search
REKLAMA
Recenzje

PÓŁ WIEKU POEZJI PÓŹNIEJ. Recenzja fanowskiego filmu o WIEDŹMINIE

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

11 grudnia 2019

REKLAMA

Teoretycznie nie było lepszego czasu na pokazanie fanowskiego filmu Pół wieku poezji później niż na kilkanaście dni przed oficjalną premierą Wiedźmina na platformie Netflix. Wiele osób czekało na ten moment z niecierpliwością, w tym także ja, odkąd tylko usłyszałam o projekcie. Jakież było moje zdziwienie, gdy produkcja za 100 tysięcy złotych mimo szumnych zapowiedzi okazała się być niewypałem, który być może lepiej wypadłby w innych rękach. 

Fabuła Pół wieku poezji później rozgrywa się po wydarzeniach z ostatniej książki o wiedźminie Geralcie. Mamy tu do czynienia z atakiem na warownię Kaer Morhen, gdzie wymordowana zostaje ostatnia grupa wiedźminów. Tylko jednemu z nich, Lambertowi, udaje się ocaleć. Wiele lat później łączy siły z czarodziejką Triss Merigold oraz bękarcim synem Jaskra, by pokonać przewodzącego napadowi na Kaer Morhen superwojownika Agaiusa oraz ująć czarodziejkę Ornellę, która weszła w posiadanie legendarnej już Księgi Alzura.

Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest fakt, że Pół wieku poezji później to rzeczywiście produkcja od fanów dla fanów. Ale niestety wyłącznie dla nich. Osoby, które nie są dokładnie zaznajomione z twórczością Sapkowskiego czy grami studia CD Projekt RED, mogą mieć dość duży problem z wyłapywaniem niesamowicie dużej liczby smaczków i nawiązań. Sama nie jestem ekspertem od wiedźmińskiego świata, dlatego połowa seansu okazała się dla mnie totalnie niezrozumiała, mimo że znam główne wątki kultowej sagi. Widać, że twórcy skupiali się wyłącznie na przedstawieniu historii, która nie jest uniwersalna, ale mocno osadzona w świecie stworzonym przez Sapkowskiego. Dlatego dla kogoś, kto jest nowicjuszem, seans będzie znacznie utrudniony.

Trudno jednoznacznie ocenić film. Z jednej strony to bowiem produkt fanowski i teoretycznie nie powinno się go osądzać na podstawie wymogów związanych z wielomilionowymi produkcjami. Z drugiej jednak strony odpowiada za niego profesjonalna ekipa filmowa oraz biorą w nim udział aktorzy, którzy swój debiut mają dawno za sobą. Efekt końcowy okazuje się być niezwykle słaby, nawet jeśli przyjmiemy, że film pretenduje tylko do bycia tworem lepszym aniżeli niesławny już serial z Michałem Żebrowskim w roli głównej. Ale od tego serialu niewiele rzeczy może być gorszych. W Pół wieku poezji później jest wiele elementów, które grają, i niestety dużo więcej tych, które zupełnie nie sprawdzają się na ekranie.

Abstrahując od natłoku niezrozumiałych nawiązań, nie można przejść obojętnie wobec technicznych niedociągnięć scenariusza. Niektóre teksty były tak grafomańskie, że zastanawiałam się, kto uznał, iż ich zamieszczenie w skrypcie jest dobrym pomysłem. Może warto byłoby na przestrzeni tych czterech lat dopracować to, w jaki sposób wypowiadają się niektórzy bohaterowie, a także zastanowić się nad zasadnością niektórych wątków.

Wydaje mi się, że całość prezentowałaby się dużo lepiej jako zupełnie odrębna opowieść wprowadzająca do świata Sapkowskiego. Wspominany już wcześniej największy problem produkcji, czyli trudność jego zrozumienia poza kręgiem fanów (którzy też mogą przegapić rozmaite smaczki przemycone chociażby z gry), oraz widoczne braki scenariuszowe to jedno, ale brak pomysłu na historię to drugie. Zostajemy bowiem wrzuceni w sam środek akcji, nie wiedząc absolutnie nic o bohaterach czy wydarzeniach, co tylko dodatkowo konfunduje widza.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA