search
REKLAMA
Nowości kinowe

SZCZĘŚLIWY LAZZARO. Ludzie i wilki

Tomasz Raczkowski

7 marca 2019

REKLAMA

Zastanawialiście się kiedyś, jak czuli się widzowie chodzący do kina na premierowe dzieła najsłynniejszych mistrzów kina, których nazwiska dziś są synonimami artystycznej jakości i intelektualnego wyrafinowania w filmie? Ja się zastanawiałem. Oczywiście nie powinniśmy idealizować przeszłości i uważać, że kiedyś wyświetlano tylko arcydzieła, ani zapominać, że wciąż powstają filmy wybitne, które za kilka dekad będą wymieniane jako klasyki. Trzeba jednak przyznać, że stosunkowo rzadko trafia się na film, który w bezpretensjonalny sposób uderzyłby artystycznym rozmachem i nie pozostawił wątpliwości, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym. Skoro takie chwile są rzadkie, to i tym cenniejsze. Takim doświadczeniem jest właśnie seans Szczęśliwego Lazzara Alice Rohrwacher.

Włochy pod względem filmowym przez lata dały nam wiele dobrego – kilka istotnych dla rozwoju nurtów (przede wszystkim neorealizm, ale też późniejsze kino kontestacji), a także poczet wybitnych twórców. Choć do dziś zachwycamy się Słodkim życiem czy Lampartem, a nazwiska takie jak Fellini, Antonioni czy Pasolini zna każdy kinoman, to o jakości i znaczeniu kina z Italii nie decyduje jedynie legendarna przeszłość. Znakomite tradycje włoskich mistrzów kontynuuje dziś pokolenie utalentowanych twórców, spośród których wspomnieć należy przede wszystkim cieszącego się międzynarodową estymą Paola Sorrentina, niekiedy porównywanego nawet do największych nazwisk z Półwyspu Apenińskiego. Włoskie kino ma się więc dobrze i wciąż pozostaje silną filmową marką, dostarczającą pasjonatom X muzy interesujące dzieła – takie jak właśnie Szczęśliwy Lazzaro, nagrodzony rok temu w Cannes Złotą Palmą za najlepszy scenariusz.

Akcja filmu Alice Rohrwacher rozgrywa się w dosłownie zapomnianej przez wszystkich sycylijskiej wsi Inviolata (z łaciny: niepokalana, nietknięta), której życie toczy się monotonnie według rytmu wyznaczanego przez pracę przy uprawie tytoniu. Tytułowy bohater to młody chłopak wyróżniający się spośród ziomków nieskazitelną dobrocią oraz szczerością. Patrzy na świat wielkimi, nieskażonymi podejrzliwością ani troską oczami i oferuje swoje otwarte serce i pomocną dłoń każdemu, kto go o nie poprosi. Pozostający na uboczu niewielkiej społeczności prostoduszny Lazzaro jest jednak w konsekwencji na każdym kroku wykorzystywany przez innych. Właśnie altruistyczne posłuszeństwo i nieumiejętność dostrzeżenia, że inni z nim igrają, sprawiają, że chłopak zostaje wciągnięty w wydarzenia, które diametralnie odmienią życie wioski. Lawinę tę wywołuje pojawienie się markizy de Luny, feudalnej właścicielki plantacji tytoniu oraz wioski. Odwiedza ona Inviolatę wraz ze swoim nastoletnim, zblazowanym synem Tancredim, który szukając wrażeń oraz buntu, znajduje w Lazzarze wiernego sługę i wspólnika w intrydze, którą chce zabić czas pobytu na wsi. To spotkanie odmieni losy zarówno Lazzara, jak i Tancrediego, a także wszystkich mieszkańców wioski i markizy, katalizując zmianę, poruszenie się świata, który tkwił w bezruchu.

Rohrwacher dzieli swój film na dwie części – pierwszą ukazującą zastygłe w przednowoczesnej przeszłości życie „nietkniętej” Inviolaty i drugą, w której bohaterowie mierzą się z konsekwencją przypadkowej przemiany. Łącznikiem między częściami jest Lazzaro, święty wybraniec, wyłączony z głównego nurtu życia oraz czasu, niemal chrystusowa postać biorąca na siebie ciężar czynów wszystkich dookoła. Staje się uosobieniem jakiejś ponadludzkiej tajemniczej siły. Z woli boskiej lub z nadania ludzkiego, tego nie wiemy. Kluczową rolę w filmie Rohrwacher odgrywa figura wilka – wcielenia mitycznej, dzikiej siły czającej się tuż pod powierzchnią tego, co widzialne i namacalne. Z wilkiem utożsamiony zostaje w pewnym momencie tytułowy bohater, dopełniający niepokojącą transcendencję. Zarówno wilk, jak i Lazzaro zdają się wytworami podświadomości, pozarozumowego odczuwania – legendarne zagrożenie i altruistyczny sługa, zło i dobro. W tym powiązaniu ukazuje się niejednoznaczność życia, doniosłych zdarzeń i wiary, ujawnia się też paradoksalna dialektyka, która determinuje świat przedstawiony. Nic nie jest jednoznaczne, nic nie jest też dopowiedziane. Tkwiąca w nim nadprzyrodzona siła nie ma też u Rohrwacher mocy sprawczej, pozostaje jedynie materią do dyspozycji innych. Lazzaro nie staje się mesjaszem ani cudotwórcą, pozostaje jedynie wcieleniem altruizmu i prostolinijnej afirmacji świata. Nie zajmuje jednak w budowanym przez autorkę pejzażu jednoznacznej pozycji, zdaje się zarówno błogosławiony, jak i problematyczny. Dlatego też przemiana dokonana przy jego udziale nie jest równoznaczna ze zbawieniem, a wartości nie są oczywiste – zło może być spaczonym efektem dobroci, ona zaś z kolei nośnikiem nieszczęścia.

W ten sposób ukazane jest uwarunkowanie strumienia życia i towarzyszącej mu etyki przez ludzkie działanie, dla którego transcendencja jest jedynie niedookreślonym nośnikiem. Wszystko, nawet świętość i mistyka, jest tu społeczne. To ukierunkowanie symboliki religijnej i sakralnych tonów zdradza na wskroś współczesne fundamenty Szczęśliwego Lazzara. Nie jest to traktat poszukujący odpowiedzi w metafizyce, ale przypowieść sprowadzająca metafizykę do profanicznego kontekstu. Lazzaro wydaje się w równej mierze wpływać na ludzi, co ludzie determinować jego działanie i los. Jest więc zawieszony na pograniczu, jednocześnie niezwykły i uzależniony od otoczenia. W filmie Rohrwacher silny jest wymiar krytyki klasowych struktur oraz ich pochodnych – reprodukcji negatywnych wzorów, przenoszenia doświadczanej opresji na innych i pogłębiania braku łączności między przedstawicielami różnych grup. Uprzedmiotawiani mieszkańcy wioski czynią z Lazzara swojego własnego poddanego, Tancredi powiela zaś zachowania swojej matki, sytuując się powyżej wieśniaków w każdej formie relacji. Słudzy powielają grzechy panów, a dzieci rodziców. Jednocześnie wszyscy zdają się błądzić we mgle, zamykając się na możliwości przekroczenia granic czy katharsis. Nikt nie decyduje tu w zasadzie o niczym – ludźmi kierują zastany porządek, przypadek, inni. Żaden z bohaterów nie zmierza swoimi czynami do przełamania zaklętego kręgu. Ludzie okazują się w filmie Rohrwacher schwytani w pułapki, które zastawił co prawda ktoś inny, ale oni sami wciąż je utrzymują i konserwują. W tym sensie Lazzaro jest wcieleniem ludzkiej woli – pozornie autonomicznej, nieskrępowanej, ale w istocie moderowanej przez wiele wypadkowych. Odnowy nie przynosi nawet wnoszone przez niego oświecenie, a dająca nadzieję na zbawienie świętość zostaje spętana i zduszona.

Nie przywołałem wcześniej długiej tradycji autorskiego kina z Włoch bez powodu. W swoim nowym filmie Alice Rohrwacher, reprezentantka wspomnianego pokolenia tworzących dzisiaj spadkobierców włoskich mistrzów, zdaje się bezpośrednio nawiązywać do dawnych arcydzieł, zarówno w sferze tematyki, jak i estetyki. Nie oznacza to jednak, że reżyserka kopiuje czyjkolwiek styl czy powiela podejmowane już refleksje. Łączność z szacownym kanonem nie oznacza też u Rohrwacher archaiczności ani zachowawczości. Bardziej chodzi o przywołanie specyficznego ducha – aury metafizycznego uniesienia na pograniczu przyziemnego realizmu, fantazji, symbolicznego mistycyzmu i egzystencjalnego smutku. Rohrwacher czerpie inspiracje z przeszłości, kierując jednak wzrok na współczesność, z jej problemami i aktualnym kontekstem ideowo-społecznym. Dzięki temu nie popada w epigonizm ani pretensjonalne naśladownictwo, ale ustawia się w jednym rzędzie z największymi artystami tego nurtu kina. Reżyserka na przemian uwodzi prostotą i uderza w podniosłe, metafizyczne tony, tworząc inteligentne humanistyczne misterium, filmową elegię spinającą dualizm i paradoksy rzeczywistości w stylu, który czyni ją godną miana mistrzyni.

Szczęśliwy Lazzaro to niezwykła filmowa przypowieść o naturze ludzkiej i społeczeństwie. Niespieszny, przesycony aurą niesamowitości film w wyrafinowany sposób przedstawia spektrum problemów współczesnego świata – wrośnięte w podstawy życia społecznego nierówności, ambiwalencję etyczną, pułapki materialistycznego podejścia do życia i bezradność wobec rzeczywistości, nieumiejętność wykorzystania szans. Należy zwrócić uwagę, jak misternie napisana i wyreżyserowana jest to opowieść. Pomimo że Rohrwacher podejmuje tematy wielkiego kalibru, a fabuła balansuje na granicy przerysowania, ani na moment Szczęśliwy Lazzaro nie staje się nadęty ani przesadzony. Reżyserka pewnie trzyma opowieść w ryzach, przesycając realistyczną konwencję mistycznym niepokojem i wtapiając subtelnie symbolikę w surową fakturę dramatu społecznego. Aktorzy grają postaci archetypiczne, uwypuklając dominujące tropy charakterów, ale robią to w tak delikatny sposób, że nie da się dostrzec w nich fałszu – zdecydowanie najdoskonalszy efekt dało to w przypadku Adriana Tardiola, naturszczyka wcielającego się w Lazzara. Odtwórca tej roli całym sobą ucieleśnia czystą dobroć bohatera, budując dzięki temu poetycką postać wkomponowaną niepostrzeżenie w surową prozę życia. Mocne przenośnie okazują się więc bardzo trafne i bliskie rzeczywistości, sprawnie łącząc sugestywną symbolizację z klarownością przekazu. To harmonijne połączenie przeciwstawności w formie koresponduje z sensem Szczęśliwego Lazzara, w którym ludzkie i społeczne spotyka się z tym, co niepojęte i nadprzyrodzone, tworząc mistyczno-prozaiczną tkankę rzeczywistości.

Dzięki wirtuozerskiemu połączeniu prostej narracji z rozbudowaną symboliką Rohrwacher uzyskuje po raz kolejny po Cudach efekt bliski realizmowi magicznemu, dostarczając wyrazisty przekaz w oszałamiająco pięknej i poruszającej formie delikatnego, stonowanego dramatu. Film otwarcie idzie w stronę modernistycznej zamaszystości, pozostaje jednak świeżym spojrzeniem na świat i dzięki temu unika fałszywych tonów. Reżyserka tka opowieść z subtelnych aluzji, półtonów i nieoczywistych emocji. Nie jest to kino epatujące religijnymi symbolami i patosem, zamiast tego oferuje dyskretną symbolikę wtopioną w zwyczajny krajobraz. Wypadkową zniuansowanych motywów i napięcia między przeciwieństwami jest niezwykły fresk na pograniczu uduchowionej przypowieści i społecznej metafory, zarówno przyziemny, jak i podniosły, transcendentny. Lawirując między tymi biegunami, Rohrwacher dowodzi swojej błyskotliwości i wznosi się na wyżyny filmowego rzemiosła. Szczęśliwy Lazzaro momentami zapiera dech w piersiach, jednak nie gubi ani na chwilę wyważenia akcentów i nieuchwytnego uroku ciepłej melancholii, ujawniającej prozaiczny tragizm rzeczywistości oraz rozdarcie autorki pomiędzy afirmacją piękna świata a potrzebą krytyki jego ciemnych stron. To jeden z tych filmów, które zapadają w pamięć na bardzo długo, oddziałują na wielu poziomach i przede wszystkim dostarczają estetyczno-intelektualnego uniesienia. Dzieło wybitne, ważne i zachwycające.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA