search
REKLAMA
Nowości kinowe

FERNANDO. Pozostaje niedosyt

Maciej Niedźwiedzki

7 stycznia 2018

REKLAMA

Byczek Fernando nie odnajduje się w hodowli Casa del Toro. W przeciwieństwie do swoich zapalonych rówieśników nie marzy o wyjeździe na arenę. Czołowe pojedynki, ścieranie rogów oraz trening nie sprawiają mu przyjemności. Prężenie muskułów i fizyczna rywalizacja nie korespondują z jego wrażliwą naturą. Nie rozumie jej również jego ojciec: hardy wojownik, ale jednocześnie pełen rodzicielskiego ciepła opiekun. Fernando bowiem najbardziej lubi kwiaty: ich zapach, kolor i kształt. Wystarczy, że jedna roślinka przebije się przez wyschnięty, żwirowaty wybieg, by nasz bohater troskliwie o nią zadbał. W zębach przyniesie wiadro wody, osłoni przed zderzającymi się nad nią bykami. Fernando ma w sobie spore pokłady czułości. Równie wiele w nim odwagi. To dobrze napisana, psychologicznie złożona i wiarygodna postać.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia: kluczowa i ustanawiająca wszystkie relacje między bohaterami. Jest nią fakt, że byki nie wiedzą, jaki los ich czeka, gdy zostaną wybrane do uczestnictwa w corridzie.

Najnowsza animacja studia Blue Sky Studios, odpowiedzialnego między innymi za Epokę lodowcową i Horton słyszy Ktosia, opiera się na zderzeniu dwóch różnych światów. Po jednej stronie mamy hodowlę, gdzie od troski o zwierzęta ważniejsze są płynące dzięki nim zyski, a ewentualną drogę ucieczki skutecznie blokuje znajdujące się pod napięciem ogrodzenie. Po drugiej mamy znajdujący się na zielonych wzgórzach idylliczny dom z kwiatowym ogrodem pielęgnowanym przez pewną dobrą rodzinę. Do niej, po udanej ucieczce z Casa del Toro, szczęśliwie trafia Fernando. Kontrast między oboma miejscami wybrzmiewa bardzo mocno. Zaznaczany jest on zmianą palety barw na łagodniejszą, spowolnionym tempem narracji i uspokajającą muzyczną aranżacją. Autorzy animacji lokują wychowawczy potencjał filmu w zestawianiu opozycyjnych modeli zachowań zmieniających się właścicieli byka. Fernando jest kinem z tezą, ale przekonująco sprzedaną.

Fernando potrafi wzruszyć i zaniepokoić. Szczególnie silnym nośnikiem emocji jest wykorzystywana przez twórców niewiedza byków o ich przeznaczeniu. To ona ich zniewala i daje ułudę bezpieczeństwa. Wśród zwierząt funkcjonuje nawet powiedzonko: “Mięso albo walka”. Albo jedziesz do rzeźni, albo zdobywasz wieczną chwałę na arenie. W obu przypadkach czeka ich jednak dokładnie taki sam, smutny finał (przez większość filmu wie o tym tylko widz). Znacząco podnosi to stawkę filmu, generuje kolejne napięcia i nieporozumienia. Z czasem jednak staje się budulcem więzi rodzącej się między skonfliktowanymi bykami. To jedna z największych zalet Fernanda. Jego postaci nie są obojętne. Ich perypetie wzbudzają raz współczucie, raz gęsią skórkę. Nawet pozornie źli są żyjącymi w nieświadomości ofiarami. Trzymamy kciuki za ratowniczą misją Fernanda i czekamy na chwilę, aż jego główny rywal zrozumie, w jak tragicznej pozycji się znajduje.

W niejednym momencie w losy Fernanda i jego towarzyszy można się naprawdę zaangażować. Reżyser animacji Carlos Saldanha nie unika wymownych obrazów i dosłowności w wyrażaniu cierpienia, jakie przeżywają zwierzęta. Taką funkcję pełni przejmująca sekwencja w rzeźni, zbliżenie na ostrze przystawione do byczego karku czy trofea-rogi wywieszone na ścianie właściciela hodowli. W tych kilku scenach młodsi widzowie pewnie będą szukać ręki rodzica siedzącego obok.

Fernando ma jednak swoje problemy. Objawiają się przede wszystkim w nierównym, miejscami i nieprzewidywalnym zmianom tonacji. Czasami wydaje się, jakby twórcy filmu musieli pójść na kompromis, łącząc poważniejszą i stonowaną spójną główną oś fabularną z skleconymi na siłę rozrywkowymi dodatkami. Mniejsza już o samą ich jakość. Drażni natomiast ich niezasadność z tematem filmu. W animowanym familijnym kinie humor, zawsze przecież obecny, koresponduje i rozwija opowieść oraz jej bohaterów. Każdy żart ma swoje miejsce i czas.

W przypadku Fernanda nie jest to niestety norma. Regularnie zdarzają się sceny i postaci kuriozalne, jakby dopisane na marginesie w ostatniej chwili. Idealnym przykładem będzie tutaj długa scena pojedynku na tańce między bykami a końmi z przegrody obok. Trudno określić, co ją w tym filmie uprawomocnia. Podobny zgryz wywołuje postać kozy-trenerki czy zaprzyjaźniających się z Fernandem jeży-złodziejaszków. W obu przypadkach wydaje się, jakby te postacie przybyły z zupełnie innego filmu.

Przesłanie pobudzające empatię i wrażliwość sprawia, że Fernando jest na pewno kinem wartościowym i potrzebnym, zrobionym w słusznej sprawie. Łatwa polubić niezdarnego głównego bohatera, nie sposób nie kibicować paczce jego znajomych. Niestety w produkcji Blue Sky Studios jest nieco za dużo bałaganu, a za mało artystycznej dyscypliny. Przez to nie sposób postawić Fernanda obok najlepszych animacji konkurencji.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA