SYMPTOMS. Zaginiony klejnot brytyjskiego horroru
Trudno wyobrazić sobie lepszy film na jesień niż Symptoms – melancholijny obraz dla widzów pragnących odnaleźć wizualny rodowód Men Alexa Garlanda, Białej damy Franka LaLoggii, Co kryje prawda Roberta Zemeckisa i innych filmów, których akcja rozgrywa się podczas najpiękniejszej pory roku.
Helen, samotna młoda kobieta, zaprasza swoją przyjaciółkę Anne na weekend do domu rodzinnego. Położona na angielskiej prowincji posiadłość nieopodal malowniczego jeziora jest wspaniała: duża, przestronna, zaopatrzona w szklarnię i otoczona gęstym lasem. Kobiety są tam zupełnie same, jeśli nie liczyć pana Brady’ego – starszego mężczyzny, który mieszka w domku przy stajni i pełni rolę złotej rączki. Podczas przechadzki po okolicy Helen opowiada Anne, że ktoś utopił się w jeziorze. Tymczasem w domu zaczynają zachodzić niewytłumaczalne zjawiska: ze strychu dobiegają dziwne dźwięki, w oknach pojawiają się tajemnicze twarze, po korytarzach przemykają widmowe cienie – tak jakby przebywał tam ktoś jeszcze poza Helen i Anne. Czy to pan Brady, który z lubieżnością obserwuje mieszkanki posiadłości? A może to Cora – tajemnicza przyjaciółka Helen, o którą pytał miejscowy aptekarz? Jakie sekrety skrywa stare domostwo i jego lokatorzy?
Symptoms to ekranizacja opowiadania Thomasa Owena, belgijskiego pisarza z kręgu weird fiction. Produkcję sfinansował inny Belg – Jean Dupuis, potomek i spadkobierca założycieli wydawnictwa komiksowego Dupuis, które zbiło fortunę na sukcesie Smerfów. Zdjęcia powstawały w zabytkowym XIX-wiecznym dworku Harefield Grove na obrzeżach Londynu, gdzie Larraz zrealizował również lesbijski horror Vampyres (1974). Główne role przypadły Angeli Pleasence (Helen), córce słynnego Donalda, oraz Lornie Heilbron (Anne) i Peterowi Vaughanowi (Brady). Film walczył o Złotą Palmę w Cannes w 1974 roku, ale przegrał z Rozmową Francisa Forda Coppoli. Pomimo takiego prestiżu Symptoms trafił do nielicznych kin we Francji i USA dopiero po dwóch latach, a następnie do brytyjskiej telewizji i na kasety wideo. Przez lata uchodził za zaginiony, aż w 2014 roku odnalazły się jego negatywy. Dwa lata później film wreszcie ukazał się w formatach DVD i Blu-ray.
Dobrze się stało, że film José Ramóna Larraza – hiszpańskiego reżysera pracującego w Wielkiej Brytanii – został odnaleziony, ponieważ to jeden z najwspanialszych i zarazem najmniej znanych brytyjskich horrorów. Być może bardziej precyzyjnie byłoby określić go mianem psychologicznego kina grozy, nie jest to bowiem ani tandetny slasher (choć trup ściele się gęsto), ani przesycona jump scare’ami historia o duchach (choć nie raz można podskoczyć ze strachu), lecz psychodrama bliska takim słynnym tytułom jak Psychoza Alfreda Hitchcocka i Wstręt Romana Polańskiego. Wielkim atutem tego skromnego, subtelnego obrazu jest strona formalna: niespieszne tempo, stylowe zdjęcia Trevora Wrenna portretujące angielską wieś podczas mglistej jesieni i złowieszcza muzyka Johna Scotta. To wszystko składa się na oniryczną gotycką aurę, którą powinni docenić wielbiciele produkcji studia Hammer oraz filmów Rogera Cormana na kanwie utworów E.A. Poego.
Podobnie jak nakręcony przez Lazarra w tym samym roku i miejscu, chociaż zdecydowanie mniej subtelny Vampyres, film jest przepełniony kobiecym homoerotyzmem – delikatnym, eterycznym, rozgrywającym się w równej mierze na płaszczyźnie fizycznej, co duchowej. Fizycznej bliskości pomiędzy Helen a Anne właściwie tu nie ma, wątek pożądania i fascynacji (jednostronnej, dodajmy) jest wyważony, pozostając w strefie aluzji i podtekstów. Niedomówienia w logiczny sposób rymują się ze stłumioną seksualnością i postępującą paranoją Helen, które uwalniają się w sposób łatwy do przewidzenia. Ale nie o zaskoczenia tu chodzi, lecz o gęsty, klaustrofobiczny klimat wygrywany za pomocą oszczędnych środków. Symptoms stanowi przykład tzw. mood piece – dzieła nastrojowego, lirycznego, odnoszącego się bardziej do emocji niż intelektu, przemawiającego do zmysłów, a nie do umysłu. Takiego, w którym narracja jest drugorzędna wobec zniewalającej atmosfery.
PS Niewykluczone, że miłośnikiem Symptoms był sam David Bowie; oto możliwy dowód w sprawie.