search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

ALITA: BATTLE ANGEL. Anielska buzia, a piąchy z piekła rodem

Jakub Koisz

31 stycznia 2019

REKLAMA

Dobrze, że Alita w końcu powstała – bardzo przyjemnie jest wypowiedzieć to zdanie po tym ciągu wątpliwości oraz wyczekiwania, może nie przeze mnie, ale na pewno fanów oryginału. Wprawdzie ten passion project Jamesa Camerona zapowiadany był od dawna i w międzyczasie reżyser ustąpił miejsca Robertowi Rodriguezowi, samemu zajmując fotel jedynie producenta i scenarzysty, ale niewątpliwie czuć tu kuchenną pracę dwóch ojców przy jednym palniku. Pierwszy przywiózł ze sobą torbę pełną pieniędzy, żeby przypadkiem nie zabrakło na stole atrakcji, a drugi nadał temu sznyt kina dla nastolatków. Może i przemyślenia są tutaj banalne, ale ekranizacja mangi i anime Gunnm, znanej również jako Battle Angel Alita, wie przynajmniej, dla kogo powstała i obnosi się z tym całkiem dumnie. Ojcowie nie wypuścili bękarta.

Druga połowa XXVI wieku, postapokaliptyczne miasto, depresja. Tytułowy cyborg, Alita, zostaje odnaleziony przed doktora Ido na wysypisku śmieci spadających z latającego miasta, w którym żyją jedynie wybrańcy. Mechaniczna dziewczyna zostaje zaadaptowana przez swojego wybawiciela i zyskuje nowe ciało, kilku sprzymierzeńców, wrogów, a przede wszystkim otwierają się przed nią dwa światy. Pierwszy związany jest ze zwykłymi sprawami nastolatki: miłością do buntowniczego Hugo, poszukiwaniem siebie, dojrzewaniem emocjonalnym oraz fascynacją sportem (w tym odmianą piłki ręcznej na rolkach, która staje się esencjonalna dla fabuły). Drugi świat jest bardziej złowieszczy, związany jest bowiem z przeszłością cierpiącej na amnezję dziewczyny, a także niegodziwym imperatorem rządzącym miastem w chmurach.

To lekkie science fiction, fabularnie nieidące na ustępstwa względem oczekiwań miłośników oryginału, obrało dobry kurs, jeśli głównym zmartwieniem ultrasów był natłok pomysłów. Scenariusz się nie patyczkuje – jeśli trafiamy do przyszłości, w której koncept cielesności już tak się zatarł, że stracenie swojego kawałka mięsa jest niczym obcinanie paznokci, musimy kupić ten pomysł z całym bogactwem inwentarza. Ci, którzy pamiętają słynną scenę z RoboCopa (zarówno oryginału, jak i remake’u), w której wstrząsające jest ukazywanie pozostałości cielesnej po protagoniście, dostaną dwugodzinną opowieść o świecie, w którym na nikim nie robi to już wrażenia. Alita nie jest jednak pozbawiona płci i szkoda trochę, że wątek miłosny oraz transhumanistyczny związany z konwersjami w nową powłokę nie został lepiej nakreślony. Ale jeśliby przyjąć, że wszelkie wspaniałości wizualne w scenach akcji oraz świetny design innych cyborgów radują oczy kosztem głębszych rozważań, to można przymknąć oko na tę niedoskonałość. Nieco niewygodniej robi się dopiero, gdy drugi oraz trzeci plan na tym traci.

Alita, która świetnie zanimowana została dzięki głosowi i kilku rysom twarzy aktorki Rosy Salazar, radzi sobie nieźle, ale dramaty postaci pobocznych już gorzej. Dr. Dyson Ido, grany poprawnie przez Christopha Waltza, wypchany jest biograficznymi rodzynkami, ale brakuje na to czasu i – o dziwo – aktorskiej charyzmy. Podobnie dostało się Mahershali Aliemu, któremu zabrakło jedynie doczepianego wąsa, aby być jeszcze bardziej złowieszczym technokratą. Trochę razi to wyrobnictwo, szczególnie w czasie tak dobrej passy aktorskiej. Nieco sympatyczniej wypadają na ekranie Jennifer Connelly czy Ed Skrein jako robotyczny łowca nagród Zapan.

To zresztą nieważne, bo głównymi bohaterami w tej niezobowiązującej przygodzie są efekty specjalne i dźwiękowe, które tak samo jak fabuła – są przejrzyste, nie męczą zmysłów, więc młodsi widzowie będą wniebowzięci. Gdzieś między walkami na miecze, łańcuchy i piły (swoją drogą – bardzo brutalnymi jak na kategorię wiekową i szczątkową ilość krwi), śmiganiem po arenie na rolkach w cybersporcie przyszłości oraz przechodzeniem w coraz to nowsze bioniczne ciała skrywa się bardzo mroczna opowieść o świecie, w którym cielesność straciła wartość, a awans społeczny to jedynie naiwny fantazmat. Wprawdzie Alita oddycha, je, wydala, posiada coś na kształt serca, które potrafi w nieco naiwny sposób kochać bliźnich, ale jest wraz ze swoim opiekunem ostatnimi podrygami humanizmu w świecie, w którym jeśli urodziłeś się gdzieś na dole, to na dole pozostajesz.

REKLAMA