search
REKLAMA
Recenzje

PISKLAKI. Widzieć i czuć bardziej

Dawno nie doświadczyłam filmu przepełnionego takim pięknem i czułością jak Pisklaki.

Maja Budka

24 maja 2022

REKLAMA

Dobrze przypomnieć sobie, że jest się człowiekiem. Człowiekiem zdolnym do odczuwania tak silnej sympatii i przywiązania do drugiego człowieka. Do czerpania radości z każdego najmniejszego gestu, słowa czy uśmiechu osoby ukazanej na ekranie. Oglądanie filmu Pisklaki w ciemnej sali małego kameralnego kina na tegorocznym festiwalu Millennium Docs Against Gravity było przeżyciem głęboko intymnym, rażącym i wzruszającym. Już od pierwszej sceny ściska gardło, ale uśmiech nie znika z twarzy aż do napisów końcowych. 

Czytając opis dzieła Lidii Dudy nastawiałam się psychicznie na film smutny, druzgocący oraz że wychodząc z kina w piątkowy wieczór nie będę już myśleć o niczym innym przez resztę weekendu. W jednym nie miałam racji. Czarno-białe Pisklaki, mimo że opowiadają o nieopierzonych 7-latkach, które przedwcześnie wylatują z rodzinnego gniazda, idąc do szkoły z internatem dla osób niewidomych i niedowidzących, nie jest absolutnie filmem smutnym. Pozbawiony jest również nadmiernego współczucia i zbędnego moralizatorstwa. To film pełen radości i gloryfikacji życia. Na tytułowe pisklaki patrzy się nie ze współczuciem, ale z nieskrywanym podziwem oraz życzliwością.

Wraz z nadejściem nowego roku szkolnego do ośrodku w Laskach zjeżdżają nowi uczniowie. Klasę 1A tworzą wesoła, rozgadana i obdarzona ogromną fantazją Zosia, wrażliwy, wstydliwy i bardzo uczuciowy Oskar oraz nieśmiała ale niezależna, pilna Kinga. Trio staje się głównymi bohaterami, a my patrzymy, jak w tej mieszance odmiennych charakterów rodzą się przyjaźnie.

Nowi uczniowie, przerażeni nagłą rozłąką z rodzicami, pomagają sobie wzajemnie w sytuacji całkowicie dla nich obcej. Okazuje się, że nikt, nawet ich najbliżsi, nie rozumie ich tak dobrze jak inne dzieci podobne do nich. Między pisklakami tworzą się relacje oparte na współodczuwaniu, pełnego ciepła i ogromnej dawki humoru. Bo to wciąż rezolutne, ciekawe życia, charakterne czy uparte dzieci. Dzieci, które choć mają wyczulone wszystkie zmysły i nie da się obok nich przejść na palcach niezauważonym, nie wstydzą się swoich uczuć, miłosnych wyznań, chwil słabości i smutku przed kamerą, której obecność czują. 

Przepełniony pięknem i czułością

Pisklaki

Reżyserka Lidia Duda (twórczyni dokumentów takich jak Herkules czy Bracia) przyznała, że roboczy tytuł filmu brzmiał Rozłąka. Faktycznie dużą część filmu zajmuje podglądanie pisklaków, jak dostosowują się do nowych, trudnych warunków. Po 7 latach życia, w ciągu których dotyk matki czy ojca wyznaczał im drogę przez świat, nagle muszą radzić sobie sami. W szkole, gdzie z dnia na dzień muszą nauczyć się samodzielności, pomagają im nauczycielki, ale największe wsparcie oraz pomoc dają sobie nawzajem. Są w tym razem. Trzymają się za ręce, prowadzą przez korytarz, głaszczą włosy, uspokajają przytuleniem czy dowcipnym słowem otuchy. Jednak „rozłąka” to nie jest najlepsze słowo opisujące ten dokument.

Wyjazd do szkoły to dla bohaterów bolesna lekcja życia, ale finalnie daje im ogromną siłę, zabawę i umacnia charaktery. Lidia Duda, operując głównie zbliżeniami, akcentuje rodzące się więzi między dziećmi. Koncentruje się na ich niezwykłej wrażliwości, sposobie odbierania i postrzegania świata. Na ich widzeniu i poznawaniu, które są głębsze niż zwykłe patrzenie oczami. Na ich niezwykłej emocjonalności, autentyczności i dojrzewaniu, które wspólnie przechodzą. Początkowe przerażenie i samotność znikają, gdy Zosia, Oskar i Kinga stają się swoimi opiekunami, przewodnikami i kompanami.

Dawno nie doświadczyłam filmu przepełnionego takim pięknem i czułością jak Pisklaki. Podglądanie bohaterów w trakcie ich przemiany i obrastania w piórka było przeżyciem emocjonalnym i otwierającym oczy na kwestię niepełnosprawności. Mówi się, że kluczem do zrealizowania dobrego filmu dokumentalnego są bohaterowie. Lidia Duda miała ogromne szczęście, trafiając na Zosię, Oskara i Kingę, jednak wierzę, że z wrażliwością, pokorą reżyserki oraz jej ekipy film wyszedłby równie przepięknie, gdyby miał być zrealizowany w innym czasie. Zawsze gdzieś tam są pisklaki, które właśnie uczą się latać. 

Maja Budka

Maja Budka

Oficjalna chuliganka Wong Kar Waia

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA