WENECJA 2017. Lean on Pete, reż. Andrew Haigh
Lean on Pete od momentu ogłoszenia programu tegorocznego Biennale Cinema mógł uchodzić za potencjalnego czarnego konia konkursu. Andrew Haigh od kilku lat jest na zdecydowanej fali wznoszącej, a od czasu Zupełnie innego weekendu (2011) poprzeczka zawieszana jest przez widzów i krytyków coraz wyżej. W swoim najnowszym filmie porzuca znajome brytyjskie realia i wyrusza ze swą opowieścią do Stanów, by mówić o samotności, dorastaniu, ale też o Ameryce, której historia jest w dużej mierze historią ludzi przegranych.
Bo choć w Lean on Pete sporo miejsca poświęca się koniom i ich rywalizacji na wyścigach, nie ma tu miejsca na historie o zwycięzcach. Charley Thompson (Charlie Plummer) jest dość poukładanym nastolatkiem, który lubi biegać, ale nie ma specjalnie pomysłu na siebie – czas wolny spędza samotnie, bo jego tatuś-kobieciarz (Travis Fimmel) rzadko bywa w domu, ale chłopak nie ma żadnych zainteresowań ani przyjaciół. Dopiero co sprowadził się z ojcem do Portland i jedynym obiektem, który wzbudza w chłopaku ciekawość, jest tor wyścigów konnych. To tam, podczas jednej z porannych przebieżek, poznaje Dela (Steve Buscemi), właściciela kilku koni, które wystawia w zawodach. Mężczyzna prosi Charleya o pomoc w zmianie opony, a chłopak dodatkowo zgłasza chęć asystowania Delowi podczas wyścigów. Tym sposobem nastolatek rozpoczyna niełatwą pracę, podczas której nawiązuje relację z koniem o imieniu Lean on Pete – kilkuletnim, niezbyt szybkim okazem, którego przyszłość nie rysuje się w najlepszych barwach.
Koń nie cieszy się przychylnością swojego właściciela, ale Charley dba o Pete’a jak o przyjaciela, którego bardzo pragnie mieć. Główny bohater jest wyciszonym, ale dociekliwym chłopcem z głową na karku – wiedząc, że w domu się nie przelewa, postanawia podjąć pracę u Dela, zaspokajając jednocześnie świeżą fascynację wyścigami konnymi. Losy Charleya dość szybko zaczynają przypominać ciężkie próby, na jakie wystawiany był Hiob – tragedia rodzinna, problemy w pracy, wreszcie podróż, na którą dorastający chłopak nie jest jeszcze gotowy. Przemierzając setki kilometrów z Oregonu do Wyoming, gdzie mieszka skłócona z ojcem ukochana ciotka, bohater napotyka na przeróżne przeszkody, które pokonuje w nie zawsze legalny sposób. Północne stany USA zamieszkane są jednak przez porządnych obywateli – tak przynajmniej można wnioskować z Lean on Pete, bowiem Charley niejednokrotnie otrzymuje pomoc od nieznajomych tubylców. W ostateczności jednak to jego podszyta desperacją determinacja pozwoli mu osiągnąć cel. Czy jednak po tej podróży będzie tym samym, uczynnym i niewinnym chłopcem?Andrew Haigh patrzy na swoich bohaterów z niezwykłą czułością. Charley z miejsca zyskuje sympatię widowni, gdyż jest nastolatkiem niemającym w sobie ani grama fałszu – jest prawdziwy, szczery i bezpośredni w relacjach z innymi. Także Del i dżokejka Bonnie (Chloë Sevigny), choć oportunistyczni i niepozbawieni wad, starają się być porządnymi ludźmi. Nawet przypadkowo spotkani weterani z Iraku, prymitywni i niezbyt empatyczni, oferują chłopakowi pomoc, choć nie rozumieją powodów, dla których ten udał się w podróż. Wszyscy oni są jednak bohaterami pozytywnymi (w całym stadzie znajdzie się tylko jedna nieco czarniejsza owca), którzy w ten czy inny sposób wpływają na los Charleya. I choć nastolatek musi wiele przejść, by dotrzeć do założonego sobie celu, wszechświat zdaje się mu sprzyjać. Być może to pewna reżyserska naiwność, ale chyba wszyscy wolimy oglądać dramaty, które pomimo pewnej ceny, którą musi zapłacić bohater, pozwalają mimo wszystko zachować wiarę w ludzkość. Zbyt wiele jest bowiem filmów, które przypominają o tym, że tej wiary mieć nie powinniśmy.
Lean on Pete to kolejna udana pozycja w dorobku Andrew Haigha i dowód na to, że potrafi on w prosty i emocjonujący sposób dotrzeć do nawet najmniej wrażliwego widza. Kluczem jego sukcesu jest bowiem prawdziwość bohaterów pojawiających się w stworzonych przez Haigha historiach.
korekta: Kornelia Farynowska