REALITY. Prawda kontra rzeczywistość [RECENZJA]
„Mamy nakaz przeszukania pani posiadłości”. Tymi słowami rozpoczyna się Reality Tiny Satter. Intrygujący film o dochodzeniu prawdy i (nie)radzeniu sobie z technikami przesłuchań oraz manipulacji służb porządkowych, który zadebiutował podczas tegorocznego festiwalu w Berlinie. Oceniamy obraz z udziałem Sydney Sweeney.
„Reality”: „niewinna rozmowa”
Reality Winner wraca do domu po pracy. Gdy w okno jej samochodu pukają dwaj agenci FBI, mówiąc, że mają nakaz przeszukania jej posiadłości i przesłuchania jej w celu przeprowadzenia śledztwa, dziewczyna nie wydaje się szczególnie zaskoczona. Dość szybko zaczyna kooperować z agentami i udzielać odpowiedzi na ich pytania, zadawane w trakcie niewinnej rozmowy. Celowo użyłem słowa „rozmowy”, bo scenariusz* Reality bardzo wyraźnie zaznacza sposoby działania agentów i fakt, że bohaterka przez długi czas nie jest oficjalnie przesłuchiwana.
Sposób budowania narracji wokół tajemnicy, związanej z tematem rozmowy, pozwala nam jeszcze mocniej zaangażować się w przebieg wydarzeń. Zaczynamy doszukiwać się ukrytych znaczeń i informacji. Łaknąc szczegółów, coraz bardziej przysłuchujemy się wymianie zdań, wyłapując wszystkie precyzyjności i nieścisłości tego, co zostaje powiedziane. Stąd właśnie wychwytujemy rozróżnienie między „rozmową” a „przesłuchaniem”, czy „pomocą agentom” a „oficjalnym zatrzymaniem”. Film, tak jak użyte wypowiedzi, jest bowiem bardzo precyzyjnie skonstruowany i nieprzypadkowy.
Wyświetl ten post na Instagramie
„Realty”: bomba tykająca w czasie rzeczywistym
Reality to film nie tylko oparty na faktach, ale też w całości bazujący na prawdziwych nagraniach FBI oraz ich transkrypcji, opowiedziany w czasie rzeczywistym. *Tym samym scenariusz dzieła dość dosłownie napisało prawdziwe życie. Jest to wybitne zagranie formalne, świetnie budujące klimat i wrzucające widza w sam środek wydarzeń. Na dodatek pierwsze minuty – prezentujące sam początek nagrania – brzmią jak wzięte bezpośrednio z dyktafonu – z całą ziarnistością, niedoskonałością, echem i pogłosami, które można usłyszeć na tego typu materiałach. W pierwszym momencie brzmi to wręcz jak oryginalne głosy prawdziwych ludzi. Dopiero po chwili warstwa dźwiękowa przechodzi do wyższej jakości, a aktorzy zaczynają mówić swoimi własnymi głosami. Ten zabieg formalny buduje bardzo ciekawą relację widza z oglądanym filmem, pozwalając mu jeszcze mocniej wczuć się w przedstawioną sytuację. Dodając do tego czas rzeczywisty trwania dzieła – główna część filmu trwa tyle, ile oficjalnie trwała rozmowa agentów FBI z zatrzymaną – należy zauważyć, że warstwa formalna obrazu od początku ustawia nam wysoką poprzeczkę, jeśli chodzi o immersję w opowiadaną historię.
Na dodatek reżyserka Tina Satter i operator Paul Yee w świetny sposób operują przestrzenią i pracą kamery, by na ich bazie budować napięcie. Gdy rozmowa przenosi się do „nieużywanego pokoju na tyłach domu”, już sam wygląd i sposób pokazywania go na ekranie budzi nasz niepokój. Zaczynamy zastawiać się, co za chwilę może wydarzyć się w tym pomieszczeniu i do czego dochodziło tam wcześniej.
W tym kontekście nie bez znaczenia jest też wygląd postaci. Reality Winner w wykonaniu Sydney Sweeney jest celowo nieumalowana i ubrana w zwyczajne ubrania, by podbijać jej niewinny wygląd i pozwalać emanować spokojem. Reality otoczona jest zaś grupą mężczyzn o dość groźnym wyglądzie, którzy – choć pytają o zgodę – gotowi są zrobić to, co im się żywnie podoba. Ten kontrast od razu uruchamia w naszej głowie myślenie w stylu: jednostka kontra system, kobieta kontra mężczyźni. Ten konfrontacyjny element oraz jego dysproporcja zostają też doskonale nakreślone w pracy kamery. Operator zdaje się bowiem wielokrotnie niemal napierać na bohaterkę sposobem kręcenia scen – coraz bardziej przybliżając się do jej oblicza. To, w połączeniu z niepokojącym wyglądem pokoju, buduje poczucie osaczenia i pewnej klaustrofobiczności, które wylewają się z ekranu.
Wyświetl ten post na Instagramie
„Reality”: umiejętna gra
Reality umiejętnie gra ze stereotypami i oczekiwaniami widza. Reżyserka skrzętnie odsłania karty, bawiąc się w ten sposób sympatią odbiorców. Pozwala im równocześnie samemu ocenić przedstawianą sytuację. Ogromna w tym zasługa samego scenariusza, dosłownie wziętego z prawdziwego życia. Z naszej „rzeczywistości”.
W tym wszystkim wyśmienita jest Sydney Sweeney, która gra swoją postać w bardzo zniuansowany sposób. Jej rola wymyka się prostym kategoryzacjom. Reality na pierwszy rzut oka jest bardzo opanowana i chętna do pomocy. Potem jednak tak często zmienia taktykę w rozmowie z agentami FBI, że zaczynamy zastanawiać się, czy jest tak przebiegła i umiejętnie z nimi gra, czy raczej nieokrzesana i dająca się ponieść emocjom (by nie użyć słów jak „naiwna” czy „głupia”). Bardzo trudno rozgryźć, dlaczego zachowuje się w sposób, w jaki oglądamy ją na ekranie. Ta nieumiejętność zakwalifikowania bohaterki do konkretnej kategorii, umieszczenia jej w konkretnej „kratce w kwestionariuszu” czy nawet dowolnego stereotypu, to kolejny element pokazujący precyzję i reżyserską umiejętność Tiny Satter. To także następny przykład na to, że choć to sama opowieść jest często punktem wyjściowym do opowiadania historii, to sposób – w jaki zostaje prowadzona – jest jej prawdziwym motorem napędowym. Tym, co czyni z niej dzieło godne uwagi. Tina Satter zamieniając transkrypt FBI w kino, pokazuje, że to medium jest w stanie wyciągnąć emocje z najbardziej zaskakujących form.
„Reality”: oceniamy film z Sydney Sweeney z Berlinale 2023
Reality to bardzo celowa gra z widzem, umiejętnie bawiąca się oczekiwaniami i budująca zaangażowanie w ciekawy sposób. Choć tytuł odnosi się bezpośrednio do imienia głównej bohaterki (które można by zresztą przetłumaczyć na polski jako „Rzeczywistość zwycięża”), to tak naprawdę świetnie nawiązuje też do samego tematu filmu – odkrywania prawdy i dochodzenia do tego, co jest nią w rzeczywistości.
Sama Sydney Sweeney jest zaś tak odmienna od tego, co widzieliśmy w jej wykonaniu w Euforii i Białym Lotosie, że pokazuje, że jest kolejną aktorką młodego pokolenia, której karierę warto śledzić.
Z tych wszystkich powodów Reality jest jednym z najciekawszych filmów tegorocznego festiwalu w Berlinie. Dziełem, które w angażujący sposób buduje napięcie i sprawia, że współodczuwamy trudną sytuację bohaterki. Przy okazji pozwala dowiedzieć się czegoś nowego o polityce Stanów Zjednoczonych oraz machinie informacyjnej, która potrafi doprowadzić ludzi na skraj. Film idealny na American Film Festival.
PS W trakcie pisania tego tekstu ogłoszono, że HBO kupiło prawa do dystrybucji tytułu. [EDIT: W Polsce film trafi do kin 11 sierpnia, dzięki M2Flms].