SYSTEM
System to zły film. Gra w nim Tom Hardy i podobno dzieje się w ZSRR czasów Stalina. Na drugim planie przewija się Gary Oldman. To jednak nie prawdziwa powojenna Rosja, ale kuriozalne wyobrażenie Amerykanów o tym państwie. W filmie są też zabójstwa niewinnych dzieci i jest kryminalne śledztwo. Najpierw prowadzone z urzędu, potem na własną rękę. System wypełniony jest wszystkimi słabościami kina amerykańskiego. Jego najnieznośniejszej odmiany: wypchanej po brzegi tandetą i efekciarstwem, scenariuszowymi skrótami, nielogicznością i patosem. Ponadto wymuszoną ckliwością, schematyzacją fabuły i stereotypizacją postaw. Z tych elementów ulepiony jest obraz Espinozy (o dziwo będącego Szwedem). Nie przypomnę sobie filmu, w którym spotkałem się z kumulacją wszystkich wcześniej wymienionych przywar. Zazwyczaj atakują one pojedynczo, nie polują na mnie zbiorowo. Najczęściej tylko jeden element układanki nie pasuje do reszty, powodując, że cała konstrukcja zaczyna się walić.
W przypadku Systemu od samego początku obserwuję pobojowisko. Bajzel, nad którym nikt nie panował. Od momentu zbierania funduszy po ostatnie korekty na stole montażowym. Nie podoba mi się wizerunek ZSRR. Oparty jest na skrajnych, najbanalniejszych kliszach wyczytanych chyba z propagandowej amerykańskiej ulotki. W trakcie dwugodzinnego seansu przewijają się obrazki tak typowe i wtórne, że zaczynam naprawdę wierzyć, że twórcy Systemu rzeczywiście nie sięgnęli po inne źródła. Generalicja i urzędnicy to wredni i mściwi skurwiele. Nie podałbyś im ręki, nie spojrzałbyś im w oczy. Przesiąknięci są tym samym jadem, co ich przywódca. Mieszkańcy Moskwy to bez wyjątku kapusie, zdrajcy i szpiedzy. Szeregowi żołnierze to zwyrodnialcy. W tym towarzystwie główny bohater może sobie hasać i prywatnie walczyć o sprawiedliwość. Bez środków do życia, bez znajomości, bez broni. To heros z obcej planety.
To świat ekstremalny i nieprawdopodobny, ale z niewiadomych przyczyn starający się zachować pozory wiarygodności.
[quote]System zbliża się w stronę przejaskrawionego komiksu, irytująco krzykliwego, operującego radykalnymi hipotezami i banałem.[/quote]
Paradoksalnie bardzo jednak nie chce nim być. Twórcy mają ambicję opowiedzieć historię o prawdziwym, patologicznym państwie, które kiedyś istniało. Jednak chyba wyłącznie w wyobrażeniu nieświadomych autorów Systemu, mierzących ZSRR konwencją brutalnego westernu. Nie wierzę w tę wizję. Wydaje mi się też ona głupia i naiwna, trywializująca i wypaczająca rzeczywistą społeczną tragedię. Pod względem merytorycznym więcej do zaoferowania ma kolorowanka.
Nie potrafię uzasadnić, dlaczego akcja Systemu ulokowana jest właśnie wtedy i właśnie tam. Nie determinuje to szczególnie typowych dla tamtego okresu zjawisk. Oczywiście panuje bieda, panuje wyzysk i przestępczość, panują choroby, opresyjność władzy, powszechność korupcji i restrykcyjny wymiar sprawiedliwości. To jednak przypadłości typowe nie tylko dla tamtej władzy. Historyczny kontekst nie służy tej opowieści, to nieuzasadniona dekoracja. ZSRR wybrano jedynie po to, by utwierdzić Amerykanów w fałszywym przeświadczeniu, że my byliśmy spoko, a oni to barbarzyńcy. W czasach zimnej wojny System spełniłby się w swojej roli. Byłby politycznie pożyteczny dla jednej stron konfliktu. W XXI wieku przypomina archaiczny przeżytek, nikomu niepotrzebny eksponat z muzeum.
[quote]Daniel Espinosa nie maluje portretu ówczesnej Rosji. On jej nie zna. Reżyser potrafi jedynie rzucać przypadkowymi obrazkami nędzy z ZSRR.[/quote]
Wie, że było ciężko, że było brutalnie i źle. By to oddać, przenosi w ten świat zasady kina gangsterskiego. Korzysta również z estetyki westernu – szkoda, że na nieodpowiednim terytorium. Co innego podpowiada akcja, co innego sugeruje otoczenie. Te dwie konwencje strasznie się ze sobą kłócą. Niejednokrotnie miałem wątpliwości, co reżyser chce mi sprzedać, czy na pewno wie, co ma w ofercie. Nie rozumiem jego intencji. Gdy tylko chce, łamie reguły i pozwala swoim bohaterom żyć.
System nie sprawdza się również jako kryminał. Śledztwo sporymi partiami stoi w miejscu. Nie pojawiają się poszlaki, które pociągnęłyby fabułę do przodu czy wzbogaciłyby portret zabójcy o jego motywacje. Najciekawszą cechą tej postaci zdaje się być to, że kuleje. Chyba na lewą nogę. Nie będę jednak wracał do tego filmu, by to zweryfikować. Morderca to jedynie szaleniec, który pod koniec filmu łopatologicznie wyzna, kim jest, i wygłosi przemowę o swojej potworności. Zgroza. Espinoza nieporadnie rozwiązuje ten wątek. Ostatecznie nie wiem, dlaczego go nawet ciągnął, jeśli tak ostentacyjnie go bagatelizuje.
Niezamierzenie zabawny jest również rosyjski akcent, z jakim mówią angielscy aktorzy. Niektórzy eksponują go bardzo wyraźnie, inni jakby o tym zapomnieli. Powoduje to chaos i zamęt. Czy oni udają Rosjan, czy ma nas to przekonać, że coś z rosyjskości w sobie mają? Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację. Polacy przyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych, by nakręcić film o rodowitych Amerykanach. Wszystkie dialogi nagrywane są jednak po polsku, a reżyser poprosił obsadę, by naśladowali jankeski akcent. To strategia kojarzona raczej z parodią. W Systemie niefortunnie ten efekt zaistniał. Nieznośnie ten film brzmi. To gwóźdź do trumny tego tytułu. Wbijany konsekwentnie i pomału w trakcie całego Systemu.
Od strony realizacyjnej obraz Espinozy również jest niedzisiejszy. Kojarzy mi się on ze spotykanym w polskich produkcjach zjawiskiem „jednej ściany”. Spowodowany on jest albo niskim budżetem, albo brakiem pomysłu, jak przedstawić w filmie przestrzeń. Dochodzi do tego, gdy twórcy nie znajdują odpowiednio nienowocześnie wyglądającej ulicy, czy choćby całego budynku, ale mają do dyspozycji wyłącznie kawałek elewacji. Kręcą wtedy daną scenę tylko na jej tle. Nie zmieniają perspektyw, nie korzystając z planów totalnych. W Systemie zadziwiająco dużo jest tego rodzaju sekwencji, zdradzających prowizoryczność tego świata. Tak prezentuje się filmowa Moskwa. Nie mniej papierowi są jej mieszkańcy. Męcząca jest także trzęsąca się kamera w scenach bardziej dynamicznych (w kilku pojedynkach na pięści oraz w sekwencji zdobywania przez Rosjan Reichstagu). Ma ona zasłonić nieudolność reżyserskiej inscenizacji. Przy realizowania Systemu twórcy korzystali z półśrodków i podróbek.
Ten film nie wie, czym jest. Udaje prawdziwe kino.