search
REKLAMA
Archiwum

POWAŻNY CZŁOWIEK. Bracia Coen w dobrej formie

Przemysław Kapela

2 września 2019

REKLAMA

Żona Gopnika nie przypomina kobiet znanych nam z wyżej wymienionych filmów. Nie kumuluje w sobie złości na męża za jego oziębłość. Nie ma w planach samobójstwa. Nie ma również mowy o skrywanym homoseksualizmie. Jest samoświadomą kobietą (echo dochodzącego do głosu w owym czasie feminizmu?), ma już nawet kandydata na przyszłego męża. Okazuje się być nawet na tyle “samodzielna”, że opróżni wspólne konto małżeńskie i odeśle męża do przydrożnego motelu wraz z wujkiem uprzykrzającym życie całej rodzinie. Sprawa wydaje się być przesądzona.

Relacje rozwodzących się małżonków ilustruje ciekawa rozmowa będąca jednocześnie grą słów. Oboje mówią “I haven’t done anything“, z tym że mąż ma na myśli “ale ja przecież nic nie zrobiłem” (żeby miała go opuścić), a żona – “nic nie osiągnęłam”. Oboje chcą czegoś innego. Ona – odmiany, on – utrzymania rodziny. Czy potrzeby Larry’ego i Judith tak bardzo się różnią? Oboje oczekują miłości, tylko w innej formie. Nieprzypadkowo ze słuchawek ich syna słychać piosenkę “Somebody to love” zespołu Jefferson Airplane. Ona utożsamia się z wersem: “don’t you want somebody to love?” – “czy nie pragniesz kogoś do kochania?”, z kolei jego postawa prędzej odnosi się do drugiego wersu: “don’t you need somebody to love?” – “czy nie potrzebujesz kogoś do kochania?”. Ona bardziej pragnie, niż potrzebuje, stąd romans i stąd kochanek. On bardziej potrzebuje, niż pragnie – to rodzina jest centrum jego świata. Czy nie da się tego połączyć?

Gopnik w przedziwny sposób próbuje ratować swoje małżeństwo: idzie na każde ustępstwo wobec żony (choć to ona go zdradziła!). Wiemy, że jest człowiekiem słabego charakteru i dlatego zgadza się na każde jej żądanie. Pozwala nawet panoszyć się po domu jej kochankowi (czy rzeczywiście kochankowi – wiemy to od dybuka, pytanie, czy dybukom można wierzyć?). Rzecz jasna jego uległość nie znajduje u nas zrozumienia. Z drugiej strony postępuje on wedle zasady: “taka była wola Boga”. Najwyraźniej jego rodzina miała się rozpaść, w końcu żonę, która do tego doprowadza, wybrał sobie sam. Powinien pójść za radą mędrca Rashiego (poprzedza ona film): “przyjąć z prostotą wszelkie koleje losu”, ale nie potrafi, nie chce. Jak ma postąpić? Być Żydem i pogodzić się z losem, czy może zachować się jak mężczyzna i walczyć o dom, żonę, dzieci. Dostrzegamy rozdźwięk i niemożność jednoczesnego sprostania tym rolom, tak jakby bycie normalnym pracującym Amerykaninem stało w sprzeczności z byciem Żydem. Znerwicowanie Gopnika pogłębia się.

Zawodzą wszelkie próby racjonalnego rozwiązania problemów – Gopnik nie bez przyczyny jest matematykiem. W jego świecie nie ma miejsca na niewiadome, jak sam mawia swoim uczniom, tłumacząc jeden z paradoksalnych matematycznych dowodów: “nawet jeśli tego nie rozumiecie, to wciąż was obowiązuje na egzaminie“. I tak też żyje. Może i obchodzi wszystkie obowiązujące święta, jest przykładnym Żydem w społeczności, swoje dzieci posyła do hebrajskiej szkoły, lecz nie należy się w tym doszukiwać duchowości. Jedynie obowiązek.

Gopnik, widząc porażkę racjonalizmu w próbie wyjścia z kłopotów, przełamuje się i postanawia szukać pomocy u rabinów. Ci okazują się być nieżyciowi, pozbawieni współczucia i kompletnie bezużyteczni. Opowiadają o cudach boskich, jakim potrafi być zwykły parking, przytaczają jakieś anegdotki, albo nie mają dla niego czasu. Gdyby miał wątpliwości w kwestiach wiary, albo pytał o sens życia, pewnie by coś zaproponowali, ale gdy chodzi o coś bardziej przyziemnego, o życie codzienne, duchowni są bezradni. W rezultacie cenniejszą radą okazuje się być ta od ojca Koreańczyka: “zaakceptuj zagadkę”, i nieważne, że dotyczyła ona źródła pochodzenia łapówki.

REKLAMA