PLAC ZBAWICIELA. Koszmar, z którego nie da się obudzić

Choć wymowa filmu jest całkowicie uniwersalna, a prezentowany obraz relacji społecznych i międzyludzkich jest w stanie wstrząsnąć każdym odbiorcą, niezależnie od jego wieku, kultury, w której się wychował, czy narodowości, szczególnie silny oddźwięk ma on w znanej nam, rodzimej, współczesnej rzeczywistości. Bohaterowie są z premedytacją „uprzeciętnieni”, tak pod względem cech charakteru, jak i wykonywanego zawodu, czy nawet temperamentu. Sytuacja wyjściowa fabuły jest, co w sztuce tak nietypowe, zaskakująco „codzienna” i „zwyczajna”, choć generuje emocje tak ekstremalne, sama w sobie jest przypadkiem, jakich wiele, przykrym i przygnębiającym, lecz również bardzo typowym. Choć filmowa Beata oraz jej dzieci stają się ofiarami wielkiego okrucieństwa, patologia, którą obserwujemy, jest patologią codzienności, którą jako społeczeństwo tolerujemy nieustannie, udając, że nie dostrzegamy jej przez zamknięte drzwi mieszkań i domów obok nas. Żyjemy dziś w świecie podporządkowanym wszechobecnej, medialnej propagandzie materialnego sukcesu i łatwego osiągania szczęścia; Plac Zbawiciela to brutalne przebudzenie w prawdziwej rzeczywistości. Wyłączając niewielki procent społeczeństwa egzystujący na stopie materialnej pozwalającej na obserwowanie przedstawionych w Placu… problemów z bezpiecznego dystansu, film ten dotyczy każdego z nas, ciebie i mnie, opowiada o ludziach, których znamy i sytuacji, w której sami możemy się kiedyś znaleźć.
Plac Zbawiciela stanowi dobitne i bezkompromisowe oskarżenie świata dorosłych. Dzieci Beaty i Bartka stają się świadkami i uczestnikami wielkiego dramatu, przemocy zarówno psychicznej, jak i fizycznej, obserwując wszystko to wzrokiem wyrażającym strach i niezrozumienie. „Tak się nie wychowuje dzieci” – pada z ust jednego z synów pary zdanie, sugestywne i oddziałujące tym mocniej, iż wypowiedziane zostaje właśnie dziecięcym głosem, z całą dziecięcą prostotą i szczerością. Ani przez moment w trakcie trwania seansu nie możemy mieć przekonania co do jakichkolwiek głębszych relacji uczuciowych pomiędzy bohaterami (co widoczne szczególnie mocno w kontekście młodej małżeńskiej pary); jednocześnie owa „przypadkowość” ich związku również jest nam dobrze znana i „codzienna”. To ten rodzaj braku uczuć między ludźmi, który usprawiedliwiamy na co dzień tysiącami nieudolnych, pragmatycznych wytłumaczeń. Film stanowi więc uniwersalną refleksję na temat zła rodzącego się wszędzie tam, gdzie w obliczu nietrwałości wartości materialnych, zapomina się o tych najbardziej fundamentalnych, jak zrozumienie, empatia i miłość.
Wbrew tytułowi utworu jego finał nie stanowi ani dla nas, ani tym bardziej dla bohaterów żadnego zbawienia. Jeśli dokonuje się w nim jakiekolwiek odkupienie win i grzechów, to skromne i niewspółmiernie małe w stosunku do ich rozmiarów. Dalsze losy bohaterów nie są dla nas w pełni jasne; pytanie o to, jak wiele wyniosą oni z tej brutalnej lekcji, pozostaje zatem otwarte. Podobnie jak to, ile z tej lekcji będziemy chcieli wynieść my sami.
Podobne wpisy
Wbrew dość powszechnym dziś – w dobie postmodernizmu – standardom uważam, iż nadrzędną cechą ambitnej sztuki jest przede wszystkim przekazywanie wartości, nie zaś krytykowanie tego, co złe; dzieło Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze stanowi tu jednak jeden z wyjątków. Film ten, niczym opowiadania i powieści Franza Kafki, wystawia bowiem swego odbiorcę na ciężką emocjonalną próbę, by przypomnieć mu, jak wygląda świat, w którym te właśnie wartości zostały porzucone.
Plac Zbawiciela to jeden z wybitnych utworów polskiego kina, nadający sformułowaniu „realizm” zupełnie nowy wymiar. Nie jestem w stanie przywołać w swej pamięci żadnego obrazu, który był dla mnie równie trudnym kinowym przeżyciem. Wstrząsających filmów jest wszakże wiele; wśród takich tytułów jako oczywiste przychodzą na myśl choćby Róża Wojtka Smarzowskiego, Idź i patrz Elema Klimowa, Drabina Jakubowa Adriana Lyne’a czy wspomniany już wcześniej Dług, również w reżyserii współtwórcy Placu…, Krzysztofa Krauzego. W każdym z tych przypadków jednak ów wyniszczający ładunek emocjonalny jest choć w niewielkim stopniu ograniczany, choćby przez dystans czasowy dzielący nas od przedstawianych wydarzeń, specyficzny punkt wyjścia fabuły czy obraną przez twórców surrealistyczną konwencję. Twórczość reżyserów takich, jak Michael Haneke, Andriej Zwiagincew czy Cristian Mungiu, bywa przytaczana w kontekście takich właśnie bezwzględnych obrazów otaczającego nas świata, jednak szczególny, partykularny charakter sytuacji przez nich przywoływanych sprawia, że wstrząs, który powodują, jest choć w niewielkim stopniu „uśmierzany”. Plac Zbawiciela, pozostając tak blisko codziennej, „zwyczajnej” rzeczywistości, jak tylko sztuka może to czynić, osiąga szczególną emocjonalną siłę.
Rzeczywistość tym straszniejsza bywa od koszmaru, że nie da się z niej wybudzić, ani od niej uciec, choćby nie wiem jak się tego chciało. Zdarza się jednak również tak, że jedno i drugie nie różni się od siebie niczym.
korekta: Kornelia Farynowska