CIESZMY SIĘ ŻYCIEM
Frank Capra w latach trzydziestych zupełnie zdominował Columbia Pictures, kręcąc dla studia takie hity jak Ich noce, Pan z milionami oraz Pan Smith jedzie do Waszyngtonu. Zapewniło to włodarzom studia nie tylko gigantyczne wpływy z biletów, ale również sporych rozmiarów sukces artystyczny. Jeżeli spojrzeć na to od strony nagród – aż jedenaście z trzynastu Oscarów, które powędrowały w trakcie tej wyjątkowej dekady do filmów Columbii, to zasługa Capry i jego współpracowników. Gdzieś w gąszczu tych wszystkich pieniędzy i statuetek znajduje się bohater niniejszego tekstu – nieco mniej znany utwór twórcy Tego wspaniałego życia, a przecież też wartościowy i na swój sposób wyjątkowy.
Trudno odnaleźć w Cieszmy się życiem (adaptacji nagrodzonej Pulitzerem sztuki teatralnej George’a S. Kaufmana i Mossa Harta) jednego głównego bohatera. Fabuła lawiruje wokół kilku najważniejszych postaci należących do dwóch, skrajnie od siebie różnych rodzin. Początkowo na pierwszy plan wysuwają się on (James Stewart) i ona (Jean Arthur). On – młody, przystojny wiceprezes świetnie rokującej spółki należącej do jego obrzydliwie bogatego ojca. Ona – śliczna, ale pochodząca z biednej rodziny sekretarka, pracująca w owej spółce. Pomimo różnic klasowych młodzi zakochują się w sobie i decydują na ślub. Wpierw postanawiają jednak zapoznać ze sobą swoje rodziny, na czele których stoją dwie reprezentatywne figury – egocentryczny i skąpy biznesmen (Edward Arnold) oraz ekscentryczny, entuzjastycznie nastawiony do wszystkiego i wszystkich emeryt (Lionel Barrymore), który pod swoim dachem gości całą plejadę oryginałów, żyjących w swego rodzaju komunie. Jak nietrudno się domyślić, spotkanie nie idzie po myśli młodych, szybko zamieniając się w absurdalną komedię pomyłek.
Sporo w tym szaleństwie elementów, niezwykle popularnej w Stanach Zjednoczonych lat trzydziestych, screwball comedy – podgatunku komedii romantycznej, dla którego filmem założycielskim były Ich noce, czyli wcześniejsze o trzy lata dzieło Franka Capry. W Cieszmy się życiem nie znajdziemy może tak ciętych i dynamicznych dialogów jak te, którymi przerzucali się Clark Gable i Claudette Colbert, ale na niedobór niezwykłych zbiegów okoliczności i nagłych zwrotów akcji narzekać już z pewnością nie można. To właśnie te niesamowite sploty okoliczności są motorem napędowym humoru, który zenitu sięga w fantastycznej scenie nalotu policji, zakończonej nieoczekiwanym pokazem sztucznych ogni. W efekcie wszyscy bohaterowie, tak jak postaci z późniejszego o rok klasyka podgatunku, Drapieżnego maleństwa Howarda Hawksa, lądują w areszcie.
W policyjnym areszcie Capra pozwala wyjść na pierwszy plan kwestiom polityczno-społecznym. Okazuje się bowiem, że bogaty i dystyngowany przedsiębiorca zostaje zamknięty w jednej, ogromnej celi wraz z ludźmi wywodzącymi się ze znacznie niższej warstwy społecznej – robotnikami, bezdomnymi i drobnymi przestępcami, którzy prawo złamali najprawdopodobniej z powodu wyższej konieczności. Niezwykle wymowna jest scena, w której zniesmaczony bohater wyrzuca za siebie na podłogę ledwie napoczęte cygaro; w jednym momencie na niedopałek rzuca się cała zgraja złaknionych tytoniu nędzarzy. Obserwujący całą sytuację młodzieniec, grany przez Stewarta syn bogacza, natychmiast oddaje wszystkie swoje papierosy najbliższemu człowiekowi – już wtedy wiemy na pewno, że nie podąży on śladami ojca, bezwzględnego kapitalisty.
Znamienne jest to, że w bajkowym świecie Capry nawet ten bezwzględny kapitalista ma szansę na odmianę swojego losu. Pomaga mu w tym nestor drugiej, konkurencyjnej rodziny, w którego wciela się Lionel Barrymore (człowiek, który niecałe dziesięć lat później wykreował w Tym wspaniałym życiu oślizgłego Henry’ego F. Pottera – absolutne ideologiczne przeciwieństwo swojego bohatera z Cieszmy się życiem). Staruszek uświadamia mężczyźnie, że można żyć inaczej, nie przywiązując do pieniędzy praktycznie żadnej wagi, ale stawiając zamiast nich na budowanie relacji międzyludzkich – z racji takiego przesłania dzieło Capry bywa uznawane za jeden z pierwszych filmów hipisowskich, znacznie wyprzedzający swoje czasy1. Ostatecznie bohater podąża za wskazówkami kolegi i porzuca dotychczasowy tryb życia, co symbolicznie podkreślone zostaje w jednej z ostatnich scen filmu – wspólnym koncercie harmonijkowym odbywającym się w ogołoconym z mebli pomieszczeniu. Tym samym Cieszmy się życiem można rozpatrywać również jako opowieść o nawróceniu kapitalistycznego grzesznika-skąpca, kolejne odbicie nieśmiertelnej Opowieści wigilijnej Charlesa Dickensa.
Cieszmy się życiem jest wyjątkowe jeszcze z jednego względu – to tutaj rozpoczęła się owocna współpraca Franka Capry z Jamesem Stewartem2. Panowie spotkali się na planach filmowych jeszcze dwukrotnie (Pan Smith jedzie do Waszyngtonu i To wspaniałe życie), w obu wypadkach tworząc dzieła wybitne; filmy, które złotymi zgłoskami zapisały się w historii amerykańskiej kinematografii. Cieszmy się życiem funkcjonuje w takim kontekście jako swego rodzaju wstęp, przystawka przed obfitym, dwuczęściowym daniem głównym.
1 D.Dawey, James Stewart: A Biography, Londyn 1997, s. 159.
2 Co ciekawe, Cieszmy się życiem było zarazem pierwszym, uhonorowanym Oscarem filmem, w którym udział wziął James Stewart. Obraz Capry zdobył statuetki dla najlepszego filmu oraz najlepszego reżysera, w tej pierwszej kategorii pokonując m.in. Towarzyszy broni Jeana Renoira, co z perspektywy lat może wydawać się niemałym zaskoczeniem.