Mniej już nas zaskakuje, innych rzeczy oczekujemy. Ale smród po nieudanym (w opinii większości, nie w mojej) finale Gry o tron nadal unosi się w powietrzu, więc jest co poprawić i zwrócić widowni. To, co ten serial zrobić może, to dostarczyć publice na tyle wysoką jakość, by można było obdarzyć produkcję kredytem zaufania. Istotne jest, by udało się wywalczyć na tyle silną osobowość, by uwolnić się od uporczywych porównań do pierwowzoru.
Podobne:
Dobrze odrobiona praca domowa
Wydaje mi się, że jest na to spora szansa. Po pierwszym odcinku zauważam, że twórcy naprawdę odrobili pracę domową. Znowu jest podniośle, znowu jest majestatycznie. Skala przedsięwzięcia miała budzić podziw i to absolutnie się dzieje. Trudno przyczepić się do czegokolwiek, jeśli chodzi o aspekty wizualne, ale jakość w tym względzie sugerowały już materiały promocyjne. Miłym zaskoczeniem jest to, co kryje się w historii. Wiele typowych dla Gry o tron elementów zostało zaprezentowanych z nie mniejszą swadą. Krew i bluzgi? Są, i to niemało. Seks? Proszę bardzo. Spiski, knowania i polityka? Zdaje się, że Ród smoka jest do tego przestrzenią idealną.
Ale serial nie tylko odhacza rutynowe zagrywki, by zasugerować nam powrót do ulubionego świata i sprawdzonej narracji. Ród smoka ma też sporo względem Gry o tron do nadrobienia. Serial stwarza wrażenie, jakby chciał naraz realizować wszystkie postulaty poprawności politycznej, chcąc być modnym lub chcąc działać w słusznej sprawie. Tworzy przekaz jednocześnie bezpieczny, zgodny z linią mainstreamu, jak i zaczepny, prowokacyjny. Dość powiedzieć, że do głównego stołu zasiada od teraz postać czarnoskóra. Nadrzędny wątek fabularny w dużej mierze związany jest z ciemiężeniem kobiet. Z kolei jedna z bohaterek, o ile mnie moje spostrzeżenia nie mylą, przejawia wyraźnie homoseksualne skłonności.
Upłynęło za mało czasu, by ocenić, na ile wplatanie tych sugestii i naznaczanie tego świata większym zróżnicowaniem wyszło mu na dobre. Jak na razie wygląda to atrakcyjnie, nie czuć w tym umizgów do widowni, wręcz odniosłem wrażenie, że wątki, które wielu zdyskredytuje z racji tego, że są rzekomo tworzone pod publiczkę, bardzo możliwe, że okażą się dla tej produkcji kluczowe.
Fabuła premierowego odcinka jest zaskakująco zwarta. Brak tu mnogości wątków charakterystycznej dla Gry o tron. Jeśli twórcy Rodu smoka będą się tego trzymać, otrzymamy twór o znacznie bardziej liniowej, a co z tym idzie przystępnej historii. Cofamy się tu 200 lat względem wydarzeń znanych z Gry o tron. Poznając bliżej ród białowłosych Targaryenów, wciąż istotne będzie ukazanie ciemnych stron władzy. Zdaje się jednak, że twórców interesowało przede wszystkim położenie kobiet w tej rozgrywce. Nie mam wątpliwości, że Ród smoka będzie odbierany jako mocny komentarz społeczny wykorzystujący paralelę do patriarchatu, bo właśnie całą tą problematyką związaną z trudnościami w objęciu tronu przez kobietę zdradza ku temu silne parcie.
Znany z roli Doktora Who i występu w serialu The Crow Matt Smith wyrasta na gwiazdę tego serialu. To jego postaci będę od teraz przyglądał się bacznie, ponieważ wydaje się ona najciekawsza. Ale na uwagę zasługuje także młoda księżniczka, w którą wciela się Milly Alcock – czyżby objawienie? Podejrzewam jednak, że to zaledwie wierzchołek całej góry intrygujących postaci, jakie poznamy w tym serialu. Cieszy, że ten aspekt także zdaje się poprowadzony z nie mniejszą starannością.
To zatem zaskakująco dobre otwarcie. Bardzo wyraziste, odważne i jednocześnie niechcące niczego na siłę udowadniać. Oby tak dalej.