MOJA MIŁOŚĆ. Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością
Autorką recenzji jest Patrycja Paczyńska-Jasińska. Autorka bloga Se Točí.
– Do widzenia.
– Do widzenia???
…
Każdy z nas na swój sposób ją przeżył. Była zaczarowana, rodem z bajki, nieśmiała, rozhisteryzowana czy szczeniacka. Była również pierwszą, łamiącą serce, zdradliwą aż w końcu po grobową deskę. Po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że najgorsza była toksyczna. Ah! Ta miłość…
– Dlaczego rozwaliłaś sobie kolano?
– Nie rozumiem?
– Dlaczego doszło do wypadku?
– Bo jechałam za szybko.
– Dlaczego?
– Bo mi się narty skrzyżowały.
-Dlaczego?
– Nie wiem… (płacz bohaterki)
Nie sądziłam, że sposób, w jaki nasze ciało doznaje kontuzji, to wpływ psychiki. Tak prezentuje się scena otwarcia, gdzie z wizytą u psychiatry poznajemy Tony.
Z recenzją miałam poczekać, ale po wizycie w kinie, trzyma mnie tak mocno, że musiałam to wyrzucić z siebie. „Moja miłość” – sam tytuł już dużo mówi. Nie jest to nasza miłość, ich, jej czy Twoja. Nie, to MOJA miłość. Egoistyczna, samolubna i niezdecydowana. O tym właśnie jest przejmujący dramat Maïwenn Le Besco – prześlicznej aktorki, która jak się okazuje posiada wysublimowane oko (co pokazała już w „Poliss”). Film na początku przypomina „Sceny z życia małżeńskiego” Ingmara Bergmana, ale tylko z pozoru.
On: kucharz z zamiłowania, obecnie prowadzący wykwitną restaurację. Dusza towarzystwa i kobieciarz.
Ona: Nieśmiała pani adwokat po rozwodzie.
Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością. Od razu widać, że z tej mąki chleba nie będzie? A o dziwo! Więzi są tak silne, że ranią przez 5-10-15 lat.
Retrospekcje, na których opiera „Mój książę” – bo tak powinniśmy tłumaczyć tytuł – pozwalają, za pomocą puzzli, umiejętnie poukładać szalony romans, rodzące się uczucie, nienawiść i wypalenie. Ten związek jest chory!? Bo jak można być z kimś, kto ma ciągłą huśtawkę nastrojów, zdradza, pije, okłamuje?
Moi drodzy: „Moja miłość” to narkotyk i nawet ja (widz) chcę więcej i więcej.
Reżyserce zależało na tym, aby motywacje bohaterki były dla widza jasne.
Film można podzielić na dwie części. W pierwszej pozwala zrozumieć, dlaczego ta inteligentna i światowa kobieta zakochuje się do szaleństwa traci rozum. Chciała odetchnąć pełną piersią przy facecie ze snów. Jest jeden warunek: zabawa na jego warunkach. To on ustala w co się bawią, jakimi zabawkami i jak długo. Oczekuje, nie prosi. Przeprasza, ale sam w to nie wierzy.
W drugiej części razem z bohaterką tracimy cierpliwość do ukochanego. Dopada nas poczucie beznadziei i złości na Tony, która staje się taką ciamajdą! Nie wiem, czy „Moja miłość” prezentuje kobiecy, czy też męski punkt widzenia, sprowadzający główną bohaterkę do roli pretekstowej ofiary. Prawda zawsze leży po środku i jakby Tony miała dosyć, to by odeszła. Tylko dokąd? Żadne późniejsze uczucie nie smakowałoby tak dobrze.
Reżyserka umiejętnie żongluje nastrojami, sprawiając, że “Moją miłość” kupuję! Były momenty, że zrywałam boki z sarkastycznego humoru bohaterów i chwile, gdy płakałam jak bóbr. Duża w tym zasługa Emmanuelle Bercot (nagrodzona za tą rolę Złotą Palmą) i mojego Vincenta Cassela. Duet hipnotyzuje: pokazuje tak autentyczne emocje i energię, nawet jak zadają sobie ból…
P.s. Najgorsze jest to, że większość z nas chciałaby przeżyć choć raz taką miłość! Baby, ahhh te baby!:)