search
REKLAMA
Nowości kinowe

SNY WĘDROWNYCH PTAKÓW. Gdy tradycja ściera się z nieuchronnością

Jakub Koisz

9 stycznia 2019

REKLAMA

Są filmy, które zabierają widza w podróż odbywającą się na dwóch płaszczyznach: przenoszą siłą do świata ludzi, których nie chcielibyśmy znać, jak i do krain, które wydadzą nam się jeszcze piękniejsze lub brzydsze niż z katalogów podróżniczych. Reżyser Ciro Guerra otwiera przed nami brutalną rzeczywistość karteli narkotykowych w Kolumbii, ale snuje też refleksję na temat zanikającej w Ameryce Łacińskiej wiary w metafizykę. Choć początkowo stary porządek z nowym wydają się współistnieć na równorzędnych warunkach, to Sny o wędrownych ptakach są kinem o końcu świata, jaki znali nasi przodkowie.

Ta historia ma punkt wyjścia, który zrozumieć można i bez wiedzy na temat Kolumbii oraz etnologii krajów łacińskich – chłopak chce poślubić dziewczynę, więc szuka pieniędzy, aby wnieść „opłatę”, która według tradycji wynosi sporą ilość bydła, baranów oraz wisiorków. O konwenanse oraz o to, żeby cały proces przebiegł zgodne z wolą przodków, dba seniorka rodu wydawanej za mąż dziewczyny. Chłopak, aby zdobyć upragnione środki, wchodzi w kontakty z hipisowskimi „gringo”, a wkrótce staje się szefem jednego z największych w okolicy karteli narkotykowych. Wojna jest nieunikniona, ale nie chodzi w niej jedynie o ścieranie się starego porządku z nowym, lecz również o krwawe potyczki między zwaśnionymi rodzinami z konfliktem interesów. Rapayet, który jedynie pragnął ręki ukochanej, musi zmienić się w potwora, zdradzić swojego przyjaciela i kuzynostwo, a także odnaleźć w sobie siłę, aby wprowadzić swoich ludzi w nową erę. Nie tylko zresztą on, bo przemiana jest nieunikniona, a matriarchat reprezentowany przez Úrsulę, która stoi na czele indiańskiego klanu, powoli staje się zawodzeniem przeszłości. Niebo coraz bardziej pokrywa mroczna zasłona.

Ta iście szekspirowska opowieść gra wieloma znanymi nutami, mamy więc człowieka w obliczu deprawującej władzy, bratobójczą walkę, pożądanie, przeklęcie swoich potomków grzechem, a także potęgę, która okupiona została krwią. Z tyloma wykorzystanymi pomysłami inscenizacyjnymi łatwo było wykoleić się w kierunku pretensji oraz przestylizowania, na szczęście Sny wędrownych ptaków ani razu nie przekraczają granicy, która zamazuje dramatyczny wydźwięk tej historii. Wprawdzie kino gangsterskie traktujące o południowoamerykańskich kartelach zostało wielokrotnie zaorane na wielkim oraz małym ekranie, ale pomysł skupienia się na aspekcie umierającej tradycji wraz z „uprzemysłowieniem” narkotyków nie miał okazji, żeby wybrzmieć w ten sposób. Krwawa pustynia, czyli piasek przerywany czerwonym kolorom pięknych, indiańskich strojów, może i wygląda jak oniryczny teledysk zespołu indie, jednak film do końca utrzymuje swoją reportażową wręcz temperaturę. Przy tak solidnym koncepcie nie trzeba było nawet posypywać intrygi śniegiem wszędobylskiej ostatnio na ekranie kokainy – produkcja i dystrybucja marihuany wystarczyły, aby ukazać koniec pewnych porządków w świecie plemiona Wayuu. Pomagają w tym kreacje aktorskie, każda nieprzeszarżowana, jak na przykład Jose Acosty grającego głównego bohatera. Albo wymagająca głębokiego zrozumienia opisywanej rzeczywistości, co widać szczególnie u ciepłej, ale wiecznie strapionej Carmiñy Martínez wcielającej się w Úrsulę. Z fascynacją obserwuje się to, jak kamera powoli odbiera jej władzę, która być może już na samym początku napędzana była jedynie paliwem tradycji.

Ponoć najnowszy obraz Ciro Guerry jest na shortliście oscarowej, a nominacja wydaje się nieunikniona, jest to bowiem soczyste, brutalne, a jednocześnie piękne kino przenoszące widza do świata, którego reguły, choć nam obce, rozumiemy już od pierwszych scen. To zwarta, oparta na klasycznych i starożytnych toposach historia, w której teza jest przejrzysta, a realizacja pozwala wierzyć, że twórcy jeszcze wielokrotnie nas zaskoczą, być może nawet w kinie stricte gatunkowym. W Snach wędrownych ptaków widzimy bowiem, że nie ma znaczenia obca sceneria, gdy poruszane są uniwersalne problemy mroków ludzkiego serca. Z nimi historia i tradycja nigdy jeszcze nie wygrały.

REKLAMA