POSKROMIENIE ZŁOŚNICY 2. Miłość w Tatrach ma zawsze pod górkę [RECENZJA]
Ostatnio filmy o Góralach stały się całkiem modne. Było Poskromienie złośnicy, teraz jest następna część, a już zapowiedziano kolejną produkcję o tej mniejszości etnicznej, bo tak ją powinniśmy traktować – mam tu na myśli film pt. Biała odwaga Marcina Koszałki, który będzie miał premierę w marcu 2024 roku. Z pierwszej części Poskromienia złośnicy zapamiętałem jedynie sztampowe dialogi, słabe zdjęcia oraz prawdziwy majstersztyk w dziedzinie efektów specjalnych – animowane w CGI pszczoły. W najnowszej odsłonie serii pszczół już nie ma. Wprowadzono nawet kilka nowych postaci, ale czy całość jest w stanie odbić się od pierwowzoru? Byłem właściwie pewny, że nie, ale kilka elementów niespodziewanie wyszło lepiej.
Przede wszystkim zdjęcia – teraz są o wiele bardziej przemyślane, zadziwiająco często widać góry, nawet w nocy. Jest nawet sekwencja wyścigów narciarskich odbywających się w nocy – krótka, nie do końca technicznie poprawna ze względu na brak ujęć ze stabilizowanej kamery, jednak na tle innych polskich filmów o górach to rzadkość. Technika cyfrowa bardzo w tym przypadku pomogła, ze względu na wysoką czułość matryc w kamerach. Poprawiła się również jakość humoru, zwłaszcza poprzez wprowadzenie dodatkowej postaci – Kacper (Piotr Nerlewski) dodał Patrykowi (Mikołaj Roznerski) nowy sens istnienia, co niezbyt dobrze świadczy o głównej postaci kobiecej (Magdalena Lamparska w roli Kaśki), która stała się właściwie zbędna, bo dwaj męscy bohaterowie i Weronika (Agata Turkot) oraz charakterystyczni Jędruś (Tomasz Sapryk) i Wacuś (Piotr Cyrwus) radzą sobie wystarczająco dobrze. Gdzieś w tle klimatu dopełniają Dorota Stalińska oraz Sławomir Zapała. O wiele lepszy jest również montaż, który teraz naprawdę cieniuje film emocjonalnie. Kolejną zaletą jest rezygnacja z loftowych plenerów Warszawy, która obecna była w gatunku polskiej komedii romantycznej nazbyt często. W Poskromieniu złośnicy 2 możemy oglądać głównie swojskie tereny Podhala jeszcze nieskażone cywilizacją. Fabuła nie bazuje tylko na problemach miłosnych głównych bohaterów, ale znalazły się w niej przynajmniej dwie intrygi, w tym jedna przemytnicza. Ta pierwsza z porwaniem góralskim nie została niestety do końca wykorzystana. Zabrakło nieco więcej czarnego humoru. Nie pomógł nawet niedźwiedź. Co do jakości samego niedźwiedzia: widzimy najpierw jego cień, potem kawałek pyska przez szybę, łapę i ujęcie z daleka. Trudno powiedzieć, co jest prawdziwe, a co stworzone techniką cyfrową. Generalnie w pojawieniu się niedźwiedzia nie widać żadnego geniuszu estetycznego, ale przynajmniej nie ma obciachu, jak z pszczołami w pierwszej części historii.
Podobne:
W polskim kinie problemy często pojawiają się wtedy, gdy za wszelką cenę próbujemy w naszych warunkach stworzyć projekcję rzeczywistości zupełnie nam obcej. Niestety tak się zdarzyło i w tym przypadku. Na początku filmu Kaśka wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, żeby wziąć udział w programie telewizyjnym i odebrać nagrodę. Twórcy produkcji nie pokusili się o żadne ciekawe ujęcie USA, a jako prezenterka w studio amerykańskiej telewizji wystąpiła Patricia Kazadi. Że nie wspomnę o jakości scenografii show, które przypomina raczej kanał niezależnej telewizji kablowej w małym mieście niż profesjonalną telewizję. Symulacja więc nie wyszła nawet poprawnie, zresztą zwykle nie wychodzi, jeśli jest robiona po kosztach. Nie twierdzę, że dobre zrobienie wyjazdowych zdjęć jest u nas niemożliwe, ale nie dba się o to, co nie pasuje do reszty produkcji, zwłaszcza gdy jest ona jakościowo lepsza od zagranicznych wstawek. W przypadku fabuły brakuje również jakiegokolwiek twistu. Historia kończy się sztampowo. Nie ma żadnej przestrzeni do nakręcenia kolejnej części serii, z czego się trzeba cieszyć, bo nie wierzę, że trzecia odsłona wniosłaby jakąś rewolucję do historii. Trzeba by zmienić styl, potraktować gatunek komedii romantycznej nowocześnie, eksperymentalnie, a nie kurczowo trzymać się szablonów. Niestety, mimo że w Poskromieniu złośnicy 2 wiele rzeczy udało się lepiej niż w „jedynce”, to wciąż jest to tania i przeciętna komedia romantyczna bez ambicji, nawet tych minimalnych, do wyważenia drzwi tego gatunku. Na koniec, jeśli będziecie ten film oglądać, zastanówcie się nad tytułem – gdzie jest ta złośnica? Gdzie jej poskromienie? Na czym polega, bo z fabuły wynika raczej, że trzeba było poskramiać męskie zacietrzewienie, rywalizację niż kobiece emocje. Może jakiś pomysł na fabularny sens tytułu był, lecz ktoś zapomniał go rozpisać w scenariuszu? Docenić jednak należy, z jakim szacunkiem potraktowano kulturę góralską, nasycając historię folklorem podanym z umiarem, żeby nie zmęczyć widza, a zachęcić go do poznania tradycji etnicznych mieszkańców Podhala. Film traktuje ich jak spójną, chociaż nieco krnąbrną, grupę etniczną, co jest wyrazem szacunku dla ich życia, które zmienia się, unowocześnia dla dobra ich i ich geograficznych sąsiadów. Smartfon, nowoczesny pick-up, a może nawet zastąpienie koni nowocześniejszymi środkami transportu, to konieczna przyszłość Górali, którą pokazuje Poskromienie złośnicy 2.